8. niedziela po Trójcy Świętej

Tekst kazalny: 1 Kor 6, 9-14. 18-20


Albo czy nie wiecie, że niesprawiedliwi Królestwa Bożego nie odziedziczą? Nie łudźcie się! Ani wszetecznicy, ani bałwochwalcy ani cudzołożnicy, ani rozpustnicy, ani mężołożnicy, ani złodzieje, ani chciwcy, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy Królestwa Bożego nie odziedziczą. A takimi niektórzy z was byli; aleście obmyci, uświęceni, i usprawiedliwieni w imieniu Pana Jezusa Chrystusa i w Duchu Boga naszego. Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, lecz ja nie dam się niczym zniewolić. Pokarm jest dla brzucha, a brzuch jest dla pokarmów; ale Bóg zniweczy jedno i drugie. Ciało zaś jest nie dla wszeteczeństwa, lecz dla Pana, a Pan dla ciała. A Bóg i Pana wskrzesił, i nas wskrzesi przez moc swoją. Uciekajcie przed wszeteczeństwem. Wszelki grzech, jakiego człowiek się dopuszcza, jest poza ciałem; ale kto się wszeteczeństwa dopuszcza, ten grzeszy przeciwko własnemu ciału. Albo czy nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który jest w was i którego macie od Boga, i że nie należycie też do siebie samych? Drogoście bowiem kupieni. Wysławiajcie tedy Boga w ciele waszym.

Moi Drodzy,

w kontekście naszej wiary jest jasne, iż powinniśmy przeciwstawiać się problemom upadku moralnego. To – mam nadzieję – jest oczywiste dla wszystkich wierzących i nie trzeba tego tematu rozwijać.

Bartosz Makuch, student teologii
W związku z tekstem kazalnym, jaki przypada na dzisiejszą niedzielę, chciałbym powiedzieć wprost: miłość fizyczna powinna wypływać ze szczerej miłości i oddania swojemu partnerowi, aby w ten sposób mogła budować i wzmacniać ich związek; musi być przepełniona szacunkiem do drugiej osoby i oddaniem – ma być taka, jak ta piękna, romantyczna i zmysłowa miłość opisana na kartach dobrze nam wszystkim znanej biblijnej Pieśni nad Pieśniami, która bynajmniej nie jest pruderyjna.

Jednakże przygotowując się do dzisiejszego kazania musiałem zagłębić się w problem czystości i jego postrzegania przez chrześcijan, a starałem się szukać inspiracji w wielu źródłach. Doszedłem w tym procesie do niezbyt budującego wniosku: chrześcijanie zdecydowanie zbyt wiele czasu poświęcają na dywagacje dotyczące seksu, zamiast skupiać się na przesłaniu Pisma Świętego, które dotyczy właśnie ich, a nie innych osób. Tym bardziej utwierdza mnie w tym wniosku fakt, iż Pismo Święte wcale nie poświęca tak wiele miejsca kwestiom fizyczności, a skupia się przede wszystkim na wewnętrznej wierze jednostki oraz wskazywaniu drogi poszukującym…

Na internetowym forum duszpasterskim naszego Kościoła, DeFragmEntacja, w wątku dotyczącym homoseksualizmu od 2008 roku padło 1561 wypowiedzi, a przeglądano go prawie 35 tysięcy razy, podczas gdy największy wątek o tematyce bezpośrednio związanej z wiarą, jaki znalazłem liczy sobie jedynie 38 wypowiedzi i niewiele więcej niż 250 odsłon. Ponownie chcę zadać pytanie: czy zajmujemy się tym, czym powinniśmy? Czy seks jest aż tak ważny dla wiary, czy może to my, jako wierzący, mamy z tym problem?

Wróćmy jednak do tekstu kazalnego. Werset: Aleście obmyci, uświęceni, i usprawiedliwieni w imieniu Pana Jezusa Chrystusa i w Duchu Boga naszego nawiązuje do Sakramentu Chrztu Świętego, w którym włączeni zostaliśmy do grona członków Kościoła powszechnego, gdzie – jak ufamy – będziemy mogli zostać zbawieni dzięki jedynej idealnej ofierze naszego Pana, Jezusa Chrystusa. Zostaliśmy drogo kupieni i nazwani Bożymi dziećmi, dziećmi światłości. Hasło dzisiejszej niedzieli pochodzące z Listu św. Pawła do Efezjan mówi: Postępujcie jako dzieci światłości, bo owocem światłości jest wszelka dobroć i sprawiedliwość, i prawda.

Co to znaczy? Kim są „dzieci światłości”? To chrześcijanie, którzy pragną całym sercem wyzbywać się niedoskonałości i poszukiwać każdego dnia ścieżki prowadzącej do Chrystusa. Nie można tego uczynić inaczej, jak zamieniając się w duchowe dzieci, pełne nadziei i oddania oraz miłości. Wymieniliśmy już kilka „owoców światłości”, lecz są nimi także zrozumienie drugiego człowieka, ciągłe umniejszanie się, bezwarunkowa miłość bliźniego i niesienie pomocy potrzebującym czy wreszcie pojednanie. I jakiż lepszy przykład pojednania mamy od tego, z którym sami jesteśmy od roku związani? Znamy już historię zrównanego z ziemią Coventry i powojennego gestu pojednania: krzyża z gwoździ, takiego samego jak ten po prawej stronie prezbiterium, przekazanego przez ówczesnego proboszcza katedry w Coventry, ks. Richarda Howarda niemieckim parafiom w Berlinie, Dreźnie i Kilonii.

Ks. Howard nie tylko wykonał gest pokoju, lecy już w kazaniu bożonarodzeniowym 1940. roku, transmitowanym przez BBC z ruin kościoła, mówił: Sześć tygodni temu przybył wróg i zsyłał z nieba na nasze miasto ogień oraz zniszczenie przez całą noc. Tak wielu ludzi straciło swoje życie, tak wiele domów zostało zniszczonych, a nasza katedra jest teraz całkowicie spalona i zrównana z ziemią. Patrzę teraz na kupę gruzu i długą linię zewnętrznych ścian, obdartych i pozbawionych okien. Lecz nawet teraz, zrujnowana katedra zachowała wiele z jej poprzedniego dostojeństwa i piękna, niezwyciężona przez destrukcję. Tak samo Ducha Chrystusa nie da się zwyciężyć. On cierpi razem z nami, tak jak katedra cierpiała ten sam los, co całe miasto. Chrystus stracił wszystko, co miał i wygrał świat. To właśnie chcemy powiedzieć światu: Chrystus narodził się ponownie w naszych sercach dzisiejszego dnia, staramy się – chociaż jest to trudne – wyzwolić się z myśli o zemście. Zbieramy się do zakończenia jego ogromnej pracy wybawienia świata od tyranii i okrucieństwa. Będziemy starać się tworzyć milszy, prostszy – bardziej podobny do Chrystusa-Dzieciątka świat – w dniach, które nastąpią po tym konflikcie.

Proboszcz katedry nie tylko mówił o wartości pojednania, ale pozwolił ludziom, autentycznie skrzywdzonym przez nazistowską przemoc, na przebaczenie i autentyczne pojednanie. A Coventry to tylko drobny pierwiastek pracy Wspólnoty, która działa w każdym zakątku ziemi, której znak: krzyż z gwoździ, znajduje się nawet w Wieczerniku – tym samym miejscu, w którym dwa tysiące lat temu nasz Pan i Zbawiciel ustanowił Sakrament Wieczerzy, na skromnym ołtarzu stoi krzyż taki jak nasz. Na tym miejscu stoi teraz antyczny monastyr, lecz dom Marii, matki Jana zwanego Markiem – ten sam, w którym Jezus stał przed i po Zmartwychwstaniu – został odkryty w IV wieku i zachowany prawie bez zmian.

Każdy z kilkuset takich krzyży wykonanych z gwoździ, które przetrwały kilkaset lat i bezwzględny ogień wojny został podarowany tym organizacjom, które działają na rzecz pojednania, a osób zaangażowanych w taką pracę są setki tysięcy…

Także my kilka tygodni temu byliśmy świadkami takiej pracy ku pojednaniu: wspólnej modlitwy hierarchów kilku wyznań i religii na Majdanku.

Taka praca pojednania i budowania pokoju jest także – a może przede wszystkim – ludzkim dążeniem do wypełnienia proroctwa Izajasza, które słyszeliśmy kilkanaście minut temu: I przekują swoje miecze na lemiesze, a swoje włócznie na sierpy. Żaden naród nie podniesie miecza przeciwko drugiemu narodowi i nie będą się już uczyć sztuki wojennej. Domu Jakubowy! Nuże! Postępujmy w światłości Pana!

Jakkolwiek ta wizja może nam się wydawać idylliczna, romantyczna czy marzycielsko idealistyczna, to jest ona realna, lecz jej realizacja zależy od takiej właśnie młodzieńczej i romantycznej postawy, w jaką powinniśmy się uzbroić jako dzieci światłości! Być może nasze pokolenie nie dojrzeje do zbudowania tak perfekcyjnego świata, lecz nie możemy przestać starać się i ufać w sukces, który może dać nam Pan! A jeśli sami tego nie osiągniemy, to przekazujmy – nie tylko słowem, lecz i czynem, postawą – naszym dzieciom taki właśnie zapał i taką nadzieję!

Żyjąc jako dzieci światłości, mamy umniejszać się i z dziecięcym zaufaniem zwracać się do Boga. Musimy także wziąć na siebie odpowiedzialność za naszą przyszłość, także jako Kościoła. W tym miejscu chciałbym prosić, byśmy nieustannie poszukiwali wspólnego języka z młodszym pokoleniem, motywowali je i zachęcali, wszak jest ono Pokoleniem Nadziei, które będzie budować ten świat, gdy my odejdziemy. Już teraz nasz niewielki Kościół, podobnie jak i inne Kościoły na świecie borykają się z brakiem powołań i – co bardziej bolesne – z brakiem młodych ludzi w kościelnych ławkach. Znajdujmy nieustannie nowe sposoby komunikowania się z młodzieżą i angażowania ich w wiarę i życie kościelne. To zależy od nas, nie od kogokolwiek innego – jeśli tego teraz nie zrobimy, to za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat nikt już nie będzie wchodził na ambony, nikt nie będzie śpiewał pieśni, nikt nie będzie się modlił i nikt nie będzie już Kościołem.

Wierzymy, że to Chrystus jest naszym celem i naszą drogą, a jego objawienie oraz ofiara sprawiają, iż chrześcijańska wiara staje się wyjątkowa w naszych sercach.

Nie gromadźmy zbędnych dóbr, zadowalajmy się tym, co jest nam potrzebne, idźmy Drogą Środka. Jeśli nie będziemy pożądać zaszczytów, dóbr i szacunku, to nie będziemy cierpieć z powodu ich braku. Będąc skromnymi, łatwiej będziemy mogli się dogadać ze sobą nawzajem i budować pokój poprzez dialog. Tego właśnie chce od nas – drogo kupionych dzieci światłości – Bóg.

W Ewangelii Jana Jezus mówi do nas: Musimy wykonywać dzieła tego, który mnie posłał, póki dzień jest; nadchodzi noc, gdy nikt nie będzie mógł działać.

Nie możemy więc zwlekać z budowaniem Nowego Jeruzalemu w naszych sercach i wśród naszych bliźnich! Musimy działać teraz, bez zwłoki, z oddaniem i w zaufaniu naszemu Panu.

Pamiętajmy o tym, co pisał apostoł Paweł do zboru w Rzymie: Teraz zaś, wyzwoleni od grzechu, a oddani w służbę Bogu, macie pożytek w poświęceniu, a za cel żywot wieczny. Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć, lecz darem łaski Bożej jest żywot wieczny w Chrystusie Jezusie, Panu naszym. Amen.

Bartosz Makuch, student teologii
Lublin, dnia 29.07.2012