20. niedziela po Trójcy Świętej

I stało się, że Jezus szedł w sabat przez zboża, a uczniowie jego w drodze zaczęli rwać kłosy. Wtedy rzekli do niego faryzeusze: Patrz! Czemu czynią w sabat to, czego czynić nie wolno? A On im rzekł: Czy nigdy nie czytaliście, co uczynił Dawid, kiedy był w potrzebie i był głodny, on i ci, którzy z nim byli? Jak wszedł do domu Bożego za Abiatara, arcykapłana, i jadł chleby pokładne, które wolno spożywać tylko kapłanom, a które dał również tym, którzy z nim byli? Ponadto rzekł im: Sabat jest ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla sabatu. Tak więc Syn Człowieczy jest Panem również i sabatu.
Mk 2,23-28

Drogie siostry i drodzy bracia w Jezusie Chrystusie,

Kiedy przeczytałem tekst biblijny przeznaczony do rozważenia, uświadomiłem sobie, że dziś będziemy mówić o jednym z najpopularniejszych a zarazem pięknym obrazie Nowego Testamentu. Oto uczniowie wraz ze swoim nauczycielem Jezusem idą przez pole pełne zboża, rwą kłosy, czyszczą je z plew, a później jedzą ziarna.
Ten obraz, przedstawiony przez Ewangelistę Marka, został uwieczniony na niejednym płótnie i jako taki wisi w wielu chrześcijańskich domach na ścianie.
Czy w waszych domach ów obraz również ma swoje miejsce?

O czym myślicie kiedy na niego patrzycie? Jakie uczucia pojawiają się w waszych sercach kiedy tę historię słyszycie?
Jestem przekonany, że pierwsze refleksje z tym obrazem związane, są pozytywne, radosne. Być może dlatego, że wiążą się naszymi doświadczeniami? Przypomnijcie sobie Drodzy z własnego życia kiedy szliście polem pełnym dojrzałych kłosów. Czy idąc tak czuliście ciepły, letni powiew wiatru, słyszeliście głos ptaków, brzęczenie owadów latających wokoło, byliście pod wrażeniem otaczających krajobrazów? Czy spacerując polem, czuliście się wolni, nieskrępowani? Daleko od zgiełku i hałasu cywilizacji?
Taki spacer daje wiele radości, pozwala obcować z przyrodą. W tym zbożu czy na łące można się przecież położyć, popatrzeć w górę na błękitne niebo, obserwować przesuwające się na nim różnokształtne chmury.

Jeśli obok jest jeszcze ktoś kogo kochamy, ktoś kto jest nam bliski i dzieli z nami te wrażenia, wtedy nasze szczęście jest jeszcze pełniejsze.
Uczniowie szli takim polem, byli razem, co więcej byli ze swoim nauczycielem. Podążając za nim byli szczęśliwi. Mogli przecież być jego uczniami, za nim podążać, śledzić każdy jego krok, słuchać jego mądrych, natchnionych słów.

Czego więcej było im do szczęścia potrzeba?

Za każdym razem kiedy patrzę na obraz idących polem uczniów, owe pozytywne treści do mnie przemawiają.
Ten obraz jednak zostaje w pewnym momencie zachwiany, harmonia towarzysząca wędrówce przez pole nagle zostaje zburzona, a to za sprawą faryzeuszy.
Co im w tej scenie przeszkadzało? Co wytrąciło ich z równowagi? Co nie dawało im spokoju?
Ktoś powie – drobiazg – uczniowie zaczęli rwać kłosy i jeść. Czy to była kradzież? Czy faryzeusze pilnujący Prawa Mojżeszowego a właściwie obyczaju, w rwaniu cudzych kłosów, doszukali się przestępstwa?

Nie, zresztą Prawo Mojżeszowe pozwalało na korzystanie z 10 procent plonów tym, którzy byli biedni lub głodni.

Chodziło o coś innego. Uczniowie zrywali kłosy w sabat – dzień dla Żydów święty, kiedy mówiąc w uproszczeniu, nikt nie powinien wykonywać żadnej pracy.

Dla faryzeuszy, co wydaje się absurdalne, zrywanie przez uczniów zboża było równoznaczne ze żniwami: wykruszanie kłosów w dłoniach było młóceniem, oddzielanie ziarna od plew było przesiewaniem. Wszystkie te czynności, które wykonali uczniowie oznaczały w mniemaniu faryzeuszy, pracę polegającą na przygotowaniu posiłku do spożycia. Taki był sposób myślenia faryzeuszów. Dlatego w ich oczach uczniowie byli przestępcami, wobec których nie można było przejść obojętnie. Zażądali więc wyjaśnień pytając Jezusa: „Patrz! Czemu czynią w sabat to, czego czynić nie wolno?”

Dla mnie ta cała sytuacja jest bardzo wymowna i uświadamia mi, że byli i ciągle są na świecie ludzie, a często i my nimi jesteśmy, którzy patrzą na drugiego człowieka nie tyle oczami wyrozumiałości, miłości i przyjaźni, co oczami oceniającymi, karcącymi, doszukującymi się zawsze i wszędzie jakiegoś błędu czy potknięcia. Czy i my tak czasem nie patrzymy na bliźniego?

Jesteśmy chrześcijanami – ewangelikami i jako tacy również jesteśmy obserwowani i oceniani przez otaczający nas świat. Świat na nas patrzy i ocenia nasze zachowanie, postawę, nasze życie. Przestrzegał przed tym już apostoł Paweł pisząc w liście do Rzymian: „Przeto nie osądzajmy już jedni drugich, ale raczej baczcie, aby nie dawać bratu powodu do upadku lub zgorszenia.” (Rz 14,13).

Czy komuś dajemy naszym życiem i zachowaniem powód do oburzenia, zawodu, smutku, rozczarowania?
Krytycznej ocenie, podlega również w jakiejś mierze nasze życie religijne. Inność w sprawowaniu kultu czy przestrzeganiu niektórych świąt, może budzić co najmniej zdziwienie u innych.

Wtedy też można spotkać się z bardziej lub mniej życzliwymi pytaniami: „Czemu czynicie to, czego nie wolno w naszym kościele, naszym kraju, w naszym świecie. Czemu jecie mięso w piątek, nie chodzicie na pielgrzymki, możecie używać antykoncepcję, nie macie nic przeciwko in vitro? A wasi księża mogą się żenić? Powiedzcie czemu, skoro nam tego czynić nie wolno?”

Zauważmy jak Jezus odpowiedział na zaczepne pytanie faryzeuszy. Przypomniał im i opowiedział historię ze Starego Testamentu. Kiedy to Dawid wraz ze swoimi ludźmi pewnego dnia poprosili i otrzymali od kapłana tak zwane chleby pokładne, które zostały złożone w ofierze Bogu i były przeznaczone wyłącznie do użytku kapłanów.

Dawid i jego towarzysze byli wtedy bardzo głodni, uciekali bowiem przed niebezpieczeństwem, jakie groziło im ze strony króla Saula. Utrudzeni ucieczką, zmęczeni i głodni chcieli posilić się właśnie tymi chlebami, które były na ołtarzu. Kapłan im na to pozwolił. Miłosierdzie i chęć pomocy głodnym w tym przypadku przeważyły nad suchą literą prawa.

Faryzeusze usłyszawszy tę historię nic nie odpowiedzieli. Z pewnością nie potrafili znaleźć odpowiednich słów riposty. Jezus posłużył się bowiem do swojej i uczniów obrony przykładem z Pisma Świętego. W świetle jego prawdy, wszelkie ludzkie argumenty, którymi szermowali faryzeusze nie miały odpowiedniej mocy.

Jestem przekonany, że kiedy my sami będziemy używali do obrony swojego stanowiska, poglądów i zachowań Pisma Świętego, nikt nie będzie zdolny nas oczernić, oskarżyć, osądzić. W świetle Bożego Słowa będziemy bowiem wiarygodni, będziemy umieli wytłumaczyć swoje własne decyzje, zachowania, słowa, mówiąc „Czynię tak i tak, bo to wypływa z Ewangelii. Jestem ewangelikiem, dlatego kieruję się w życiu tym, co ewangelia mi mówi”.

Znajomość Pisma Świętego jest więc niezbędna, do podejmowania przez nas dobrych, słusznych i błogosławionych decyzji.
Tak sobie myślę, że faryzeusze mogli w ostateczności odpowiedzieć Jezusowi tak, nawiązując do historii przez niego opowiedzianej: „Nauczycielu, Dawid był pomazańcem Bożym. Był namaszczony na króla. Jemu wolno było prosić kapłana o chleby pokładne. Miał do nich jakieś prawo”.

Nie zdążyli jednak tego powiedzieć, ponieważ Jezus wskazując na siebie rzekł: „Syn Człowieczy jest Panem również i sabatu”
On – Jezus, Pomazaniec Boży, Król Królów i Pan Panów, z rodu Dawida, mógł tak jak niegdyś Dawid jeść w sabat zboże i chleb i co tylko by zechciał. Co więcej mógł podzielić się tym ze swoimi współtowarzyszami, uczniami. Dlaczego? Bo był namaszczony przez samego Boga na króla, arcykapłana, proroka i zbawiciela i to On był Panem wszystkiego.

Kiedy czytałem ten tekst biblijny zastanawiałem się jeszcze nad jednym pytaniem. Mianowicie, dlaczego ten akurat fragment, ta akurat historia, znalazła swoje miejsce w Ewangelii Marka. I to nie tylko Marka, ale również w Ewangelii Mateusza i Łukasza?

Co było powodem, dla którego Ewangeliści uznali, że ta historia powinna znaleźć się w Nowym Testamencie?

Zauważmy, że Marek napisał swoją Ewangelię około roku 70 po narodzeniu Chrystusa, czyli w czasie, kiedy Dobra Nowina o Chrystusie dotarła już daleko poza granice Izraela do południowej Europy i Azji Mniejszej. Tam powstawały zbory chrześcijańskie, składające się zarówno z żydów jak i pogan. I w tych zborach pojawiało się pytanie: „czy aby być chrześcijaninem, powinienem najpierw się obrzezać, przyjąć Prawo Mojżeszowe i stać się Żydem?” Niektórzy uważali, że tak.

Apostoł narodów, Paweł odpowiadał w swoich listach, że niekoniecznie, a nawet wyrażał swój gniew na tych, którzy zmuszali chrześcijan wywodzących się z pogaństwa do przyjęcia Prawa Mojżeszowego, święcenia sabatu, jedzenia wybranych potraw, czy obrzezania. Paweł pisał: „Niechże was tedy nikt nie sądzi z powodu pokarmu i napoju, albo z powodu święta lub nowiu księżyca bądź sabatu. Wszystko to są tylko cienie rzeczy przyszłych; rzeczywistością natomiast jest Chrystus.” (Kol 2, 16-17.)

Nic nie może nam przesłonić Chrystusa! A już na pewno martwe prawo wymyślone przez ludzi mówiące o tym, jak mamy lub nie mamy święcić sabat.

Bo sabat, czyli dzień odpoczynku, a zarazem dzień przypominający o przymierzu Boga z człowiekiem został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla sabatu.

Dla nas chrześcijan sabatem jest niedziela. Dzień przypominający nam zwycięstwo Jezusa nad śmiercią, a także dzień zesłania Ducha Świętego. Niedziela jako dzień zmartwychwstania Pana zapowiada i nasze zmartwychwstanie i odpocznienie w Bożym Królestwie.

Jak mamy więc święcić dzień święty? Takie pytanie zadaje w swojej książce Biskup Kościoła Jerzy Samiec i podpowiada: „Myślę, że najlepszą drogę wybrał Luter, który uważał, że jesteśmy uświęceni poprzez społeczność z Bogiem w Jego Słowie. Każdy czas poświęcony na studiowanie, medytację, rozważanie Bożego Słowa jest święceniem.” Nie należy jednak zapominać o cechach święcenia dnia świętego opisanych w Starym Testamencie. Nasz sabat, ma być dniem wspólnego święcenia. Dlatego tak istotna jest społeczność z innymi wierzącymi, wspólne nabożeństwo.

Jezus jest Panem naszego życia, naszej codzienności, jest też Panem sabatu, dnia świętego. Kiedy będziemy mieć Pana Jezusa przed oczami, będziemy umieli żyć każdym kolejnym dniem naszego życia najpełniej jak to możliwe. Pamiętajmy o tym kiedy zastanawiamy się jak przeżyć dzień, żeby był święty. Baczmy też na przestrogę, którą Jezus skierował do faryzeuszy: „Biada wam obłudnicy, że dajecie dziesięcinę, z mięty i z kopru i z kminku, a zaniedbaliście tego, co ważniejsze w zakonie: sprawiedliwości, miłosierdzia i wierności. Te rzeczy należało czynić a tamtych nie zaniedbywać” (Mt 23,23). Amen.

ks. Grzegorz Brudny
Lublin, 13.10.2013