6. niedziela pasyjna – niedziela palmowa

Tekst kazalny: Hbr 12, 1-3.


1. Przeto i my, mając około siebie tak wielki obłok świadków, złożywszy z siebie wszelki ciężar i grzech, który nas usidla, biegnijmy wytrwale w wyścigu, który jest przed nami, 2. patrząc na Jezusa, sprawcę i dokończyciela wiary, który zamiast doznać należytej mu radości, wycierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę, i usiadł na prawicy tronu Bożego. 3. Przeto pomyślcie o tym, który od grzeszników zniósł tak wielkie sprzeciwy wobec siebie, abyście nie upadli na duchu, utrudzeni.

W niedzielę Palmową zwykle mamy przed oczami obraz Jezusa, który siedząc na osiołku spokojnie przybywa do stolicy Izraela. Oczywiście jest przyjmowany z wielkimi honorami i zaszczytami. Ludzie wołali głośno: „Hosanna Synowi Dawidowemu! Błogosławiony, który przychodzi w imieniu Pańskim. Hosanna na wysokościach!“ Ludzie rzucają gałązki palmowe pod Jezusowe nogi, zdejmują swoje okrycia i szalenie cieszą się z Jego przyjazdu. My jednak już wiemy, iż Jezusowy wjazd do miasta jest drogą wiodącą Go do cierpienia, a więc w końcu do śmierci. My wiemy, że ludzie wiwatujący na cześć Jezusa kilka dni później przed Piłatem będą namiętnie wołać: „ukrzyżuj Go, ukrzyżuj!“ My wiemy, że za wszelkie ludzkie oskarżenia i kłamstwa Jezus nie odpłacał pięknym za nadobne. Jezus – i to może dawać nam do myślenia – jeśli nie mógł o kimś powiedzieć nic dobrego: cierpliwie milczał!

My również dobrze wiemy, że bez cierpliwości życie byłoby niemożliwe. Cierpliwość jest w tym większej cenie, gdzie chodzi np. o wychowywanie dzieci czy o pytania wiary. W tych sprawach nie może być miejsca na pośpiech. Cierpliwość jest więc w cenie wszędzie tam, gdzie zachodzą procesy, czyli powolne zmiany, których nie da się ot tak po prostu zaprogramować i natychmiast zrealizować. List do Hebrajczyków wnosi w nasze życie chrześcijańskie konkretną radę: chcąc wytrwać w owych wyścigu życia czy nawet walce prowadzonej całe życie, pod żadnym pozorem nie można stracić z oczu Jezusa. On jest przecież sprawcą i dokończycielem naszej wiary. Trzeba być w Niego zapatrzonym jak owe tłumy ludzi, które wiwatowały na cześć Jezusa, gdy wjeżdżał do Jerozolimy.

Drodzy, zapewne nabraliśmy już przekonania, że czas pasyjny przygotowywał nas, a Niedziela Palmowa w szczególności otwiera przed nami Wielki Tydzień ogromnego cierpienia Jezusa z Nazaretu (Syna Bożego). Ale żeby nie było wątpliwości: jeśli dzisiejszy nasz tekst wzywa nas do patrzenia na Jezusa, to z pewnością nie wzywa nas do stawiania sobie Jezusa jako wzoru naśladowania w Jego cierpieniu. Naśladując taki wzór stalibyśmy się cierpiętnikami. Nie tak ma być z naśladowcami Jezusa. Gdybyśmy Go chcieli naśladować z gorliwością w tych trudach i znojach śmiertelnych, mogłoby to oznaczać, że Jezus tylko zainicjował drogę cierpienia, a my niby mielibyśmy ją przebywać i w końcu zamknąć – zawsze śmiercią męczeńską. Taki ideał w praktyce życia zawsze będzie przekraczać ludzkie możliwości. Po drugie i ważniejsze, próba naśladowania Jezusa w Jego cierpieniu i śmierci, w życiu chrześcijan zawsze będzie oznaczać pychę. Wtedy niby mielibyśmy sami dokończyć coś, co zaczął Syn Boży. To zaś znaczyłoby, że On nie dokończył swojego dzieła. Wiemy przecież doskonale, że tak przecież nie jest, skoro mamy patrzeć na Jezusa jako sprawcę i dokończyciela wiary.

Teraz możemy już łatwiej pojąć, że biblijna cierpliwość jest cierpliwością tylko wtedy, gdy pozwalamy ją sobie podarować. Jezus jest motorem naszej cierpliwości w nas. Tak samo Jezus jest początkiem naszej wiary, ale też i jej dokończycielem. Na krzyżu Golgoty Pan Jezus rzekł, iż wykonało się (J 19, 30). Tak samo wykonują się Jego słowa, gdzie współcześnie ludzie cierpią. To On rozpoczyna i realizuje w nas wyścig wiary, a czyni to zawsze cierpliwie.
Zauważyliśmy z pewnością, że dotykamy tutaj jednego z najciekawszych efektów wiary chrześcijańskiej: w każdym ludzkim cierpieniu (większym czy mniejszym), Jezus jest szczególnie blisko osoby cierpiącej. Oczywiście nie jest to żadną regułą. Można znaleźć ludzi, którzy w cierpieniu wyrzekali się wszelkiej wiary i zamykali się w sobie. Jednak chyba częstsze jest doświadczenie, że w cierpieniach Pan Bóg stawał się danemu człowiekowi bliższy. Wielki Tydzień w sposób jednoznaczny zwraca nam na to uwagę. Jezus, wybierając cierpienie podobne do naszego, chciał nas odnaleźć w miejscu, w którym jesteśmy.

Prawda, iż Jezus za nas cierpiał oznacza, że również dzisiaj nadal dla nas cierpi; że nadal niesie nasze trudy i słabości tam, dokąd my sami nie potrafilibyśmy ich ponieść. Że Jezus obdarowuje nas cierpliwością, bez której nasze życiowe zmagania czy obowiązki zapewne nie zostałyby wypełnione. Prawda o Jezusowym cierpieniu za nas znaczy też, że On za (dla) nas wierzy, jeśli naszej wiary nie wystarcza. Zatem Jezusowe cierpienie na Golgocie napotyka nas w naszym własnym cierpieniu. Zatem zdając się na Jezusa, czyli złożywszy na Niego wszelki ciężar i grzech, który nas usidla, możemy już biec wytrwale w wyścigu, który jest przed nami. A wszystko po to, abyśmy nie upadali na duchu. Amen.

ks. dr Dariusz Chwastek
Lublin, dnia 16.03.2008