Niedziela Wieczności

Tekst kazalny: Mk 13, 31-37.


31. Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą. 32. Ale o tym dniu i godzinie nikt nie wie: ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec. 33. Baczcie, czuwajcie; nie wiecie bowiem, kiedy ten czas nastanie. 34. Jest to tak, jak u człowieka, który odjechał, zostawił dom swój, dał władzę sługom swoim, każdemu wyznaczył jego zadanie, a odźwiernemu nakazał, aby czuwał. 35. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: czy wieczorem, czy o północy, czy gdy kur zapieje, czy rankiem. 36. Aby gdy przyjdzie, nie zastał was śpiącymi. 37. To, co wam mówię, mówię wszystkim: Czuwajcie!

Główny temat dzisiejszej niedzieli to czuwanie i oczekiwanie. Ktoś może powiedzieć – prosta sprawa. Wiemy, rozumiemy, bo nieraz przyszło nam na coś czy na kogoś czekać. Niemal codziennie, dokonując takich czy innych wyborów oczekujemy na ich skutek i rezultat. Są w naszym życiu sprawy, na których rozwiązanie musimy długo albo bardzo długo czekać. Najlepiej pojmują to ci, którym przyszło rozstać się z kimś bliskim na dłuższy czas, np. wyjeżdżając do pracy za granicę lub na misję wojskową. Rozumieją to też, ci którzy z utęsknieniem wyczekują końca jakieś trudnej sprawy w swoim życiu. Wreszcie temat czekania jest szczególnie bliski osobom chorym, samotnym i opuszczonym. Ich wyczekiwanie to często ból i łzy. Czekają na poprawę swojego stanu zdrowia, na zainteresowanie ze strony bliźnich, na zrozumienie, pociechę, odwiedziny. Zupełnie inaczej ma się sprawa z oczekiwaniem, gdy znamy jego kres i wreszcie osiągamy lub otrzymujemy to, na co czekaliśmy (tak jest np. z dniem ślubu, tak jest z narodzinami oczekiwanego dziecka).

Dzisiejsza Ewangelia stawia nas wobec pytania, jakie jest to nasze – moje i Twoje czuwanie i oczekiwanie? Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie – czytamy w dzisiejszej Ewangelii. To prawda, nikt nie zna dnia ani godziny, o której Syn Człowieczy przyjdzie. To może się stać o każdej porze! A wtedy, z czym staniesz przed Bogiem? Czy taki, jaki dziś jesteś? Czy taki, jaki chciałbyś przed nim stanąć? Warto stawiać te i podobne pytania w ostatnią niedzielę roku kościelnego. To właśnie teraz, tuż przed Adwentem, jest najlepszy czas na zwrócenie swych myśli w stronę spraw ostatecznych, które de facto są ściśle związane z pulsem rzeczywistości. Warto pytać siebie, czy Dzień Pański, przed którym nikt nie ucieknie, napawa mnie trwogą czy radością? Czy chcę, by nastał jak najszybciej, bo jestem już gotowy stanąć przed Bożym Obliczem, czy też zależy mi, by nastąpił jak najpóźniej, bo tyle rzeczy w moim życiu należy jeszcze naprawić i posprzątać? Istnienie tego świata jest tymczasowe, choć wydawać by się mogło, że to nie prawda. Miliony lat istnienia ziemi mogą sugerować, że jej istnienie nie ma końca. Ludzka myśl i związane z nią panowanie człowieka na ziemi mogą utwierdzać nas w przekonaniu, że to wystarczy, by świat istniał wiecznie. My jednak wiemy, że tak nie jest.
Niebo i ziemia przeminą. Nie przeminie tylko Słowo Boże. Ono jest ponadczasowe i nie ulega osłabieniu. Bóg w Jezusie, doskonałym Słowie, objawił światu swą miłość, która również nie przemija. Dlatego Dzień Sądu dla Jego wiernych nie musi być dniem płaczu, lecz prawdziwej radości. Dla wierzących nie będzie to obraz końca świata, lecz prawdziwego początku. Ap. Jan wypowiada to w bardzo sugestywny sposób: miasto święte, Jeruzalem ujrzałem zstępujące z nieba od Boga, przystrojone jako oblubienica, zdobna w klejnoty dla męża swego. I usłyszałem donośny głos mówiący od tronu: Oto przybytek Boga z ludźmi i zamieszka wraz z nimi i będą jego ludem… i otrze z ich oczu wszelką łzę a śmierci już nie będzie, ani żałoby, ani krzyku, ani mozołu już nie będzie. Bo pierwsze rzeczy przeminęły, oto wszystko staje się nowe (Obj 21, 1–5). To nie będzie koniec, ale nowy początek.

Zatem żyjemy między początkiem a końcem. Nie jest więc obojętne jak reagujemy na rzeczywistość. Oczekiwanie na paruzję, czyli na powtórne przyjście Jezusa Chrystusa, nie zwalnia nas od aktywności w tym świecie, a wręcz odwrotnie: zakłada ją. Fatalną pomyłką niektórych chrześcijan w Kościele pierwotnym było to, iż w obliczu powtórnego przyjścia Pana Kościoła (Jezusa Chrystusa) uważali codzienną pracę i obowiązki za nieważne. Prawdziwe oczekiwanie na Zbawiciela nie powinno rodzić marzycielstwa, lecz duchową czujność i trzeźwość. Baczcie, czuwajcie; nie wiecie bowiem, kiedy ten czas nastanie. Jest to tak, jak u człowieka, który odjechał, zostawił dom swój, dał władzę sługom swoim, każdemu wyznaczył jego zadanie, a odźwiernemu nakazał, aby czuwał.

Zatem słudzy mają do wykonania pozytywne zadania. Odjeżdżający pan powierzył swym sługom staranie o wszystko. Każdemu wyznaczył zajęcie, a odźwiernemu nakazał czuwanie, żeby gdy już wróci, szybko mógł mu otworzyć drzwi. Cóż znaczy być czujnym – tak współcześnie i praktycznie? Otóż być czujnym to być w stanie rozpoznać naszego Zbawiciela w ludziach potrzebujących. Być czujnym to inaczej mówiąc, gotowość okazywania miłości naszemu Bogu w tych ludziach potrzebujących. Być czujnym wreszcie to wierne przekuwanie tej żywionej miłości w czyn, a więc w konkretne akty miłosierdzia.

Człowiek wierzący może się uważać za „sługę Bożego”, mającego do wykonania konkretne zadania już tu i teraz. A ponieważ Bóg nie zagląda nam przez ramię i nie mówi nam za każdym razem dokładnie, czego od nas oczekuje, jeśli jesteśmy gotowi Mu służyć, musimy być czujni na potrzeby chwili i gotowi do działania!
W swojej przypowieści Pan Jezus ukazuje Królestwo Boże jako rzeczywistość dostępną już teraz. To znaczy możemy żyć z Bogiem w każdym momencie, nie tylko „kiedyś potem”.

Drodzy, obok tej czujności czynnej, która polega na uczciwym życiu, na wypełnianiu przez nas zadań i obowiązków, Pan Jezus mówi o czujności biernej. Chodzi tu o taką czujność, która polega na „akceptacji wszystkiego, co Bóg zsyła na nas w każdej chwili” i to akceptacji, która wynika z miłości Boga. Taki sposób czuwania można rozumieć jako „robienie czegoś”, tak samo jak myślenie, modlenie się i wewnętrzne przygotowywanie się do czegoś, co trzeba zrobić czy co trzeba na siebie przyjąć.

Juergen Moltmann (współczesny teolog ewangelicko-reformowany), komentując znaczenie tematu czujności w życiu Jezusa, powiada, że czuwanie jest formą modlitwy, bo jest to wspaniała ludzka odpowiedź na (ukryte) działanie Boga. Czuwamy, czekając na Boga. W życiu Jezusa czuwanie to oczekiwanie na Boga w innych ludziach oraz w obowiązkach.
Czuwanie to nieustanne bycie gotowym do działania, które wypływa ze świadomości, że przyjście Pana aktualne jest nieustannie i dosłownie w każdej chwili. Bądźmy zatem gotowi, czuwajmy i oczekujemy z radością i nadzieją nowej ziemi i nowego nieba. Amen.

ks. dr Dariusz Chwastek
Lublin, dnia 25.11.2007