Tekst kazalny: Rz 14, 10-13.
Ty zaś czemu osądzasz swego brata? Albo i ty, czemu pogardzasz swoim bratem? Wszak wszyscy staniemy przed sądem Bożym. Bo napisano: Jakom żyw, mówi Pan, Ugnie się przede mną wszelkie kolano I wszelki język wyznawać będzie Boga. Tak więc każdy z nas za samego siebie zda sprawę Bogu. Przeto nie osądzajmy już jedni drugich, ale raczej baczcie, aby nie dawać bratu powodu do upadku lub zgorszenia.
Okazuje się, że najczęściej łatwiej nam dostrzec źdźbło w oku brata czy siostry niż belkę we własnym oku. Wiemy o tym nie tyko z Nowego Testamentu, lecz także z własnego doświadczenia. O wiele szybciej i łatwiej dostrzegamy uchybienia i proste grzechy drugiego człowieka niż nasze własne. Raczej skorzy jesteśmy do surowego osądu cudzych przewinień, zaś wobec siebie zwykle stosujemy taryfę ulgową. I taką właśnie skłonność do stosowania różnych kryteriów i miar w stosunku do cudzych oraz do własnych słabości, występków i przewinień dostrzegł apostoł Paweł w pierwotnym zborze chrześcijańskim w starożytnym Rzymie.
Ów Rzym sprzed niemal 2000 lat zamieszkiwali ludzie różnych ras, narodów, religii i języków. Taką mozaikę ludzi różnego pochodzenia stanowił też ówczesny zbór chrześcijański. Pierwsi rzymscy chrześcijanie, mimo że wraz z upływem czasu wyzbywali się swoich wcześniejszych wierzeń czy to żydowskich, czy innych – ogólnie rzecz biorąc – pogańskich, i mimo że starali się być wierni Jezusowi Chrystusowi, to jednak zachowali wiele dawnych zwyczajów, poglądów czy upodobań.
Dlatego też w Rzymie sprzed prawie 2000 lat z jednej strony żyli ludzie należący do I gminy chrześcijańskiej, którzy – mówiąc konkretnie – uważali, że mogą jeść wszystko, na co ich tylko stać, z drugiej zaś byli też tacy, którzy stali na stanowisku, że bezkarnie można spożywać tylko warzywa. Co więcej, wśród wierzących zawiązywały się także inne grupy, które głosiły, że należy jeść każdy rodzaj mięsa, podczas gdy jeszcze inni dokonywali w tej kwestii korektę twierdząc, że należy się wystrzegać wieprzowiny. Wreszcie można było znaleźć takich chrześcijan, którzy wyróżniali pewne szczególne dni tygodnia, np. jedni uważali za dzień święty sobotę, inni zaś niedzielę. Łatwo zauważyć, że ci pierwsi hołdowali przepisom prawa żydowskiego, podczas gdy inni uznawali, że należy święcić pierwszy dzień po sabacie na pamiątkę zmartwychwstania Jezusa Chrystusa i zesłania Ducha Świętego, nazywając ów dzień „Dniem Pańskim”.
Ów wątek różnorodności postaw życiowych czy poglądów celowo rozwinąłem tak obszernie, by wyraźnie powiedzieć, że właśnie w sytuacji takiej odmienności poglądów i zwyczajów dochodziło – bo musiało dochodzić – do poróżnień i podziałów. Jedni osądzali drugich lub najzwyczajniej nimi pogardzali. Co najważniejsze dla nas teraz, nasz dzisiejszy tekst kazalny okazuje się być nadzwyczaj aktualny, ponieważ współcześnie nie możemy powiedzieć, że pod jakimś względem jesteśmy lepsi od starożytnych Rzymian, adresatów listu ap. Pawła. Współczesny człowiek, każda i każdy z nas, drodzy, mimo zdobyczy np. demokracji, wcale nie radzi sobie lepiej z mnogością poglądów czy z akceptacją ekstrawaganckich zachowań innych ludzi, a nawet z każdym przejawem odmienności. Nie radzimy sobie lepiej z naszą codzienną pokusą osądzania tych ludzi, z którymi żyjemy na co dzień, z którymi przychodzi nam współpracować lub też którzy mają odwagę się z nami nie zgadzać i pielęgnują swoje odmienne przekonania co do wspólnych spraw.
Właśnie takie niebezpieczeństwo ap. Paweł zauważył już w pierwotnym zborze rzymskim, gdzie ludzie zamiast trzymać się razem, zamiast nawzajem się wspierać, najzwyczajniej i bezmyślnie występują przeciwko sobie. Apostoł nie chciał stać z boku i przyglądać się, jak sprawy marginalne zaprzątają umysły i serca ludzi jemu bliskich. Nie chciał, by sprawy drugorzędne znalazły się w samym centrum uwagi ludzi wiary. Paweł wiedział, że nie może dopuścić do sytuacji, w której np. pokarm i napój, unikanie tych czy innych rzeczy stanie się ważniejsze niż samo Królestwo Boże. A przecież „Królestwo Boże to nie pokarm i napój, lecz sprawiedliwość i radość w Duchu Świętym”.
Komu z nas nie śni się lepszy świat? Ap. Paweł w naszym fragmencie przywołuje postać proroka Izajasza, który już kiedyś marzył o innym, lepszym świecie. Paweł powołuje się na niego dosłownie, mówiąc o Bogu tak: „Jakom żyw, ugnie się przede mną wszelkie kolano. I wszelki język wyznawać będzie Boga (…). Wszak wszyscy staniemy przed sądem Bożym“.
Już ta powyższa okoliczność wystarcza ap. Pawłowi, by wzywać i zarazem przekonywać adresatów swego listu takimi słowami: „Przeto nie osądzajmy już jedni drugich (…)“. Słowa te są jednoznaczne i nie wymagają komentarza. Ale ponieważ w naszym tekście dwa razy powtarza się prośba o zaprzestanie osądzania, warto w tym miejscu zadać pytanie, czy istnieje jakiś wewnętrzny związek między sądem a pogardą, które apostoł wymienia? Otóż odpowiedź jest jednoznaczna: tak – istnieje ścisły związek między osądzaniem a pogardzaniem. Przyczyna pogardy leży bowiem w samym fakcie porównywania się z innymi. Oznacza to w praktyce, że chcąc się z kimś porównać stoję przed alternatywą: albo wpadnę w pychę, albo w depresję. Wszak mówiąc niepięknie, zawsze znajdziemy ludzi pod pewnym względem od nas „lepszych“ lub po prostu „gorszych“. Jak uniknąć tej pułapki? Interesującą propozycję podsuwa nam np. Błażej Pascal, francuski myśliciel religijny, który w usta Jezusa wkłada takie oto słowa: Jeśli już musisz z kimś się równać, „nie porównuj się z innymi, ale ze mną”. Dzisiaj, gdy rywalizacja o sukces czy wymóg bycia najlepszym wytyczają rytm życia wielu ludzi, intuicja Pascala wydaje się nadzwyczaj ważnym punktem odniesienia.
Jednak żeby nie pozostawiać wątpliwości, dodam, że wszelkie owoce ludzkiej pracy, osiągnięcia ludzkiego umysłu i wyobraźni mogą i powinny być porównywane. Inaczej nie dałoby się normalnie żyć. Ale – co tutaj niezmiernie ważne – nie można zapomnieć, że żadnego człowieka nie da się zredukować do tych wszystkich – jakkolwiek pożytecznych – funkcji, jak już wymienione: praca (choćby była najbardziej pożyteczna), wynalazki umysłu ułatwiające nam codzienne życie czy możliwości wyobraźni, bez których nie moglibyśmy mówić o dziełach sztuki.
Dzisiejszy tekst kazalny, drodzy, niesie z sobą nad wyraz istotną prawdę, mianowicie nie można mylić człowieka z jego osiągnięciami. Nie można utożsamiać człowieka samego z tym, co on potrafi wytworzyć bądź z tym, czego za żadne skarby nigdy nie uczyni. To rozróżnienie jest bardzo istotne, ponieważ o ile możemy nawet precyzyjnie ocenić i oszacować ludzką pracę, co przy różnych okazjach zawodowo czynimy, o tyle osąd drugiego człowieka, naszego bliźniego, przysługuje tylko Bogu. I właśnie z tej wyłączności podlegania samemu Bogu wynika zobowiązanie okazywania szacunku drugiemu człowiekowi.
W tym kontekście i na koniec niech wymownie zabrzmią słowa Pawła, który powiada: „Tak więc każdy z nas za samego siebie zda sprawę Bogu“. A zatem czas na to, by przyjrzeć się samemu sobie (a następnie swoją energię skierować i użyć do pracy nad sobą), pamiętając, że to, kto jakim jest chrześcijaninem, rozsądza i osądzi definitywnie sam nasz Bóg. Nie ma wątpliwości, że On zna nasze serca i myśli o wiele lepiej niż moglibyśmy przypuszczać. Amen.
ks. dr Dariusz Chwastek
Lublin, dnia 15.06.2008