– Jeśli rodzina Wacława Moritza, właściciela Fabryki Maszyn Rolniczych, wygrała konkurs we Francji, to automatycznie o Lublinie mówiło się na europejskich salonach – mówił w poniedziałek na debacie “Gazety” ks. Dariusz Chwastek.
Debata Gazety Wyborczej, od lewej Tomasz Pietrasiewicz, prof. Monika Adamczyk-Garbowska, szefowa Zakładu Kultury i Historii Żydów UMCS, Grzegorz Kuprianowicz, prezes Towarzystwa Ukraińskiego w Lublinie, moderator dyskusji o. Tomasz Dostatni, Marcin Wroński, autor kryminałów retro o Lublinie oraz ks. Dariusz Chwastek, proboszcz lubelskiej parafii ewangelicko-augsburskiej.
W poniedziałek na wydziale politologii UMCS przy placu Litewskim odbyła się debata “Gazety” pod tytułem “Pamięć i antycypacja”. Tak brzmi tytuł jednej z części aplikacji Lublina do konkursu na Europejską Stolicę Kultury 2016.
Moderator spotkania o. Tomasz Dostatni zaczął od odczytania wypowiedzi prof. Jerzego Kłoczowskiego o Lublinie na tle Europy, a potem oddał głos zaproszonym gościom.
Prof. Monika Adamczyk-Garbowska, szefowa Zakładu Kultury i Historii Żydów UMCS poprosiła, aby przez moment zastanowić się, jak wyglądałby Lublin, gdyby nie doszło do Holocaustu i Marca 1968. – Pewnie byłaby tutaj chasydzka wspólnota, życiem tętniłaby jesziwa przyjmująca studentów z całego świata – mówiła prof. Adamczyk-Garbowska. Dodała, że większość lublinian nie zdaje sobie sprawę, jak traumatycznym przeżyciem jest dla Żydów powrót do tego miasta, bo to miejsce jednoznacznie kojarzy im się z Majdankiem. Szerszy obraz widzą dopiero po przyjeździe.
Szefowa Zakładu Kultury i Historii Żydów UMCS opowiedziała o scenie opisanej w żydowskiej księdze pamięci Lublina – przed wojną Ogród Saski był zamykany, biedne dzieci żydowskie przychodziły tutaj się bawić, ale nie mogły wejść do środka bez opieki dorosłych. Dlatego przechodząc obok dozorcy, brały za rękę kogoś obcego. Konkluzja z tej opowieści jest następująca: “Podobno teraz Ogród Saski jest już otwarty dla wszystkich, ale nie ma już w Lublinie żydowskich dzieci”.
Prof. Adamczyk-Garbowska przyznała też, że Lublin i Lubelszczyznę odkryła na nowo, gdy w latach 70. zaczęła tłumaczyć z jidysz prozę Singera. Właśnie o takim odkrywaniu miasta przez literaturę mówił w czasie debaty Marcin Wroński, autor kryminałów retro o Lublinie. – Ja jestem takim pasożytem, bo materię faktów i nauki przerabiam na popularne powieści, w ten sposób łącząc pamięć i antycypację – powiedział. Zwrócił jednocześnie uwagę, jak istotne jest tworzenie pozytywnych mitów o Lublinie, tak żeby w powszechnej świadomości mieszkańców z czymś się kojarzył, tak jak Kraków odbierany jako “królewskie miasto artystów”.
W jaki sposób możemy budować pamięć o Lublinie? Prof. Monika Adamczyk-Garbowska powiedziała, że w naszym mieście powinna powstać poważna wystawa pokazująca przeszłość miasta. Poparł ją Tomasz Pietrasiewicz, dyrektor Ośrodka Brama Grodzka-Teatr NN: – To musi być duża multimedialna wystawa, działająca na wyobraźnię młodego pokolenia. Taka, którą miesięcznie będzie oglądać kilkanaście tysięcy osób.
Dyrektor Pietrasiewicz zwrócił uwagę na fakty fundamentalne dla historii miasta: wydanie dokumentu lokacyjnego dla Lublina w 1317 roku, zawarcie Unii Lubelskiej, obecność Żydów w Lublinie przed 1939 rokiem i Holocaust oraz powstanie “Spotkań” i Lubelski Lipiec. – W 1317 roku Lublinowi został zaszczepiony europejski kod, który uporządkował to miasto na kolejne 700 lat – mówił Pietrasiewicz.
W kontekście czasów opozycji demokratycznej Pietrasiewicz podkreślił: – Powstanie “Spotkań” to symbol, a o znaczeniu Lubelskiego Lipca nadal nie potrafimy w odpowiedni sposób mówić na zewnątrz. Oczywiście, nie chodzi o tym, żeby twierdzić, że jesteśmy lepsi od Gdańska, ale powiedzieć, że właśnie w Lublinie zaczął się proces ważny dla całej Polski.
Ks. Dariusz Chwastek, proboszcz lubelskiej parafii ewangelicko-augsburskiej przypomniał o wkładzie ewangelików w rozwój Lublina. – W XIX wieku i na początku XX wieku w Lublinie było 2 proc. ewangelików, a należało do nich 97 proc. przemysłu w mieście. Jeśli rodzina Wacława Moritza, właściciela Fabryki Maszyn Rolniczych, wygrała konkurs we Francji, to automatycznie o Lublinie mówiło się na europejskich salonach – mówi ks. Chwastek.
Dr Grzegorz Kuprianowicz, historyk i prezes Towarzystwa Ukraińskiego w Lublinie wrócił do wątku wielokulturowości, czyli motywu przewodniego debaty: – Czy wielokulturowość jest wyznacznikiem wielkości Lublina. Nie, bo każde miasto w swojej istocie jest wielokulturowe. Ale każda społeczność patrzy na dzieje swojego miasta przez pryzmat swojej kultury, często nie uświadamiając sobie, że może być ono równie ważne dla kogoś innego.
Historyk zwrócił uwagę, że należy też pamiętać o regionie. Powiedział, że dla Ukraińców na Lubelszczyźnie Lublin był najbliższym dużym miastem, stolicą wielokulturowego regionu.
Dr Kuprianowicz wywołał następnie inny ważny aspekt aplikacji Lublina do tytuły Europejskiej Stolicy Kultury: – Nasze miasto przez ostatnie dwadzieścia lat stał się bramą na Zachód dla wielu ludzi z obszarów postsowieckich, co jest też ważne w kontekście naszej europejskości.
W pewnym momencie rozmówcy zwrócili uwagę, że współcześnie trudno jest mówić o wielokulturowości naszego miasta. – Zastanówmy się, co możemy zaproponować studentom przyjeżdżającym do Lublina, nie tylko ze Wschodu, a także z kultur lokalnych – podkreślił o. Tomasz Dostatni.
– Wielokulturowość to tak naprawdę układ złożony, różne światy niezależnie obok siebie, ale się przenikają – powiedział Tomasz Pietrasiewicz.
Głos zabierały także osoby siedzące na widowni. Norbert Wojciechowski, szef lubelskiego wydawnictwa Norbertinum, a w przeszłości wieloletni rzecznik Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego zwrócił uwagę na to, że w czasie komunizmu KUL był wyspą wolności w bloku wschodnim i powinno być to mocno zaakcentowane w naszej aplikacji ESK.
Na to Tomasz Pietrasiewicz odpowiedział, że w aplikacji jest cały blok poświęcony totalitaryzmom, które dotknęły Polskę i Hiszpanię (przypomnijmy, że właśnie z tego kraju będzie pochodzić nasz partner do tytułu ESK 2016).
Mocniejszy głos krytyczny w zasadzie w czasie debaty padł tylko jeden. – Od 18 lat nie przyznaję się do tego miasta, bo uważam, że jest nudne. Przejrzałem aplikacje wszystkich kandydatów i uważam, że miasta, z wyjątkiem Warszawy, skupiają się wyłącznie na historii, zamiast na dzisiejszej codzienności. Ciągle mówimy o rzeczach wielkich a nie prostych – to głos ze strony publiczności.
Marcin Wroński skomentował żartem, że to dobrze, że słyszymy taką opinię, bo to oznacza, że w kontekście obowiązującego lubelskiego optymizmu – debata nie była ustawiona.
A jak nas widzą inni? – Jestem tu, żeby Lublinowi pokibicować w ESK. W końcu przed wojną Lublin był w samym centrum Polski, niech teraz też tak będzie – mówił Paweł Jaszczuk, pisarz mieszkający w Olsztynie.
Debata, która odbyła się w poniedziałek, była pierwszą z cyklu wokół Europejskiej Stolicy Kultury. Kolejna już w marcu, o jej terminie poinformujemy z wyprzedzeniem.
Małgorzata Szlachetka
fot. Rafał Michałowski
(Artykuł opublikowany w „Gazecie Wyborczej” 23.02.2011)