Wigilia Święta Narodzenia Pańskiego AD 2012

Łaska, miłosierdzie, pokój od Boga Ojca i od Jezusa Chrystusa, Syna Ojca, niech będzie z wami w prawdzie i w miłości! (2J 1,3)

Tekst kazalny: J. 7,25-29


Wtedy mówili niektórzy z mieszkańców Jerozolimy: Czy to nie jest Ten, którego chcą zabić? A oto jawnie przemawia i nic mu nie mówią. Czyżby rzeczywiście przełożeni doszli do przekonania, że to Chrystus? Ale o nim wiemy, skąd pochodzi; gdy zaś Chrystus przyjdzie, nikt nie będzie wiedział, skąd pochodzi. Wtedy Jezus wołał w świątyni, ucząc i mówiąc: I znacie mnie, i wiecie, skąd jestem, a przecież sam od siebie nie przyszedłem, gdyż godzien wiary jest Ten, który mnie posłał, a którego wy nie znacie. Ja go znam, bo od niego jestem i On mnie posłał.

Moi Drodzy,

Zachęcam do wyobrażenia sobie, iż jesteśmy właśnie w Betlejem – małym miasteczku, położonym 7 km od Jerozolimy – w cichy, spokojny wieczór dwa tysiące osiemnaście lat temu, czując gdzieś w głębi, iż zaraz wydarzy się coś wielkiego.

Swoje kazanie podzieliłem na trzy części, tytułując każdą z nich wersetem z pięknej, średniowiecznej kolędy, Gaudete! Christus est natus ex Maria virginae!, czyli:

Radujcie się! Chrystus się narodził z Marii dziewicy!

Właśnie. Narodził się Chrystus. Ale co to tak naprawdę znaczy? W tekście kazalnym słyszeliśmy, jak sam mówił: znacie mnie, i wiecie, skąd jestem, a przecież sam od siebie nie przyszedłem; On mnie posłał. Po raz kolejny zadajmy sobie pytanie: Co to znaczy? W jaki sposób Bóg posłał Jezusa na świat? Przecież w Biblii czytamy o setkach osób, które Stwórca posyłał, którym powierzał swoją misję, których czynił swoimi narzędziami. Co sprawia, iż posłanie Jezusa jest wyjątkowe? Czym różni się ono od innych?

Z pomocą przychodzi prolog Ewangelii Jana, prawdopodobnie najważniejszy tekst biblijny dla teologów. Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo. I dalej: Ono było na początku u Boga. Wszystko przez nie powstało, a bez niego nic nie powstało, co powstało. W nim było życie, a życie było światłością ludzi.

Ten krótki tekst zawiera w sobie niesamowity pokład myśli teologicznej. Oto słyszymy iż Słowo Boże było i jest siłą stwórczą, która zdołała ukształtować cały Wszechświat; jest przyczyną i zasadą istnienia każdej galaktyki, gwiazdy, planety, każdej żywej istoty. To Boże Słowo stworzyło i zapewnia istnienie każdemu atomowi i każdej cząsteczce elementarnej tego niewyobrażalnie wielkiego świata. To Boże Słowo – Logos – jest życiem!

Dalej w tym samym prologu czytamy: A Słowo ciałem się stało i zamieszkało wśród nas, i ujrzeliśmy chwałę jego, chwałę, jaką ma jedyny Syn od Ojca, pełne łaski i prawdy. Oto dowiadujemy się, iż ta niezwykła siła życia, myśli i stworzenia przybrała cielesną formę! Słowo stało się Jezusem!
To przekazuje nam o istocie Jezusa ewangelista Jan. Jednakże ten sam Jan przytacza słowa Zbawiciela, który mówi zgromadzonym w świątyni, że znają Go – Jezusa i wiedzą skąd przychodzi, lecz nie znają Ojca, którego tylko Syn zna. Boga nie możemy poznać.

Nadszedł czas łaski, którego pragnęliśmy!

Czas łaski, przyjście na świat Jezusa, stał się faktem. Żyjemy w Nowym Adwencie, oczekując Zbawienia za sprawą Żywego Słowa – Chrystusa.

Wiemy jednak, iż mało kto – jeśli ktokolwiek – zdawał sobie wtedy sprawę z doniosłości tego wydarzenia. Jest tak też dzisiaj, i było tak w czasie, gdy Jezus nauczał i czynił cuda.

Fragment Ewangelii Janowej, który dzisiaj rozważamy jest częścią większego bloku, znajdującego się w rozdziałach siódmym i ósmym, stanowiący przejście od „bycia w ukryciu” Jezusa do publicznego nauczania w Świątyni. Widzimy w tej części Ewangelii bardzo aktualny problem: różny stosunek ludzi do Jezusa zaczyna budować podziały i mury między nimi.

Zwróćmy w związku z tym uwagę na jedno słowo z rozważanego tekstu: Wtedy Jezus wołał w świątyni, ucząc i mówiąc. Jezus wołał, a tłumacząc to słowo dosłownie – On krzyczał.

Co sprawia, że ktoś, kto publicznie przemawia krzyczy? Możemy być całkiem pewni, że Świątynia jerozolimska nie była nagłośniona tak, jak nasz kościół parafialny. Z doświadczenia wiemy, że aby się przebić głosem do nawet kilkunastu osób w jakimś pomieszczeniu, trzeba podnieść głos. Jednak możemy przypuszczać, że w tak świętym miejscu, w jakim rozegrała się omawiana scena, nikt nie ważył się zachowywać głośno. Słuchaczy mogło być wielu, ale Jezus raczej nie musiał krzyczeć, aby go usłyszano, nawet, jeśli mówił w trakcie gorącej dyskusji pomiędzy ludźmi o zasadniczych i zupełnie odmiennych poglądach.

Zastanówmy się więc – pamiętając cały czas o kłótni sprzymierzeńców i przeciwników Jezusa – co jeszcze mogło sprawić, iż Zbawiciel podniósł swój głos?

Kiedy myślę o Jezusie, zawsze utożsamiam go z miłością, braterstwem, równością. Wydaje mi się, że największym i najserdeczniejszym marzeniem Zbawcy była rzecz bardzo prosta, a zarazem prawie niewykonalna: aby ludziom udało się pokonać własną niedoskonałość do tego stopnia, aby potrafili się nawzajem porozumieć, dogadać. Aby ich miłość zaczęła brać górę nad wszelkim grzechem. I oto widzi, że oni nie tylko nie chcą dojść do jakiegokolwiek kompromisu ale też, że osią sporu jest właśnie On. Przychylam się więc do opinii, iż powodem jego wołania był pewien rodzaj desperacji, walka o przebicie się z Ewangelią przez mury wznoszone przez ludzi między sobą. Jezus przez te mury chciał przebić się, aby objawić prawdziwego, nieodgadnionego Boga i Jego Miłość.

Zadanie, jakiego podjął się Jezus było niesamowicie trudne, lecz Jego Dobra Nowina została przyjęta przez wielu i żyje do dziś w chrześcijanach, którzy na niej budują swoją wiarę, życie i nadzieję. I to jest sukces.

Zbawienie znalezione jest tam, gdzie wznosi się światło!

Zaledwie trzy dni temu miliony ludzi zawiodły się. Wszyscy, którzy poświęcili miesiące lub lata oraz tysiące dolarów na przygotowania do apokalipsy zobaczyli, iż zmarnowali oni cenne zasoby, aby przetrwać coś, czemu przeczyły prawa fizyki i zdrowy rozsądek. Być może rozczarowanie życiem i niepowodzenia sprawiły, iż owi ludzie pragnęli, aby świat się skończył.

W tym miejscu powinniśmy sobie zadać ważne pytanie o to, czy spełniliśmy swoją misję jako chrześcijanie? Dziecko-Słowo, które rodzi się z Marii Panny tej cichej, betlejemskiej nocy sprawiło, iż Koniec nie jest czymś, czego mielibyśmy się obawiać. Dało nam ono nadzieję na dobroć, serdeczność i miłość, wyzwoliło z oków grzechu. Dzięki Niemu jesteśmy Dziećmi Światłości, które pragną współtworzyć Królestwo niebieskie.

Pismo Święte mówi o gwieździe, która przyprowadzi Trzech Mędrców do Jezusa, aby złożyć Mu pokłon i przekazać dary. Według Johannesa Keplera żyjącego w XVII wieku, jednego z najwybitniejszych astronomów w historii, ową gwiazdą najprawdopodobniej była koniunkcja trzech planet: Saturna, Jowisza i Marsa, zdarzająca się tylko raz na osiemset lat, a która przypadała na czasy narodzenia Jezusa. Jeśli uruchomimy symulację komputerową nieba nad Jerozolimą z tego czasu, ujrzymy duży, jasny obiekt, poruszający się na Zachód. Jest to zgodne z przekazem biblijnym.

Pomijając jednak astronomiczne problemy określania źródła światła, które wskazało nam, gdzie narodził się Jezus – nasze Zbawienie, nie powinniśmy pomijać idei światła Zbawienia.

Światło jest przeciwieństwem ciemności, którą odnosimy do grzechu, śmierci i braku wiary; źródłem światła jest nieskończenie dobry Bóg; światło jest Bożą miłością, dobrocią i Zbawieniem; światło jest Dobrą Nowiną. Tak samo, jak nie jesteśmy w stanie dostrzec wszystkiego, co składa się na fizyczne światło, tak nie jesteśmy w stanie zobaczyć pełnego obrazu światła Zbawienia. Jezus jest widzialny, dostępny, poznawalny, lecz jego źródło – Bóg – nie zostanie przez nas zmierzony i zważony.

Daje nam to ogromną nadzieję na to, iż nastanie moment, w którym będziemy w stanie dostrzec wszystko, w Nowym Jeruzalem, połączeni pełną już światłością, pełną miłością i pełnym braterstwem, gdzie wołanie Jezusa przebiło się przez mury i zniszczyło je, pozostawiając nas w pełni otwartymi na Boga, Słowo, Zbawienie i siebie nawzajem.

Dzięki niepozornemu cudowi narodzin Jezusa Chrystusa, który przyszedł do nas – wszystkie nadzieje na pełnię szczęścia stają się realne. Amen.

A sam Bóg pokoju niech was w zupełności poświęci, a cały duch wasz, i dusza, i ciało niech będą zachowane bez nagany na przyjście Pana naszego, Jezusa Chrystusa. Amen. (1Tes 5,23)

Bartosz Makuch, student teologii
Lublin, dnia 24.12.2012