Nabożeństwo ekumeniczne (Kościół Polsko-Katolicki)

Jana 17, 20-21, Ps 127, 1a


A nie tylko za nimi proszę, ale i za
tymi, którzy przez ich słowo uwierzą we
mnie. Aby wszyscy byli jedno, jak Ty, Ojcze,
we mnie, a Ja w tobie, aby i oni w nas jedno
byli, aby świat uwierzył, że Ty mnie posłałeś.

Jeśli Pan domu nie zbuduje, Próżno trudzą
się ci, którzy go budują. Jeśli Pan nie strze-
że miasta, Daremnie czuwa stróż.

Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa, Miłość Boga Ojca, I społeczność Ducha Świętego,
Niech będą z nami teraz i na wieki, Amen

Najprzewielebniejsi Księża Biskupi, Przewielebni Księża, Drogie Siostry i Bracia w Jezusie Chrystusie,
Przede wszystkim pragnę podziękować ks. Andrzejowi Gontarkowi za zaproszenie mnie tu do tej świątyni na ekumeniczne nabożeństwo. To dla mnie prawdziwa radość i zaszczyt zwiastować Boże Słowo wśród Was i dla Was.

Dla mnie jest to zupełnie nowa sytuacja. Od niedawna bowiem, bo od początku czerwca, jestem proboszczem administratorem luterańskiej parafii przy ulicy Ewangelickiej 1. Przyjechałem do Lublina z matecznika polskiego ewangelicyzmu, czyli ze Śląska Cieszyńskiego, gdzie jest nas ok czterdzieści tysięcy.

Tutaj w Lublinie nas ewangelików jest ok dwustu, a najbliższa ewangelicka parafia oddalona jest od Lublina o ponad sto kilometrów i usytuowana jest w Radomiu. To wzbudza we mnie uczucie pewnego osamotnienia, oddalenia od kolegów księży z mojego Kościoła i dużych zborów. Wzbudza jednakże poczucie pełnej samodzielności i odpowiedzialności za życie religijne ewangelików w skali nawet całego województwa lubelskiego.

Pierwszy raz jestem też na nabożeństwie w Kościele Polskokatolickim i to od razu w roli kaznodziei. Cenię to sobie i cieszę się, że razem z wami mogę modlić się we wspaniałej intencji szerzenia się idei ekumenizmu.

Kiedy otrzymałem zaproszenie na to dzisiejsze ekumeniczne nabożeństwo zacząłem zastanawiać się nad swoją własną postawą, a nawet życiem. Zadałem sobie pytanie, jak to jest z tym moim ekumenizmem, z otwarciem się na drugiego człowieka, inaczej wierzącego, inaczej przeżywającego swoją wiarę, inaczej praktykującego?

Szybko odkryłem, że moje dotychczasowe życie byłoby można podzielić na trzy może cztery okresy, kiedy pewna świadomość wyznaniowa tworzyła się we mnie i mnie tworzyła.

Pierwszy okres to ten najwcześniejszy. Okres dzieciństwa. Urodziłem się w Cieszynie, mieszkałem w niedalekim od niego Goleszowie. Wszyscy moi sąsiedzi byli ewangelikami. Niemalże cała rodzina była również wyznania ewangelickiego. Dlatego wtedy, aż do mniej więcej siódmego roku życia, myślałem a nawet byłem przekonany, że na świecie żyją tylko i wyłącznie ewangelicy. To moje myślenie zmieniło się w momencie przekroczenia progu szkoły. To był czas kiedy do szkół wprowadzono lekcje religii. Nagle część moich kolegów i koleżanek zamiast na lekcję religii ze mną, chodziła na religię do drugiej grupy rzymsko-katolickiej. Okazało się, że klasa podzieliła się wyznaniowo na połowę. Jeden kolega, świadek Jehowy, nie uczęszczał do żadnej z tych dwóch grup.

Po szkole podstawowej przyszedł czas na naukę w liceum ewangelickim prowadzonym przez Towarzystwo Ewangelickie w Cieszynie. Tam uczyłem się praktycznego i świadomego już ekumenizmu. Zauważyłem też, że mimo całkiem sporej populacji ewangelików na Śląsku Cieszyńskim, jesteśmy i tak mniejszością w skali województwa nie mówiąc o kraju.

Po maturze zdecydowałem się wybrać studia teologiczne. Chciałem zostać księdzem. Dlatego podjąłem naukę na Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie, która to Akademia była i jest do tej pory uczelnią przesiąkniętą ekumenizmem, unikalną w skali Europy, uczącą ekumenizmu. Studiują na niej studenci kilkunastu, jeśli nie więcej wyznań. Tam praktycznie można poznać i doświadczyć różnych postaw, przekonań, tradycji wyznaniowych i religijnych.

Jestem Bogu wdzięczny za te doświadczenia które zebrałem w mojej Alma Mater w Warszawie. Tam też poznałem, a nawet zaprzyjaźniłem się z kolegami z Kościoła polsko- i starokatolickiego, ale też prawosławnego i innych wyznań ewangelickich.

Kolejny okres zdobywania samoświadomości, ale też świadomości różnorodności wyznań, przypadł na czas moich praktyk i wikariatu w Opolu, Katowicach, Cieszynie, a nawet w Wieluniu. W tych miejscach ekumenizm Kościoła ewangelickiego często ograniczał się głównie do relacji z Kościołem rzymsko-katolickim. Z tamtego okresu bardzo dobrze wspominam spotkania z arcybiskupami ekumenistami Nossolem, Zimoniem, Rakoczym.

Był to ekumenizm nie tylko na gesty i słowa, ale miał wymiar praktyczny. Mniej więcej w okresie moich praktyk w Katowicach arcybiskup Zimoń przekazał ewangelikom ich dawną świątynię w Siemianowicach Śląskich.

Mimo wielu inicjatyw ekumenicznych, w których przedstawiciele naszego Kościoła biorą udział i reprezentują nasz Kościół, zdarza się, że niewielka jest wiedza o ewangelikach w naszym kraju. Niektórzy przypominają sobie jedynie, że ewangelikiem jest Buzek, albo Małysz i to wszystko.

Na kartach historii Polski, ewangelicy odcisnęli jednak swoje piętno, mieli wielki wpływ szczególnie w XIX i początkach XX wieku na rozwój przemysłu w Polsce, również w Lublinie. Wszystko zmieniło się po drugiej wojnie światowej. Z ponad milionowego Kościoła zostało mniej niż dziesięć procent ewangelików.

Ewangelicy de facto rozpoczęli ruch ekumeniczny w Kościele powszechnym, który jeszcze sto lat temu w takim wydaniu jak dziś wydawał się nie do pomyślenia.

Postawy zaś takich osobowości jak biskup Nathan Söderblum ze Szwecji, który praktycznie zapoczątkował ideę Światowej Rady Kościołów, Brata Rogera z Taizé i wielu innych pozwoliły na zbliżenie się wyznań, Kościołów do siebie, wpłynęły na próby zrozumienia i poznania tego co łączy, co zbliża.

Te wszystkie inicjatywy łącznie z dzisiejszym nabożeństwem, wpisują się w prośbę Jezusa Chrystusa: „aby wszyscy byli jedno, jak Ty Ojcze, we mnie, a Ja w tobie, aby i oni w nas jedno byli, aby świat uwierzył, że Ty mnie posłałeś.”

To są sztandarowe słowa, wręcz program dla ruchu ekumenicznego.

W tej prośbie ukryte są dwa wątki. Po pierwsze, Jezus pragnie i o to prosi Boga Ojca, by ludzie tworzyli jedność w Nim to jest w Chrystusie i w Bogu Ojcu. Bóg więc nie może ludzi dzielić, wprost przeciwnie ma nas ze sobą łączyć i jako takich do siebie prowadzić.

Bo jeśli my – ludzie posłużymy się Nim – Bogiem by dzielić, by prowadzić do konfliktów a nawet wojen na tle religijnym, to taki sposób wyznawania Go, nie tylko nie zjedna nam sprzymierzeńców, lecz zniechęci do naszego Boga.

Stąd ten drugi aspekt modlitwy Chrystusa i jego prośba byśmy byli jedno, stali obok siebie, wspierali się po to, by świat uwierzył w Chrystusa, którego reprezentujemy jako chrześcijanie.

Czy jesteśmy w stanie wypełnić to życzenie Jezusa i stać się jednym, połączonym ze sobą organizmem wiary, nadziei i miłości?

Sami z siebie nic nie jesteśmy w stanie zrobić. Stąd słowa Psalmisty z Psalmu 127, które przytoczyłem na początku, przypominają nam, że „jeśli Pan domu nie zbuduje, próżno trudzą się ci, którzy go budują”. Te słowa można rozumieć dosłownie i odnieść je do naszych domów i rodzin, ale można je przecież rozumieć również w sensie szerszym, ekumenicznym. Jeśli Bóg Ojciec nie zbuduje relacji między nami, nie będzie tworzył razem z nami wspólnego domu wiary, nadziei i miłości, próżno będziemy trudzić się i kłopotać, by to uczynić. Przede wszystkim więc módlmy się do Niego, tak jak modlił się Jezus, czy Psalmista. Boże byśmy byli jedno, byśmy potrafili stworzyć wspólny dom wiary, nadziei i miłości, z którego nikt nigdy nie zostanie wykluczony, ale wprost przeciwnie, do którego wszystkich z otwartym sercem zapraszać będziemy, amen.

ks. Grzegorz Brudny
Lublin, dnia 25.09.2013