Przedostatnia niedziela w roku kościelnym

Tekst kazalny: 2 Kor 5, 1-10


Wiemy bowiem, że jeśli ten namiot, który jest naszym ziemskim mieszkaniem, się rozpadnie, mamy budowlę od Boga, dom w niebie, nie rękoma zbudowany, wieczny. Dlatego też w tym doczesnym wzdychamy, pragnąc przyoblec się w domostwo nasze, które jest z nieba, jeśli tylko przyobleczeni, a nie nadzy będziemy znalezieni. Dopóki bowiem jesteśmy w tym namiocie, wzdychamy, obciążeni, ponieważ nie chcemy być zewleczeni, lecz przyobleczeni, aby to, co śmiertelne, zostało wchłonięte przez życie. A tym, który nas do tego właśnie przysposobił, jest Bóg, który nam też dał jako rękojmię Ducha. Więc też zawsze jesteśmy pełni ufności i wiemy, że dopóki przebywamy w ciele, jesteśmy oddaleni od Pana. Gdyż w wierze, a nie w oglądaniu pielgrzymujemy. Jesteśmy więc pełni ufności i wolelibyśmy raczej wyjść z ciała i zamieszkać u Pana. Dlatego też dokładamy starań, żeby, niezależnie od tego, czy mieszkamy w ciele, czy jesteśmy poza ciałem jemu się podobać. Albowiem my wszyscy musimy stanąć przed sądem Chrystusowym, aby każdy odebrał zapłatę za uczynki swoje, dokonane w ciele, dobre czy złe.

Obecność Boga w historii ludzkości objawiała się na wiele różnych sposobów. Jednym z nich w Izraelu była „arka przymierza” (w skrzyni nakrytej złotą płytą znajdowały się Boże przykazania). Zadanie jej zbudowania otrzymał kiedyś Mojżesz. Podczas budowy trzymał się dokładnego planu, który został mu objawiony. I w tym objawieniu mógł oczami duszy oglądać niebiańską „arkę przymierza”, która powinna mu posłużyć jako wzór do budowy ziemskiej. Pan Bóg przykazał mu wtedy, żeby „uczynił to według wzoru, który mu ukazano właśnie na górze objawienia“ (2 Mż 25, 40). Łatwo się jednak domyślić, że to, co Mojżesz wykonał było już czymś innym niż idealny wzór, który mógł oglądać w Bożym objawieniu. Ziemska „skrzynia przymierza” była już tylko tymczasowym dziełem, choć znajdowały się w niej tablice przykazań zapisanych przez samego Boga.

Apostoł Paweł w swoim Drugim Liście do Koryntian, który stanowi nasz dzisiejszy tekst kazalny, nawiązuje do tego obrazu niebiańskiej i ziemskiej „skrzyni przymierza”. Oczywiście czyni to z bardzo ważnego powodu: Paweł przyrównuje „arkę przymierza” do człowieka. Mówi nam mianowicie, że nasze ciało i nasze wnętrze tworzące integralną całość są dalekim obrazem tego, jak Pan Bóg chciałby widzieć całego człowieka. Ten obraz ze wszech miar odpowiada stwórczemu planowi Boga wobec człowieka, który w swoim ciele wędruje przez życie i w końcu przemija.

Jednak sytuacja zmienia się diametralnie, gdy nadejdzie ta godzina, w której człowiek osiągnie pełnię Bożego Pokoju. Wtedy to nasze ziemskie ciało, nasz ziemski dom czy – jak mawia apostoł Paweł – namiot przemieni się w wieczny, nieprzemijający. Dopiero wtedy człowiek stworzony na Boże podobieństwo osiąga jedność z Bożym obrazem. To nasze tymczasowe wyposażenie, jakim są nasze ciała, służy nam do celów ziemskiej wędrówki. Jaka ona jest, wiemy z własnego doświadczenia: pełna mozołu, naszpikowana licznymi problemami, czasem skomplikowana. Jednym słowem, nasze życie wiąże się z wieloma trudnościami. Dlatego zwłaszcza w trudnych sytuacjach życiowych bywa czasem tak, że tęsknimy za tym, by skończyło się to pasmo cierpienia; tęsknimy za tym, by nadeszła taka chwila, gdy Bóg zamieni obecną postać naszego ciała i zamieszkania na dom trwały i wieczny. Drodzy, z takiego rozumowania można wysnuć praktyczny wniosek. Żyjąc jesteśmy na ziemi tylko gośćmi, którzy są zdani na łaskawość gospodarza, na Stwórcę i Właściciela świata. Jesteśmy więc zdani na Boże przewodnictwo w tym, co zwykliśmy nazywać naszym życiem. Przecież nie my sami stworzyliśmy sobie ten świat, nie my sami daliśmy sobie życie tu i teraz. Wszystko to, kim i czym w życiu jesteśmy w znacznym stopniu zostało nam również podarowane: począwszy od naszych nazwisk, a kończąc na rysach naszych niepowtarzalnych twarzy.

Teraz wypada nam postawić sobie konkretne pytanie: jak Pan Bóg kieruje bądź jak chce kierować naszym życiem na tym świecie, który ostatecznie nie do nas należy? Bóg kieruje nami za pomocą swego Słowa, które jest każdorazowo ożywiane poprzez Jego Ducha. Słowo Boże i Duch Święty są nierozdzielne – jeśli chcemy je dobrze rozumieć! Także nasza wiara, bez Bożego Słowa byłaby niemożliwa! Jako wierzący jesteśmy więc zdani na Słowo Boże. Wniosek jest prosty: jako chrześcijanie żyjemy ze Słowem Bożym, ze Słowa i nic ponad Słowo do duchowego życia nie potrzebujemy! I niestety nie jest tak, że sam Duch Święty, bez tekstów biblijnych, otwiera przed nami bramy nieba. Niektórzy chcieliby nawet, żeby ów Boży Duch, a przez Niego Boża obecność mogła być odczuwalna wręcz namacalnie. W tekstach biblijnych nie ma mowy o tym, że obecność Bożą i Jego Ducha musimy nieustannie odczuwać, np. pod postacią jakiegoś ciągłego wewnętrznego podekscytowania lub przez doznawanie silnych stanów emocjonalnych. Nasze zadanie jest proste: polega na trwaniu przy obietnicy, którą daje nam Słowo Boże. Możemy więc powiedzieć, że Pan Bóg związał swego Ducha z naczyniem, które znamy jako biblijny kanon. Możemy też powiedzieć inaczej: skarb wieczności – Ducha Świętego – Bóg umieścił między dwoma okładkami jednego Pisma Świętego. I dzięki temu Bożemu Duchowi możemy dopiero mówić o Bożym Słowie, które ma moc pracy nad ludzkim sercem i nad całym naszym życiem. Dlatego też apostoł Paweł mówi, że „Pan Bóg jest Duchem”. Bóg, w którego wierzymy, swoją teraźniejszość połączył ze Słowem. Stąd – jak mówił ks. dr Marcin Luter – znakiem wieczności są dla nas takie słowa: „Tam, gdzie jest Boże Słowo, tam też jest już raj“.

Drodzy, dzięki takiemu Słowu egzystuje każdy zbór chrześcijański. Jak każde ludzkie ciało i jak każdy zbór, również i ten nasz zbór ma przemijającą postać. Jeśli jednak stanęlibyśmy przez pytaniem, co jest zaletą tego zboru, do którego należymy bądź chcemy należeć – możemy bez mrugnięcia okiem odpowiedzieć, że jest on żywy żywotnością Słowa Bożego, darowanego nam z Bożej łaski. Oczywiście za tymi słowami kryje się bardzo głęboka treść, ponieważ słuchając Słowa Bożego, mamy do czynienia z nieprzemijającą Ewangelią, która jest też jedyną rękojmią naszej nadziei sięgającej poza horyzont doczesnego życia.

By nie było wątpliwości, o czym mówimy, dodam, że Ewangelia obdarowuje nas nadzieją dalekowzroczną! A ta potrafi dostrzec, że ostatnim biblijnym obrazem mówiącym o sądzie ostatecznym nie jest sędziowskie krzesło, z którego zostaniemy surowo osądzeni. I jeśli w tym obrazie mimo woli narzuca nam się sędziowskie krzesło, to tym bardziej należy trzymać się drogiej Bożej łaski uobecnianej przez Jezusa Chrystusa, który na tym krzesle zasiada.
Co z tej nadziei dla nas wynika? Dzięki niej możemy trafnie oszacować i rozumieć tzw. chwilę obecną. Kto ma nadzieję, potrafi cierpliwie czekać na spełnienie obietnic i dostrzegać, gdy się spełniają. Zatem, kto ma nadzieję, może odważnie patrzeć w przyszłość. „Nadzieję posiada więc ten, kto potrafi być otwarty na to, co w naszej teraźniejszości jest ważne i dobre”. Amen.

ks. dr Dariusz Chwastek
Lublin, dnia 16.11.2008