1. niedziela po Epifanii

Tekst kazalny: Mt 3, 13-17


Wtedy przyszedł Jezus z Galilei nad Jordan, do Jana, aby się dać ochrzcić przez niego. Ale Jan odmawiał mu, mówiąc: Ja potrzebuję chrztu od ciebie, a ty przychodzisz do mnie? A Jezus, odpowiadając, rzekł do niego: Ustąp teraz, albowiem godzi się nam wypełnić wszelką sprawiedliwość. Tedy mu ustąpił. A gdy Jezus został ochrzczony, wnet wystąpił z wody, i oto otworzyły się niebiosa, i ujrzał Ducha Bożego, który zstąpił w postaci gołębicy i spoczął na nim. I oto rozległ się głos z nieba: Ten jest Syn mój umiłowany, którego sobie upodobałem.

Powyższy tekst kazalny daje nam dobrą okazję do tego, byśmy bliżej przyjrzeli się okolicznościom i miejscu, w którym został stanowiony Chrzest (jeden z dwóch sakramentów uznawanych i praktykowanych w Kościołach ewangelickich). Co ciekawe, źródło Chrztu nie znajduje się w katechizmach ani w teologii reformatorów, ani nawet w znanym nakazie chrzestnym Jezusa, który zamyka ewangelię według św. Mateusza. Drodzy, początek chrześcijańskiej praktyki chrzestnej związany jest z Chrztem Jezusa w Jordanie. Zgodnie z wolą Jezusa Jego Chrztu dokonał Jan Chrzciciel, który jako pustelnik żył nad rzeką Jordan. Nie jest do końca jasne, dlaczego Jezus wybrał właśnie Jana Chrzciciela. Wiadomo jednak, że w dolinie nad Jordanem Jan wygłaszał swoje słynne kazania, w konsekwencji których przybywało do niego wielu ludzi z bliska i daleka. Jego sława sięgała aż do odległej Jerozolimy. Warto powiedzieć, że chcąc dostać się nad Jordan, by posłuchać do Jana Chrzciciela, trzeba było 2 dni maszerować pieszo przez spaloną słońcem pustynię! Jest oczywiste, że na taki wyczyn stać było tylko nielicznych, a więc tych ludzi, którzy poszukiwali i pragnęli prawdziwego życia z Bogiem.

Dzisiaj wiemy, że Jan nie posiadał wcale jakiejś tajemnej wiedzy zarezerwowanej tylko dla najbardziej wytrwałych słuchaczy i uczniów. Można powiedzieć, że Jan był charyzmatycznym kaznodzieją pokuty, skoncentrownym na dwóch podstawowych religijnych tematach. Po pierwsze na różne sposoby głosił aktualność i ważność przykazań – Dekalogu. Wychodził z założenia, że skoro Bóg nadał je Ludowi Wybranemu, należy się ich trzymać. A po drugie, Jan głosił Królestwo Boże, które się zbliża i dynamicznie rozwija. Ba, które przybliżyło się już do ludzi na tyle, że nie można pozostać na tę Bożą inicjatywę obojętnym. Swoich słuchaczy Jan zachęcał do zanurzania się w Jordanie i bezgranicznej wiary, że Bóg jest naprawdę miłosierny i łaskawy; że z Nim zawsze jest możliwy nowy początek, bo „co niemożliwe jest u ludzi, możliwe jest u Boga” (Łk 18, 27). Łatwo się domyślić, że niezliczone rzesze ludzi, którzy z uwagą słuchały Jana, przyjmowały Chrzest. To był Chrzest wodny będący znakiem ożywienia religijnego o charakterze pokutnym.
Pewnego razu wśród pielgrzymów, którzy z Jerozolimy udali się nad Jordan do Jana, znalazł się również Jezus z Narazetu. Słyszeliśmy dzisiaj takie słowa: „Wtedy przyszedł Jezus z Galilei nad Jordan, do Jana, aby się dać ochrzcić przez niego“. Zapewne nie chciał być innaczej potraktowany niż inni ludzie. Nie wiemy dokładnie, czy potrzebował jakiegoś rodzaju pokuty czy odnowienia religijnego, wiemy jednak, że zmierzał do Jana Chrzciciela.

W scenie ewangelicznej, którą roztacza przed nami ewangelista Mateusz, Pan Jezus stanął pomiędzy grzesznikami, którzy z Jerozlimy przywędrowali do Jana i razem z nimi zanurzył się w Jordanie! Z jednej strony widać, że Jezus solidaryzuje się z ludem, którego częścią się czuje, a z drugiej w tym niezwykłym momencie następuje coś przełomowego, co Go wyróżnia na tle innych ludzi. Mianowicie, Jan Chrzciciel początkowo nie chciał ochrzcić Jezusa! Słyszelismy, że odmawiał Mu tego, mówiąc: „Ja potrzebuję chrztu od ciebie, a ty przychodzisz do mnie? A Jezus, odpowiadając, rzekł do niego: Ustąp teraz, albowiem godzi się nam wypełnić wszelką sprawiedliwość. Tedy mu ustąpił”. Kto wie, czy ten początkowy opór Jana nie zranił Jezusa? Jednak na wyraźną prośbę Jezusa Jan się przełamuje i dokonuje tego wyjątkowego i niepowtarzalnego aktu Chrztu. „A gdy Jezus został ochrzczony, wnet wystąpił z wody, i oto otworzyły się niebiosa, i ujrzał Ducha Bożego, który zstąpił w postaci gołębicy i spoczął na nim”. W tym momencie jakby inni ludzie zeszli na drugi plan, bo na pierwszym miejscu znaleźli się tylko Jezus i Duch Święty.

Zaraz po Chrzcie w swojej wizji Jezus ujrzał otwierające się niebo i Ducha Bożego, który w postaci gołębicy usiadł na Nim. Jezus usłyszał także Głos: „Ten jest Syn mój umiłowany, którego sobie upodobałem”.

Wbrew pozorom te słowa brzmią dość znajomo. Z okresu dzieciństwa Jezusa przypominamy sobie zapewne scenę, która miała miejsce w Świątyni Jerozolimskiej: oto mały Jezus kieruje do swoich cielesnych rodziców zastanawiające i prorocze słowa: „Czemuście mnie szukali? Czyż nie wiedzieliście, że w tym, co jest Ojca mego, Ja być muszę? (Łk 2, 49). Po Chrzcie w Jordanie Duch Święty tę myśl Jezusa jednoznacznie potwierdza. Duch Boże zstępuje na Niego nie z gwałtownością – dajmy na to – orła, lecz z łagodnością gołębia. I taka niebywała łagodność towarzyszyła Jezusowi przez cały późniejszy okres Jego publicznej działalności, która zaprowadzioła Go na Krzyż Golgoty. Do dzisiaj gołębica symbolizuje takie cechy i wartości jak właśnie ustępliwość, czystość czy pokój.

Oczywiście, Chrzest Jezusa stanowi prawzór każdego chrześcijańskiego Chrztu. Tak jak Jezus niegdyś został nazwany po Imieniu i wypełniony Duchem Bożym, tak samo i my mamy obietnicę, że ten sam Duch jest nam dany. I On w swój łagodny, niemal niezauważalny, sposób działa w Chrzcie, a także nieustannie towarzyszy nam w całym naszym chrześcijańskim życiu. Ów Duch nie tylko wprowadza ład i klarowność do naszego myślenia, lecz także utrwala naszą miłość, otwiera nasze usta i pozwla nam uczciwie postępować. To ze względu na ten praktyczny wymiar chrześcijańskiego życia dzisiaj mówimy o Chrzcie i jego konsekwencjach.

Każdy Chrzest ma swoją zewnętrzną stronę (dobrze ją znamy, bo podczas nabożeństw mamy okazję współuczestniczyć w ceremoniach chrzcielnych). Jednak oprócz swej zewnętrzności Chrzest przypomina nam o ukrytym działaniu Boga, które miało miejsce w samym akcie Chrztu, a także odbywa się nieustannie w naszym chrześcijańskim życiu. Można nawet powiedzieć, że to właśnie dzięki temu ukrytemu Bożemu działaniu przez Ducha Świętego nasze życie chrześcijańskie w ogóle jest możliwe. Myślę tu zarówno o naszym jednostkowym życiu, jak i wspólnym, zborowym.

Fakt bycia ochrzczonym, a także świadomość tego nieustannego Bożego działania, które w naszym akcie Chrztu zostało przypieczętowane, zobowiązuje do składania świadectwa. I to świadectwo znów ma dwie strony: wbrew pozorom jest najskuteczniejsze, gdy jest ciche, a nawet bezzsłowne. A z drugiej strony świadectwo życia chrześcijańskiego musi być w jakiś sposób dostrzegalne, powinno być obiektywne, publiczne, żeby w ogóle dało się go zauważyć. Oczywiście najlepiej, gdy nie ma nic wspólnego z natręctwem i krzykliwością.

Drodzy, życzę Wam umiejętności składania świadectwa o Jezusie (wśród członków Waszych rodzin, współpracowników na płaszczyźnie zawodowej, a także wobec sąsiadów), którego potrzeba na co dzień. Amen.

ks. dr Dariusz Chwastek
Lublin, dnia 11.01.2009