22. niedziela po Trójcy Św.

Tekst kazalny: 1 J 2, 12-17


Piszę wam, dzieci, gdyż odpuszczone są wam grzechy dla imienia jego. Piszę wam, ojcowie, gdyż znacie tego, który jest od początku. Piszę wam, młodzieńcy, gdyż zwyciężyliście złego. Napisałem wam, dzieci, gdyż znacie Ojca. Napisałem wam, ojcowie, gdyż znacie tego, który jest od początku. Napisałem wam, młodzieńcy, gdyż jesteście mocni i Słowo Boże mieszka w was, i zwyciężyliście złego. Nie miłujcie świata ani tych rzeczy, które są na świecie. Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca. Bo wszystko, co jest na świecie, pożądliwość ciała i pożądliwość oczu, i pycha życia, nie jest z Ojca, ale ze świata. I świat przemija wraz z pożądliwością swoją; ale kto pełni wolę Bożą, trwa na wieki.

„Nie miłujcie świata ani tych rzeczy, które są na świecie”. Drodzy, zauważmy na wstępie, że wbrew pozorom apostoł Jan nie wypowiada żadnego krytycznego słowa pod adresem świata stworzonego, na którym i nam przyszło żyć. Świat to przecież pojęcie, za którym kryje się nieprzebrane bogactwo. Tylko w małej części jesteśmy go w stanie ogarnąć i opisać. Świat to nie tylko siedlisko naszego życia. Świat to miejsce życia innych ludzi, także tych mówiących różnymi językami, różniących się między sobą kolorem skóry, obyczajami, wierzeniami oraz marzeniami. Świat to cała gama kolorów i ich odcieni. Świat to lądy, jeziora, morza i oceany. To lasy, pola, rzeki, góry, chmury i jaskinie. Świat to pory roku. Świat to Boże stworzenie, które zostało nam podarowane i przeznaczone do życia.
Żyjąc lub bywając w miastach niemal na każdym kroku obcujemy z architekturą. Teraz z Bożej łaski jesteśmy na wspólnym nabożeństwie, podczas którego słyszymy muzykę najwyższej próby, komponowaną przez geniuszy (często z Bożego natchnienia). W tej wyliczance nie da się przemilczeć innych sztuk: malarstwa i rzeźby. Powiedzmy także o literaturze, bez której trudno byłoby sobie wyobrazić jakąkolwiek kulturę, edukację…, a także wartości. Drodzy, świat to miejsce zarówno naszego osobistego życia, jak i naszych rodzin, rodzeństwa oraz dzieci, wnuków, prawnuków. Jestem przekonany, że bardzo chcemy tego, by to nadal było miejsce dobre do życia dla naszch generacji, a także dla przyszłych pokoleń.

Nie trzeba tego opisu rozwijać, by stwierdzić, że mamy naprawdę nieskończoną ilość powodów, by wielbić Boga za stworzenie; za rozliczne dobra, dzięki którym możemy godnie żyć. I słusznie.

Ale skoro świat, w którym żyjemy jest stworzony przez samego Boga i nadal go dla nas utrzymuje, to jak wyłożyć słowa apostoła Jana, który mówi, byśmy nie miłowali „świata ani tych rzeczy, które są na świecie”? Aż trudno w to uwierzyć! Czyżby Jan się pomylił albo zagalopował? On powiada także, iż „wszystko, co jest na świecie, pożądliwość ciała i pożądliwość oczu, i pycha życia, nie jest z Ojca, ale ze świata”. Wynika z tego, że stworzenie, a więc świat, jest dobre, zaś niebezpieczne są pożądliwości ciała i oczu oraz pycha.

Skoro są one istotnie toksyczne, zapytajmy od razu, skąd się biorą i kiedy się pojawiają? Ma to miejsce wtedy, gdy o świecie, czyli o Bożym stworzeniu, myśli się w izolacji o jego Stwórcy. Świat oddzielony od Boga zaczyna się rządzić własnymi prawami, które zabarwione są porządliwościami i pychą. A przecież świat został pomyślany i przeznaczony do społeczności ze swoim Stwórcą. To samo dotyczy wszystkiego, co na świecie zaistniało, począwszy od rzeczy, a skończywszy na istotach żywych; ludzie zostali przcież stworzeni do relacji ze swoim Stwórcą – jesteśmy istotami dialogicznymi.

W każdej i w każdym z nas jest taka duchowa, wewnętrzna dyspozycja do tego, by kierować się w życiu Bożą wolą, by cenić sobie to, co od Boga pochodzi: Jego miłość do nas i błogosławieństwo. Warto przyznać się do tego otwarcie, że potrzebujemy Bożego błogosławieństwa, że przestępujemy próg tego kościoła, by między innymi otworzyć się na Bożą moc, która pomaga nam mocować się z zadaniami czy problemami, których życie nam nie szczędzi.

Jestem przekonany także o tym, że wieloktrotnie już łapaliśmy się na tym, że to działa; że po takim wspólnym niedzielnym nabożeństwie, gdy na kilkadziesiąt minut zostawiamy za sobą wszelkie sprawy, w jakiś tajemniczy, niewytłumaczlany sposób zyskujemy nowe wewnętrzne siły. A zarazem mamy okazję zdystansować się od wielu stresujących zadań i spraw, by z innej, bardziej miarodajnej, perspektywy ujrzeć całokształt swojego życia. Tę niezwykłą perspektywę uzyskujemy, gdy nasze ludzkie sprawy pozwalamy oświetlić Bożym Słowem i prosimy, by prześwietlił je Duch Święty.

Tak to już jest na tym Bożym świecie i w naszym życiu, iż nieustannie coś na nas wpływa, coś kształtuje nasze charaktery, nasze poglądy i życiowe wybory. To samo dotyczy naszych motywacji, myśli czy emocji. Nie żyjemy przecież w próżni.

Marcin Luter w swoim Dużym Katechizmie napisał: „Tam, dokąd lgnie twoje serce, tam jest twój Bóg lub bożek“. Lgnąć do czegoś sercem, a więc oddać się jakiejś sprawie bez reszty, to inaczej mówiąc, pożądać jej, czyli pozwolić, by ona lub coś nas w zupełności pochłaniało, kształtowało, panowało nad nami, do minimum skracając zatem horyzont naszego widzenia.

I jeśli są to np. rzeczy materialne lub idee albo prestiż, to pojawia się problem, bo oto okazuje się, że od Stworzyciela ważniejsze jest stworzenie. A powinno być dokładnie odwrotnie, o czym zaświadcza nasz tekst kazalny. No bo jeśli jednym z celów naszej obecności w kościele jest posilenie się Bożym Słowem i umocnienie się w Bożym Błogosławieństwie, to znaczy, że życzymy sobie, by nasze życie było kształtowane i bez reszty opanowane przez Boga Ojca. To znaczy, że chcemy, bo Bóg pozytywnie, zbawczo wpływał nasze charaktery, poglądy i pomagał w życiowych wyborach.

Ja wiem – to wcale nie jest łatwe. Świat rzeczy jest konkretny, świat idei i poglądów – mimo że czasem dość abstrakcyjny, to jednak w jakiś rozumowy sposób uchwytny, a Pan Bóg jest nieuchwytnym Duchem: zarówno nasz rozum, jak i zmysły są wobec niego bezsilne.

Powiem krótko: i całe szczęście! Najważniejsze jest to, że ogarnia nas Jego miłość, że Jego błogosławieństwo niesie nas po koleinach życia. Najważniejsze, że On lgnie do nas. On jest nam bez reszty oddany i pragnie relacji z każdą i każdym z nas oraz nami wszystkimi wziętymi razem jako zbór.
I jeśli pozwalamy na to, by to On nas kształtował, by On nad nami panował, a więc, by nas błogosławił, to horyzont naszego widzenia świata niepomiernie rozrzerza się i pogłębia. Obrazowo można powiedzieć, że wtedy otrzymujemy od Boga takie specjalne okulary, które pozwalają nam wiedzieć życie i to, co się na niego składa we właściwych proporcjach. Jaki piękny, kolorowy, a zarazem bezpieczny, przyjazny i autentycznie sprawiedliwy byłby świat, gdybyśmy nieustannie nosili takie duchowe, z gruntu chrześcijańskie okulary. Amen.

ks. dr Dariusz Chwastek
Lublin, dnia 19.10.2008