Ewangeliccy przemysłowcy Lublina

“Chyba w żadnym z naszych miast nie krzyżowało się tyle wierzeń, stylów i kultur, co w Lublinie. Ukształtowało to charakter miasta, które tolerancję i rozumienie innych łączy z patriotyzmem, posiadając jednocześnie szczególną siłę wchłaniania nowych idei i ludzi bęz zmiany ,swego charakteru”. Tymi słowami prof. dr hab. G. Seidler wyjaśnił, dlaczego do zniszczonego gospodarczo po powstaniu listopadowym i styczniowym Lublina przybyło wielu zdolnych protestantów, którzy stali się wkrótce najlepszymi jego obywatelami. Kult pracy – powołania oraz poznane na Zachodzie technologie pozwoliły im podnieść Lublin pod względem ekonomicznym, oświatowym; społecznym i kultaralnym. Tolerancja i tym razem najlepiej zdała egzamin, dając Polsce zdolnych, pracowitych, patriotycznych i pomagających innym ewangelików.

Szkoci i Moritz

W 1835 r. Jan Douglas i Andrzej Kedslie żałożyli pierwszy w Lublinie (przy Krakowskim Przedmieściu) zakład produkujący maszyny rolnicze. Była to inwestycja trafna jak na region rolniczy, ale w folwarkach szlacheckich nie od razu zawitał pomysł unowocześnienia procesów produkcyjnych. Zakład istniał do 1844 roku pod nazwą Fabryka Agronomiczna Narzędzi Rolniczo-gospodarskich i zatrudniał nie więcej niż 50 osób. Upadek pierwszego warsztatu nie odstraszył dwóch innych Szkotów – braci Dawida i Douglasa Baird, którzy już rok później otworzyli nowe przedsiębiorstwo produkujące głównie pługi. Było ono jeszcze mniejsze niż poprzednie, lecz na wystawie rolniczo-przemysłowej w Lublinie otrzymało wyróżnienie (1860). Jego ówczesnym właścicielem był tedy Aleksander MacLeod (od 1858), lecz w roku 1864 upadający zakład przejął Robert Moritz. Teraz po zwiększeniu jego kapitału zakładowego i odpowiedniej reklamie (Moritz już wcześniej bombardował konsumentów reklamą nawozów sztucznych) sytuacja Fabryki Maszyn Rolniczych R. Moritz uległa znacznej poprawie. Wpływ na to miał także medal za młockarnie na wystawie przemysłowej w Warszawie (1885). W roku 1900 załoga liczyła ponad I50 osób. Strajki znamienne dla tamtego okresu (1905, 1906, 1909), zakończone lokautem, zahamowały na pewien czas rozwój firmy. Mimo to, dzięki przemyślanej specjalizacji (kieraty, młockarnie, młynki), fabryka zajęła czołowe miejsce wśród zakładów mechanicznych Królestwa.

I wojna światowa spowodowała niemal upadek fabryki (brak rynków zbytu). Stąd też Wacław Moritz (1865-27.V.1947) wszedł do kartelu – Zjednoczenie Polskich Fabryk i Rolniczych SA. Dzięki likwidacji dwóch wchodzących w skład Zjednoczenia zakładów, Moritz wyspecjalizował się w młockarniach o dużych obrotach i znacznie zwiększył produkcję eksportową (Jugosławia, Węgry, Łotwa i Rumunia), a więc także swoje zyski. Te i tak w znacznym stopniu przeznaczył na rozwój firmy. W roku 1920 wynosiło 160 osób, a 7 lat później już 360. Kryzys końca lat 20-tych spowodował upadek przedsiębiorstwa w 1930 r. Jednak po kilku latach Moritz przy sprzyjającej koniunkturze odrodził swój zakład pod firmą: Lubelska Fabryka Maszyn i Narzędzi “Plon” sp. z o.o. w Warszawie. Wśród wspólników Moritza znaleźć było F. Radziwiłła, S. Katelbacha, R. T. Fijałkowskiego i A. Lotha, czyli śmietankę warszawskiej finansjery. Ich poparcie pozwoliło poważnie wzmocnić fabrykę, w rezultacie zatrudnienie ponownie osiągnęło kilkaset osób. Sytuacja ta trwała do wojny. Obok zakładów Roberta i Wacława Moritzów, istniała od 1860 roku firma Ferdynanda Meyznera, znanego z wielu pomysłowych patentów.

Albert i Emil Plage

Największym rozgłosem w branży metalowej cieszyła się protestancka rodzina Plage. W przemyśle Lublina pojawiła się w roku 1860, gdy Albert Plage (1825-1910) otworzył przy ul. Bernardyńskiej warsztat, w którym wyrabiał z trzema czeladnikami aparaty gorzelniane, rondle i wanny. Jednak już w 1896 r. Plage dzięki własnej przedsiębior- czości musiał zwiększyć zatrudnienie do 20 osób, w 1898 r. do 50, a w 1899 do 90 pracowników. Rozsądek i pracowitość były także cechami jego syna Emila (1868-1909), który kupił w 1897 r. od ojca fabrykę kotłów za 18950 rubli. Około roku przyjął do spółki inż. Teofila Laśkiewicza. Już jako Zakłady Mechaniczne E. Plage i Leśkiewicz przedsiębiclrstwo odnotowało wzrost obrotów do 260000 rb. (1901), na co wpływ miało podniesienie jakości towarów, poświadczone przez złoty medal na Wystawie Rolniczo-Przemysłowej w Lublinie. Nowowybudowane hale na Bronowicach (1899-1902) r. pozwoliły na znaczne zwiększenie produkcji i wykorzystanie korzyści skali. Plage dzięki zdolności w wyszukiwaniu najlepszych współpracowników, zdołał stworzyć świetną kadrę menadżerską. Za sprawą Ludwika Rehne, przedstawiciela zakładów w Petersburgu , przedsiębiorstwo rozpoczęło szeroko zakrojoną akcję eksportową (Port Artur, obwód fregański). Co więcej dzięki kooperacji z “Alfa Nobel” i ” Westinghouse” wyprzedziło ono “Borman i Szwede” z Warszawy i “Fitzner i Gamper” z Sosnowca. W 1913 r. sprzedaż wyniosła 450000 rb., a produkcja z kotłów gorzelnianych przesunęła się na parowe kotły okrętowe. Intratne zlecenia rządowe (np. umowa z Towarzystwem Rosyjskich Fabryk Artyleryjskich na dostawę kotłów dla okrętów wojennych) pozwoliły na dalszy rozwój zakładu. Do ciekawych i obrazujących znaczenie fabryki umów należą zamówienia zbiorników na naftę dla Bucharskiego Towarzystwa Kolei Żelaznych oraz propozycje Iwana Zabina z Nowogrodu produkcji kadłubów pełnomorskich okrętów wojennych (na początek 22.). Niestety I wojna światowa i tym razem przerwała negocjacje w tej sprawie. Śmierć Emila Plage nie przekreśliła dalszego istnienia Zakładów E. Plage i T. Leśkiewicz. Po wojnie przedsiębiorstwo podjęło się produkcji samolotów i karoserii do Fiatów, Studebakerów, Fordów i Hudsonów. Upadło za sprawą machinacji w MSW z 8 milionami długów w 1935 r.

Na jego miejsce powołano Lubelską Wytwórnię Samolotów, powszechnie znaną ze swoich doskonałych samolotów. W szczytowym okresie przedsiębiorstwo zatrudniało ponad 1600 pracowników oraz posiadało własne lotnisko.

Emil Plage obok swych Zakładów prowadził także założoną w 1906 r. destylarnię wódek. W 1908 r. zastosował w niej nowy sposób wyrobu spirytusu – produkcję z melasy. Jednak wywar z melasy był bardzo niebezpiecznym produktem ubocznym dla środowiska naturalnego, stąd też w 1913 wybudowano stację do jego zagęszczania i specjalny piec. Wytwarzany ze spalania melasy węgiel (65% soli potasowych) okazał się budzo opłacalnym wyrobem przemyslowym. Destylarnia istnieje do dziś (“Polmos”).

Plage zdecydowanie przysłużył się uprzemysłowieniu Lublina, zachęcając innych do otworzenia własnych przedsiębiorstw. Zakłady Plagego istnieją duchowo do dziś, np. WSK “Świdnik” zostal zlokalizowany pod Lublinem ze względu na pierwszą dużą polską fabrykę samolotową – E. Plage i T. Laśkiewicz; Daewoo Motor Polska (FS) – ze względu na dział karoserii Plagego i fabrykę General Motors.

Plage wspomagał także Lubelskie Towarzystwo Dobroczynności oraz Polską Szkołę Handlową. Po jego śmierci Justyna Plage przekazała 3000 rb. na fundusz stypendialny dla ubogich uczniów Niższej Szkoły Handlowej w Lublinie.

Wilhelm Hess i J. Caurd

Obok produkcji maszyn rolniczych, kotłów, karoserii czy samolotów, rozwinęło się w Lublinie dzięki protestantom wagarstwo. Zapoczątkował je w naszym mieście Wilhelm Hess w roku 1876. Hess urodził się w Luzy w Czechach. Bieda panująca w jego rodzinnym domu zmusiła go do wyjazdu do USA. Podobnie postąpił wcześniej jego starszy brat – Franciszek. Jako piętnastolatek bez wykształcenia podejmowal się różnych prac, był m.in. tragarzem i pasterzem. Później otrzymał pracę w Buffalo, a następnie w Chicago w firmach wagarskich. Do Czech powrócił razem z żoną Elżbietą Cizek (zm. 28.1.1928) oraz – co najważniejsze – z własnoręcznie spisanymi katalogami wag amerykańskich. W 1876 r. ponownie opuścił ojczyznę, lecz tym razem odjechał w przeciwnym kierunku – do Kijowa. Ciężka choroba córki zmusiła go do tymczasowego pobytu w Lubłinie. Zamieszkał przy ul. Zamojskiej i otworzył mały warsztat naprawy wag przy ul. Ruskiej. Wkrótce zaczął wytwarzać wagi typu amerykańskiego. Ten nowoczesny wyrób od razu przyciągnął kupujących z calego regionu. Usatysfakcjonowany i zapracowany Wilhelm porzucił myśl o dalszej podróży i rozpocząl produkcję na większą skalę. W 1876 r. na praskiej wystawie przemysłowej otrzymuje medal za jakość i nowoczesność swoich wytobów. W 1878 r. wykupuje kamienicę i plac przy ul. Lubartowskiej, gdzie wybudował w przeciągu roku zabudowania fabryczne. Jeszcze w 1879 r. rozpoczyna pracę w nowym zakładzie, skladającym się z kuźni i warsztatu stolarskiego. Uzyskane kredyty inwestycyjne, koniunktura i przedsiębiorczość pozwofiły Hessowi na zakup hali po drugiej stronie ulicy i połączenie ich wiaduktem z pozostałą częścią fabryki. W ten sposób powstał niemal samowystarczalny kombinat, który nie tylko obejmowal wszystkie etapy procesu produkcji (modelarstwo, od- lewnictwo, kowalstwo, stolarka, montaż, legalizacja wag), ale także we własnym zakresie budował pottzebne do niego maszyny. Hess, rozumiejąc konieczność unowocześniania urządzeń, zastąpił na początku XX wieku obróbkę kowalską obróbką bezwiórową. Zastosował także wewnątrz zakładu nowoczesne urządzenia transmisyjne na energię eletryczną. Firma oferowała także własny dowóz platformami konnymi lub samochod ciężarowym. Dzięki utworzeniu biura konstrukcyjnego, początkowy asortyment (wagi dziesiętne i stołowe) poszerzono o karatowe, wagi składane, osobowe, kranowe, wagonowe. Produkcja miesięczna wynosiła kilkanaście tysięcy wag przy załodze liczącej w 1901 r. 520-540 osób. Wysoka jakość pozwoliła na zdobycie przez Hessa ośmiu medali na wystawach w Pradze, Moskwie, Warszawie, Kijowie i oczywiście w Lublinie.

Lata 1910-1913 to okres największej prosperity dla fabryki. W Lublinie obejmowała obszar 10 ha i dawała pracę 1200 osobom. Firma posiadała także filie: w Berdyczowie k/Kijowa (dyr. A. Kłosowski), w Smoleńsku (dyr. R. Mudko), w Białymstoku (Kruszyńscy) i w Jeka- terynosławiu, którą najpierw zarządzał najstarszy syn Hessa, a później Klemens Borowski (1857-1933). W tym samym okresie doszło do zmiany formy prawnej przedsiębiorstwa na spółkę akcyjną. Akcje podzielono pomiędzy najważniejszych członków rodziny, jednak pakiet kontrolny pozostał w rękach Wilhelma Hessa. Zarząd wielką spółką (ponad 1000000 rubli) przejęli zięciowie Hessa: Jan Markowicz (dyr. handlowy), Walery Węgrzecki (dyr. d/s technicznych) – mąż Łucji z Hessów (1871-1912), bowiem synowie nie chcieli angażować się w sprawy firmy. Wilhehm Hess Junior był inżynierem – mechanikiem, Karol Hess – inżynierem leśnikiem, a najmłodszy z braci – Włodzimierz (t889-1906), zmarł w czasie studiów na kijowskiej politechnice.

Po okresie prosperity nadszedł czas wielkich problemów. Także tym razem spowodowała je I wojna światowa i rewplucja w Rosji (brak zamówień i surowców), w wyniku których utracono filię w Jekaterynosławiu, ewakuowane do niej maszyny oraz wschodnie rynki zbytu. Fabryka niemal upadła jednak mianowany przez Hessa vice-dyr. d/s technicznych Tomasz Mrugałło uzdrowił zakład, wprowadzając między innymi produkcję uboczną, obejmującą wózki i powozy. Co więcej w 1919 r. wybuchł na terenie zakładu groźny pożar, który spowodował znaczne zniszczenia.

Lata 1920-1926 ponownie charakteryzują się mocną pozycją firmy “W. Hess” SA. Główny profilem produkcji stało się wytwórstwo wag kolejowych, kranowych i stołowych, a załoga liczyła ponad 800 osób. Jednak już w latach 1929- zakład dotknął kryzys. Zagraniczna konkurencja z Czechosłowacji i Austrii, spadek popytu globalnego, rosnące zadłużenie złożyły się na upadek “W. Hess” S.A.

Fabrykę reaktywował na 6 lat Karol Hess (do 1938), lecz mimo początkowego z zainteresowania ze strony konsumentów, także ta wytwórnia musiała upaść.

Sędziwy Wilhem Hess nie doczekał na szczęście upadku swojej fabryki – zmarł kilka miesięcy wcześniej w Czechosłowacji. Pozostawił jednak po sobie bardzo dobrą pamięć jako pracowity i nieszczęśliwy człowiek. Sam zgromadził ogromny majątek, lecz jednocześnie był bez ustanku poddawany próbom: śmierć najmłodszego syna w roku 1906, córki w 1912, żony w 1928, najstarszego syna w 1930. Mimo to zawsze potrafii przeznie przejść. Jest najlepszym przykładem protestanckiego etosu pracy. Brał aktywny udział w lubelskich instytucjach dobrczynnych, w tym także w Tow. Pomocy dla Szkoły Handlowej. W jego zakładzie obowiązywał 8-godzinny czas pracy. Istniały ubezpieczenia pracownicze, kasa oszczędnościowo -kredytowa, ochotnicza straż pożama, stołówka i “tani sklep”, co w okresie drożyzny bardzo pomagało jego pracownikom.

Także okoliczni mieszkańcy byli wspierani przez Hessa, korzystali m.in. z fabrycznej infrastruktury, a szczególnie z… gorącej wody, na której podgrzewanie często nie mieli pieniędzy. Pozytywną działalność Wilhelma Hessa doceniano nawet w okresie realnego socjalizmu. Jak pisał w XII 1980 r. “Kalendarz Lubelski”: Hess wyróżniał się na korzyść spośród innych fabrykantów lubel.skich. Sam doświadczał w życiu biedy. Szanował i cenił dobrych fachowców i rzetelnych pracowników. Popierał ludzi zdolnych i zaradnych.

Zasługi Hessa nie kończą się jeszcze. Jego zaklad przyciągał do miasta przemysłowców, kupców i specjalistów. Byli pracownicy jego fabryki sami zakladali warsztaty wagarskie. Jednym z takich była firma “Specjalna Fabryka Wag Uchylnych” Czecha J. Caudra, kładąca nacisk na pionierstwo organizacyjne (szkolenia zawodowe, praca akordowa, wyjazdy zagraniczne) i technologiczne (urządzenia elektryczne, galwanizernia, chromowanie, kad- mowanie). Produkowano w niej nowoczesne wagi uchylne (pocztowe), krajalnice do wędlin, aparaty do wstrzykiwania solanki, krajalnice automatyczne z aparatem odwilżającym, itp. W 1938 r. Fabryka zdobyła zloty medal i dyplom Grand Prix na wystawie wyrobów metałowych w Paryżu. Pod koniec 1939 r. zamierzała wziąć udział w wystawie nowojorskiej. Nawet w okresie okupacji zdołała wprowadzić na rynek wagę wagonową trzypomostową. Zatem działalność Wilhelma Hessa promieniowała na innych obcokrajowców, innowierców i Polaków, którzy, wzorując się na nim pod względem gospodarczo- społecznym, sami także wnosili wiele nowego. Po wojnie połączono wszystkie zaklady wagarskie, tworząc Lubelskie Fabryki Wag, które istnieją do dziś.

Browary, banki i młyny

Protestanci interesowali się także przemysłem spożywczym. Pierwsze browary w Lublinie to zasługa ewangelików niemieckiego pochodzenia: Kaspra Gorlitza (1801), Fryderyka Kerna (1806) i J. Simona (1815).

Kasper Gorlitz, dzierżawca czopowego i właściciel browaru przy ul. Misjonarskiej, zgromadził majątek przewyższający dwukrotnie budżet Lublina. W 1814 r. jego zakład przejął syn Teofil, który doprowadził go do największego rozkwitu, gdy produkowano w nim 68% lubelskich alkoholi przy 30-osobowym zatdnieniu. Teofil Görlitz, podobnie jak jego ojciec, uzyskał intratne posady, był np. dzierżawcą podatków. Skoligacony był także z kupiecką rodziną Hińczów, którzy w 1853 r. na miejscu browaru Simona założyli destylarnię. Została ona jednak przejęta przez Niemca Henryka Breninga.

Kolejną protestancką rodziną zajmującą się browarnictwem byli Frickowie, właściciele browaru “A. i J. Frick”. Jeden z braci – Adolf odznaczył się jako twórca lubelskiego rynku kredytowo-oszczędnościowego. Był założycielem Kasy Przemysłowców Lubelskich i Towarzystwa Kredytowego miasta Lublina (zał. 1884 i 1885). Pierwsza instytucja udzielała głównie kredytów inwestycyjnych i obrotowych, a druga – hipotecznych. Kasa Pożyczkowa była największą spółdzielnią oszczędnościowo-kredytową w Lublinie (40% całych obrotów kredytowych). Dzięki Frickom powstał w naszym mieście najbardziej wówczas potrzebny rynek finansowy, niezbędny do dalszego rozwoju przemysłowego. Tak, jak w przypadku wagarstwa i Hessa, tak też w sektorze bankowym za Kasą i Towarzystwem podążyły inne banki: Łódzki i Warszawski, Lubelskie Tow. Wzajemnego Kredytu i inne. Adolf Frick był także inicjatorem budowy Teatru im. Osterwy i Resursy Kupieckiej. Wraz z jego śmiercią w 1891 r. upadł także browar jego imienia. Z Kasą Przemysłowców Lubelskich związany był także Edward Krausse, syn Michała Krausse (zm. 1900), jej wieloletni prezes, członek Komisji Dyskontowej Banku Państwa Oddział w Lublinie, odznaczony za wkład w rozwój rynku finansowego złotym medalem do noszenia na szyi, na wstążce Św-ego Stanisława (Głos Lubelski” 1891). Rodzina Krausse posiadała młyn z własną bocznicą kolejową pod firmą “Młyn wodno-parowy H. i E. Krausse” (1881), który w 1901 r. otrzymał nagrodę (“Wielki Złoty Medal”) za mąkę “Złoty luksus”. Podobizna tego medalu zdobiła produkty wyrabiane w tym przedsiębiorstwie do 1939 r. Po wojnie zostało upaństwowione. Do rodziny Krausse należał także długoletni członek Kollegium kościelnego Zboru Ewangelicko-Augsburskiego – Henryk Kazimierz Krausse (1888-1914).

Rodzina Vetterów

Rodzina Vetterów zawitała do Lublina za sprawą Karola Rudolfa Vettera (ur. 1810-1883), który podobnie jak Hess jako 19-latek opuścił rodzinny Poznań i osiadł w Warszawie. Doświadczenie pozwoliło mu otworzyć w 1835 roku pod Lubartowem fabrykę porterów i likierów. W 1844 r. Rudolf wykupił opuszczony i zdewastowany klasztor reformatów, w którym założył destylarnię (1845) i browar (1864). Vetter poślubił Karolinę Mende, która dała mu dwóch synów: Augusta i Juliusza oraz dwie córki Henrykę i Kazimierę. Hojne ofiary Karola Rudolfa i Karoliny na rzecz Lubelskiego Towarzystwa Dobroczynności stanowiły dopiero przedsmak szeroko zakrojonej akcji ich synów.

August Rudolf (ur.1848 – 1907) byl dwukromie prezesem Rady Opiekuńczej Lubelskiej Szkoly Handlowej, której istnienie stało się tym w ważniejsze, że od 23.X. 1905 r. stała się pierwszą polskojęzyczną szkolą średnią w Królestwie kongresowym. August był głównym fundatorem budynku szkoly, hojnie wspierał wszelkie jej inicjatywy. Wykazywal przy okazji, że w istocie jest Polakiem-ewangelikiem, który kocha ojczyznę, np. karegorycznie oświadczył urzędnikom carskim, iż popiera patriotyczne strajki młodzieży szkolnej. Jego śmierć bynajmniej nie zamyka filantropijnej dzialalności Vetterów w Lublinie. Wielki zasługi należą się jego bratu Juliuszowi (l854 – 1917). Był on fundatorem Szpitala Dzieciątka Jezus przy ul. Poczętkowskiej (ob. Staszica), zalożycielem Muzeum Lubelskiego (1914) i Towarzystwa Biblioteki Publicznej im. Hieronima Lopacińskiego (1907). Brał aktywny udzial w pracach Tow. Dobroczynności i przy budowie Teatru im. Osterwy. najwięcej starań poświęcił jednak Szkole Handlowej. Dla zapewnienia najwyższego poziomu nauczania, zatrudniono najlepszych profesorów. Prezes Juliusz Vetter z dyr. L. Kowalczewskim zapewnili absolwentom wstęp na wszystkie uniwersytety Galicji, Prus, Francji, Belgii i Szwajcarii, bowiem nie mogli oni uczęszczać na uczelnie Cesarstwa (kara za strajk). Aby pomóc zdolnej, ale biednej młodzieży w zdobyciu wykształcenia, zmniejszył czesne i wprowadził fundusz stypendialny. Nie zaniedbywał także pracy w zakładach, które wyrobiły sobie pozycję w Rosji i Niemczech. Jednak swój majątek wykorzystywał, aby pomagać bliźnim bez względu na ich wyznanie czy narodowość.

Przewlekła choroba, która prawdopodobnie zmusiła go do ustąpienia w 1911 r. z fotela radnego honorowego i prezesa Rady Opiekuńczej (1915), doprowadziła do jego śmierci 2 marca 1917 r. Dla uczczenia zasług Vetterów utworzono stypendia ich imienia i dodano do nazwy szkoły słowa “im. A. i J. Vetterów”. Po otwarciu testamentu zmarłego okazało się, iż przekazał 120000 rubli na “wybudowanie gmachu dla Szkoły Rzemieślniczej z językiem wykładowym polskim (…) dla uczniów bez różnicy wyznania i narodowości” oraz 40000 rb. na użytek Szkoły Handlowej. Wśród obdarowanych wymienia także Szpital Dziecięcy, Tow. Dobroczynności, Tow. Biblioteki Publicznej i inne osoby prywatne i instytucje społeczne. Cały majątek (Jabłonna, Krępiec, gorzelnie, godpodarstwo rybne, młyn w Czerniejowie, nieruchomości w Warszawie i Lublinie) odziedziczyła żona Bronisława z Karszo-Siedlewskich. Usynowiła ona Brunona Jerzego Vettera, a zarząd fabryki oddała w ręce Tadeusza Karszo-Siedlewskiego, który w 1927 stał się jej właścicielem. W tym czasie “Firma K.R. Vetter” obejmowała rozległy browar (w 1891 przejęła browar Fricków), fabrykę słodu, fabrykę wódek i likierów, lemoniady i wód gazowanych. Przedsiębiorstwo było znane w Polsce, Niemczech oraz w Ameryce, gdzie eksportowano słód. Tadeusz zginął w obronie Warszawy, a rodzina Karszo-Siedlewskich, która po procesie z aktorką Olgą Prorubnikową-Sławską (narzeczoną zmarłego) odzyskała zakład i tak straciła go w wyniku nacjonalizacji.

Bronisława Vetter próbowała dorównać legendzie męża. Aktywnie działała w Szpitalu Dziecięcym, do którego dobudowała pawilon oraz w domu starców i sierot. Założyła także “zakład dla gruźliczych dzieci w Kazimierzówce” i żeńską szkołę zawodową. Jednak jednocześnie po macoszemu traktowała Szkołę Handlową i nie wypłacała legatów męża. Szkoła popadła z tego powodu w kłopoty finansowe. Jednakże na jej pogrzebie znalazło się kilka tysięcy osób, pamiętających zasługi rodżiny Vetterów. Mowy wygłosił dyr. Szkół im. Vetterów T. Sauter i superintendent warszawski i lubelski, wieloletni nauczyciel w Szkole handlowej – pastor Aleksander Schoeneich. Jak okazało się później Vetterowa w testamencie próbowała zamienić legat swego męża na połowę zadłużonego majątku Krępiec-Dwór, dodatkowo wydzierżawionego do I.X.1966 r. Zgromadzenie Kupców odrzuciło tę propozycję. Legat Juliusza Vettera zrealizowano dopiero po wojnie.

Lubelscy protestanci byli głównymi propagatorami uprzemysłowienia Lublina. Większość istniejących dziś dużych zakładów może wywodzić swe pochodzenie od Moritzów, Plagego, Hessa czy Vetterów. Często obcy przybysze zaczynali od przysłowiowego zera, a pozostawili ogromne majątki. Fabryki zatrudniające tysiące pracowników nie były zawsze miejscem wyzysku. Przykładem tego jest Wilhelm Hess. Ulegając klimatowi Lublina, spolszczyli się oraz przyjęli jego tolerancyjne tradycje. Praca i bogactwo nie stanowiły jednak ich głównego celu. Ich zadaniem było pomaganie ludziom, co wypełnili nadspodziewanie dobrze. Fundacje, za które można było wybudować wiele okazałych rezydencji, służą nam do dziś. Teraz takich przemysłowców już nie ma… Trudno także doszukać się w Lublinie tego dawnego klimatu. Nie ma już tych przemysłowców, a luteran jest teraz kilkadziesiąt razy mniej.

Michał Hucał