21b. Chrystus cierpiał za was, zostawiając wam przykład, abyście wstępowali w jego ślady; 22.On grzechu nie popełnił ani nie znaleziono zdrady w ustach jego; 23.On, gdy mu złorzeczono, nie odpowiadał złorzeczeniem, gdy cierpiał, nie groził, lecz poruczał sprawę temu, który sprawiedliwie sądzi; 24.On grzechy nasze sam na ciele swoim poniósł na drzewo, abyśmy, obumarłszy grzechom, dla sprawiedliwości żyli; jego sińce uleczyły was. 25.Byliście bowiem zbłąkani jak owce, lecz teraz nawróciliście się do pasterza i stróża dusz waszych.
Apostoł Piotr we fragmencie swojego listu ukazuje nam fundament wiary. Stawia on w centrum naszej uwagi Jezusa Chrystusa, ale nie jako Króla i Władcę, lecz jako naszego Sługę wiernego nam do samego końca. Sługę, który mimo, że nigdy nie popełnił żadnego wykroczenia wobec nikogo ani nigdy z Jego ust nie wydobyło się żadne kłamstwo, został wzgardzony, osądzony oraz skazany na śmierć. Dlaczego? Bo całkowicie zaufał swojemu Ojcu, który jest w niebie. Bo ten Bóg Ojciec tak bardzo nas ukochał, że nie szczędził własnego syna. Taki bowiem był odwieczny plan Boży…
Ta niesprawiedliwość wyrządzona Panu Jezusowi oraz Jego śmierć była prorokowana setki lat przed Jego narodzeniem. Już Abraham został przez Boga wystawiony na próbę, kiedy to Bóg kazał mu poświęcić swojego syna Izaaka. Abraham również we wszystkim zaufał Bogu i był gotów złożyć ofiarę z syna, lecz sam Ojciec Niebieski go powstrzymał. Również przodek Jezusa, król Dawid w psalmie 22 przepowiada odrzucenie i śmierć swojego wielkiego potomka. Zapowiadali to także prorocy m. in. Izajasz. Tak się stało. Chrystus został zaliczony do złoczyńców, znosił nienawiść, cierpiał straszliwe męki, został odrzucony przez ludzi. Ale Jego siłą w tych trudnych chwilach było całkowite zaufanie swojemu Ojcu. Mógł przecież odwołać swoje poglądy przed Sanhedrynem, mógł je odwołać również przed Poncjuszem Piłatem. Mógł również w każdej chwili poprosić Ojca o przerwanie męki, o odsunięcie tego kielicha. Jednak to nie Jego, ale Boża wola była ważniejsza. Syn, który na siebie wziął wszystkie nasze grzechy i przewinienia z rozkazu własnego Ojca dla naszego zbawienia, nie zawahał się ani chwili. Z cierpliwością i w pokorze znosił bolesne biczowanie, ukoronowanie cierniem jak i drogę krzyżową. Sam również dobrowolnie dał się przybić do drzewa krzyża i nikogo nie potępił, a nawet prosił Ojca o przebaczenie dla swoich oprawców. Lecz to właśnie Chrystusowe rany nas uzdrowiły i dały nam żywot wieczny.
Jezus Chrystus jest zatem dla nas wierzących wzorem do naśladowania. W swoim życiu i cierpieniu pokazuje nam, że mamy podążać Jego śladem. Nie chodzi tu o powtarzanie po kolei życia Jezusa, ale pójście za Nim w swoim życiu o nasze powołanie do głoszenia Ewangelii Chrystusowej. Chrystus mówi: „Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój, i niech idzie za mną”(Mt 16, 24). Nie każe On dźwigać nam Jego krzyża, tylko każdy ma wziąć swój krzyż! I również nie chodzi tu o krzyż z drewna, który mamy nieść przez życie, ale o nasze troski, zmartwienia i cierpienia. W tej naszej „drodze krzyżowej” mamy całkowicie zaufać Bogu, który przez Chrystusa stał się naszym Ojcem. Ojcem, który nas kocha i dla każdego, kto będzie mu wierny i nie zwątpi w Jego wierność, przygotował wielkie rzeczy i wielką nagrodę jaką jest życie wieczne.
Kończąc, chciałbym odnieść się do ostatniego wersu naszego tekstu. Jest to dla nas zachęta do działania i pocieszenie. Piotr wskazuje, że jak wszyscy byliśmy pozostawieni samym sobie w grzechu, tak przez odkupienie w Jezusie Chrystusie otrzymaliśmy nadzieję na zmartwychwstanie i życie wieczne. Wystarczy tylko się nawrócić i uwierzyć, a będzie nam dane… Amen.
Jakub Janik