W każdym z nas mieszka odrobina poszukiwacza zagadek historii, odkrywcy tajemnic przyrody. Któż z nas nie marzył o dalekich podróżach i sławie odkrywcy. Ciągnie nas tam, gdzie nas nie ma – a jednak gdy rozejrzymy się wokół, zauważymy, iż także okolica w której mieszkamy może być ciekawa dla przyjezdnych. Coś co dla nas jest opatrzone, zbadane i poznane, dla przybysza okazać się może ciekawe, a wręcz nawet pasjonujące. Czy aby na pewno możemy powiedzieć, iż poznaliśmy okolicę w której mieszkamy? Ile czasu potrzebowalibyśmy aby oprowadzić przybysza po wszystkich ciekawych miejscach i opowiedzieć o fascynujących historiach których świadkami były te strony?
Zawsze z chęcią wyrywam się z domu, aby przeżyć coś fascynującego – nawet jeśli jest to spacer po średniowiecznych uliczkach mojego miasta, lub rowerowa wycieczka w najbliższej okolicy staram się obserwować ją tak aby zauważyć to co do tej pory mi umknęło, lub też uchwycić jednorazowość chwili zatrzymanej w promieniu słońca lub grze cieni. Wtedy to co wydawało się jeszcze przed chwilą znane i może nawet nudne, nabiera nowego znaczenia, przez co staje się inne niż jeszcze przed kilkoma minutami. Okolica w której mieszkamy to nie tylko jej topografia, spisy ulic i domów – to także jednorazowa historia ulic i miejsc, konkretnych ludzi którzy tam mieszkali i którzy żyją tu dziś. Miejsce na mapie to nie tylko punkt określony przez szerokość i długość geograficzną, ale jego historia, teraźniejszość i przyszłość w których udział biorą konkretni ludzie.
Poznawanie świata wokół nas to także poznawanie drugiego człowieka. Frantz Kafaka odpowiedziałby: “Jak mogę powiedzieć, iż znam kogokolwiek, skoro nie znam nawet samego siebie”. Odwaga wniknięcia w siebie wymaga postawienia sobie dziś pytania: kim jestem, kim chciałbym być, dokąd zmierzam? Dla poznania samych siebie potrzebujemy zatem nie tylko własnych chęci ale także czegoś ponad to. Dla osoby wierzącej, Biblia jest świadectwem relacji Boga z człowiekiem, przedstawiając nam nie tylko obraz Stworzyciela, Odkupiciela i Pocieszyciela, ale także samego człowieka jako stworzenia Bożego potrzebującego odkupienia i pocieszenia. Pismo Święte przedstawiając nam obraz objawiającego się Boga pokazuje nam go w trzech osobach Ojca – Syna -Ducha, w używając podobnej metody opisuje nam człowieka posiadającego ducha – duszę – ciało.
DUCH (hebr. ruah, gr. pneuma) to dosłownie powiew czy wręcz wiatr, któremu nic nie jest w stanie się oprzeć (Ez 13,13; 27-33), ale także oddech, pojawia się on już w pierwszej księdze mojżeszowej (1Mż 2,7; 6,3 oraz Hi 33,4) gdzie można powiedzieć, iż jest tchnieniem Boga w człowieku, darem życia – pierwszym zaczerpniętym w nasze płuca haustem powietrza dającym życie dla naszego ciała. Duch to ten nieopisany element w nas dzięki któremu żyjemy, a który nie zależy przecież od nas. Boże tchnienie tak długo jak jest w nas, sprawia, iż nasze bezwładne ciało żyje. Nasz: duch – tchnienie – oddech, jest wyrazicielem wszystkich naszych emocji: strachu (1Mż 41,8), gniewu (Sdz 8,3), radości (1Mż 45,27). Człowiek nie panuje nad swoim oddechem, choć nie może się bez niego obejść, jednak kiedy oddech ustaje – człowiek umiera. Co wtedy dzieje się z tchnieniem? Oczywiście wraca do Boga (Hi 34,14n). Cóż zatem oznacza oddanie swego ducha w Boże ręce? (Ps 31,6 – Łk 23,46) – z jednej strony wydać ostatnie tchnienie, ale z drugiej strony używając swego rodzaju metafory, w wyznaniu tym złożyć Bogu swoje jedyne bogactwo. Słowem uzupełnienia wspomnieć jeszcze należy, iż w języku hebrajskim “duch” jest rodzaju żeńskiego. Ta ciekawa intuicja, iż Bóg, którego utożsamiamy z ojcem ma daje nam swe “żeńskie” tchnienie – które świadczy o nieopisanej czułości jaka istnieje między rodzicem i dzieckiem, a które zwykliśmy w naszej kulturze przypisywać jedynie matce. Ta czułość widoczna w wołaniu Jezusa: Abba – Ojcze, gdzie nasze tłumaczenie “Ojcze” nie mówi wszystkiego tego co kryje się pod słowem Abba, gdzie mieści się cała zależność maleńkiego, słabego dziecka od jego rodziców. Dlatego posiadanie ducha chrystusowego (Rz 8,9) to nie jedynie wegetacja trwania w bezczynności, ale ten sam oddech, to samo tchnienie które wiemy od kogo pochodzi i w jakim kierunku nas gna zmieniając się w powiew, lub wręcz wiatr.
DUSZA (hebr. nepheš, gr. psyche) związana jest bezpośrednio z samym tchnieniem, gdyż dusza to żywy człowiek – ciało będące w nieustannym ruchu z powodu tchnienia jakie ma w sobie. Jest to ruch nie tylko zewnętrzny – ręką lub głową, bieg lub pływanie, ale także ruch wewnątrz naszego ciała. Człowiek nawet gdy pozornie jest w bezruchu np. we śnie, to jego ciało żyje, serce bije a wszystkie narządy pracują. Ujmując rzecz medycznie, starożytni izraelici utożsamiali duszę w człowieku z tym życiodajnym elementem naszego ciała jakim jest krew (Kpł 17,10n; Pp 12,23). Biblia często na określenie duszy zamiennie używa słowa życie (Ps 74, 19; Ex 21,23). W pierwszej księdze Samuelowej 26,24 czytamy, iż życie jest najcenniejszym darem, więc ocalenie duszy – życia jest równoznaczne z ocaleniem samego siebie. Biblia niejednokrotnie mówi o trosce jaką otaczamy swą duszę (Joz 9,24; Dz 27,34; Ps 6,5) która powoduje, iż szukamy dla niej jakiegoś bezpiecznego miejsca (Łk 21,19). To właśnie Jezus składa swe życie – duszę za wielu (Mt 20, 28). Idąc dalej tropem synonimu dusza – życie, możemy na nowo odczytać wiele tekstów Pisma Świętego, jak np. ten z ewangelii wg Mateusza 10,39: Kto stara się zachować życie swoje, straci je, a kto straci życie swoje dla mnie, znajdzie je. Możemy powiedzieć, iż dusza to nasze życie nasza codzienna odpowiedź na wezwanie Jezusa – nasze ciągłe wzrastanie, którego chyba nikt nie jest w stanie piękniej opisać, aniżeli uczynił to Apostoł Paweł: Z Chrystusem jestem ukrzyżowany,; żyję już więc nie ja, ale żyje we mnie Chrystus, a obecne życie moje w ciele jest życiem w wierze w Syna Bożego, który mnie umiłował i wydał samego siebie za mnie. (Ga 2,20)
CIAŁO (hebr. bašar, gr. sarks, soma) Zwykło się uważać, iż ludzkie ciało jest czymś gorszym względem duszy, czy ducha, uchodzi ono w mniemaniu niektórych ludzi wręcz za nośnik zła lub grzeszności człowieka. Pogląd taki nie da się oprzeć na Biblii, gdyż nawet jeżeli znajdziemy kilka miejsc niepochlebnie odnoszących się do naszego ciała, lub mówiących wręcz o konieczności jego umartwiania, to trzeba rozejrzeć się w kontekście szerszej wypowiedzi, której dotyczą. Rozpatrując rolę ciała za priorytet przyjąć należy podstawowe prawdy z nim związane, mianowicie, iż stworzone zostało przez Boga, przyjęte przez Syna Bożego i przemienione przez Ducha Świętego – zauważmy jakiego znaczenia w tym kontekście nabiera nasze niedzielne wyznanie: “wierzę w ciała zmartwychwstanie” Ciało jest niewątpliwie darem Bożym, utworzonym jakby przez tkacza (Hi 10,11; Ps 139) lub garncarza (Jer 1,5; Hi 10,8), dlatego też zasługuje ono na szacunek (Ef 5,28) Niemniej jednak także ciało które jest wyrazem naszego przywiązania do tego świata, przemija “gdyż z prochu powstałeś i w proch się obrócisz”. Nie zapominajmy jednak, iż ziemia z której Bóg potrzebował jedynie garści prochu aby ukształtować człowieka, także jest Jego dziełem. Prorok Izajasz w 40. rozdziale swej księgi pisze: “… wszelkie ciało jest trawą, a cały jego wdzięk jak kwiat polny. Trawa usycha, kwiat więdnie, gdy wiatr Pana powieje nań. Zaprawdę: Ludzie są trawą! Trawa usycha kwiat więdnie, ale słowo Boga naszego trwa na wieki.” Słowo proroka zwraca naszą uwagę na dostrzegalną przemijalność naszego ciała, gdy tylko przez moment zakwitamy – czas którym dysponujemy jest zawsze coraz krótszy, dlatego szukamy tego co nieprzemijalne, w nadziei, iż uda nam się uchwycić wieczności. Bóg poprzez Izajasza nazywanego starotestamentowym ewangelistą objawia jedyną nieprzemijalną rzecz jaką jesteśmy w stanie dostrzec w naszym życiu – Słowo. Zechciejmy zauważyć czym jest słowo, przecież to najbardziej ulotna z rzeczy, ile razy nie jesteśmy w stanie czegoś dosłyszeć, ile razy się przesłyszeliśmy – słowo to jedynie wibracja wprawiająca w ruch cząsteczki powietrza. Docierając do naszych uszu sprawiają iż nasz duch reaguje: gniewem, strachem, radością lub obojętnością. Bóg wybrał ten najbardziej prosty, wręcz banalny sposób aby nam się objawić, z ta jedną różnicą, iż słowo człowieka przemija, a “Słowo Boga naszego trwa na wieki”. Ażeby w naszych rozważaniach od Słowa powrócić ponownie do ciała zwróćmy uwagę na słowa prologu Ewangelii wg Jana, gdzie czytamy, iż “Słowo ciałem się stało i zamieszkało wśród nas…” (Jan 1,14).
Klasyczny pogląd na istotę człowieka składającego się ze śmiertelnego ciała i nieśmiertelnej duszy, jako boskiego elementu w człowieku jest przedchrześcijańskim tworem hellenistycznej filozofii – dokładniej nazywanym nurtem spirytualistycznym. Koncepcja ta ma także swój trwający epizod w teologii zachodniego chrześcijaństwa. Zwracając się jednak ad fontes, czyli do źródeł Objawienia, jakim jest Słowo Boga widzimy człowieka pełniejszego, jako całe stworzenie Boże w ciele – duszy i duchu. Biblijny ich obraz to nie trzy różne rzeczywistości zamknięte w jednej osobie, ale wzajemnie uzupełniająca się harmonia w której opisane zostały poszczególne funkcje człowieka. Co ważne o żadnej z nich Bóg nie zapomina, wręcz niejako na przekór naszym tradycyjnym wyobrażeniom Słowo Boga przybiera w Jezusie ludzkie ciało. Biblia jest oczywiście bogatsza, niż tych kilka wersów naszego wspólnego rozważania, są one bowiem przemijalne i odejdą wraz z przeczytaniem kolejnego numeru Warto, są jednak słowem przemijalnym wskazującym na Słowo nieprzemijalne. Podczas niedzielnego nabożeństwa, w świetle tych rozważań wsłuchajmy się w słowa modlitwy komunijnej: “Oto ciało moje … Oto krew moja”. Jezus Chrystus wcielone Słowo Boga, oddaje całego siebie, nie tylko część, mały fragment ale całe swe tchnienie, swój ostatni oddech, swe życie, swoje ciało, za nas dla naszego zbawienia, naszej duszy, ducha i ciała.
ks. Roman Pracki