Ks. dr Aleksander Schoeneich

Poznając historię z
tradycyjnych "powszechnych" podręczników, dowiadujemy się o wojnach,
bitwach, rozwoju gospodarczo-społecznym kraju. Czasem poznajemy bliżej
sylwetkę jakiegoś "wielkiego", przy czym wielkość jego zazwyczaj łączy się
z ilością ludzi, którzy przez niego zginęli. Tymczasem nasz świat
zbudowali ludzie, o których tak często zapominamy, a którzy swą wielkość
zawdzięczają miłości do Boga i ludzi. Jednym z prawdziwych mężów
przeszłości, którego owoce większe są niż stu Napoleonów, jest ks. dr
Aleksander Edward Schoeneich.

Urodził się dnia 9 lutego
1861 r. w Warszawie. Religijność rodziców – Edwarda i Emilii z domu Wanke
oraz ks. dr Leopolda Otto, ówczesnego proboszcza parafii warszawskiej,
zdeterminowały wybór jego drogi życiowej: po ukończeniu w 1881 r.
warszawskiego Gimnazjum Rządowego, rozpoczyna studia teologiczne na
Uniwersytecie w Dorpacie, założonym przez Gustawa Adolfa, króla Szwecji, w
roku 1632, a reaktywowanym przez Aleksandra I w 1802 r.. Wykładowcami byli
m.in. Keil, Kurtz, Stratorius, Philippi, Engelhardt i Oettungen. Ze
względu na odległość od Warszawy młodzież polska, także Schoeneich, niemal
cały rok mieszkała w Dorpacie. Mimo tego, że językiem wykładowym był do
1889 r. niemiecki, studenci nie wypierali się swego pochodzenia, a nawet
utworzyli Konwent Polonia. Przyszły Ksiądz Doktor studiował oprócz
teologii, także filozofię i językoznawstwo. Władał zresztą 10 językami:
polskim, niemieckim, rosyjskim, francuskimi, łaciną, greką, hebrajskim,
estońskim, łotewskim i czeskim. Studia ukończył w 1885 r. ze złotym
medalem za pracę dyplomową pt."Analiza biblijno-teologiczna Pawłowej
nauki o Komunii Św.".
Zrezygnował jednak z kariery naukowej na rzecz
pracy duszpasterskiej i 28 lutego 1886 r., po ordynacji, został powołany
na stanowisko wikariusza Parafii Świętej Trójcy w Warszawie. Pełnił także
funkcje kapelana wojskowego dla żołnierzy narodowości łotewskiej i
estońskiej, administratora parafii Stara Iwiczna oraz prefekta w
warszawskich szkołach rządowych i prywatnych. Po nieudanych staraniach o
probostwo warszawskie (w rywalizacji z ks. J. Bursche), 17 czerwca 1888 r.
został wybrany na proboszcza Parafii Ewangelickie-Augsburskiej w Lublinie
i administratora jej filiału w Końskiej Woli. Zatem już w wieku 27 lat
Schoeneich był samodzielnym pastorem parafii z 25 kantoratami,
rozrzuconymi na obszarze blisko 1000 km kw.. Kantoraty były to domy
modlitwy – głównie na wsi – z salą szkolną, gdzie w zastępstwie pastora
przebywał kantor, prowadzący modlitwy oraz pełniący funkcję nauczyciela
religii i przedmiotów elementarnych. W związku z kantorami ks. dr
Schoeneich miał ogromne problemy. Z uwagi na ciągłe braki kadrowe rok po
roku ogłaszał wakaty na stanowiskach kantorów, np. w latach 1900-1902
brakowało ich w Kobyłkach, Bogdance, Sobieszczanach, Adamowie. Pastor z
wyjątkową estymą traktował te namiastki parafii na wsi. Pochłaniały one
nie tylko większość funduszy parafii i czasu pastora, ale także stanowiły
dla niego źródło ogromnej radości. W maju 1900 r. na łamach "Zwiastuna
Ewangelicznego", ogólnopolskiego miesięcznika ewangelickiego, którego od
1898 r. Schoeneich był współredaktorem, pisał m.in. o ewangelikach ze wsi
Borkowizna (4 mile od Lublina):

"Mieszkańcy tej wsi są to
ludzie religijnii, pracowici, oszczędni, wszyscy umiejący pisać i czytać.
Przybyli oni przed 20 laty z Galicji z Rzeszowa, Białej i innych
miejscowości. Część tych przybyszów osiadła w Potoku w pow. Janowskim,
część w Borkowiżnie, pow. Lubelskim. Poczucie miłości bliźniego, bratniej
jedności, zgody i ogólnego dobra jest tu silnie rozwinięte. Gdy ktoś
buduje dom, wszyscy mu pomagają, jedni zwożą budulec, drudzy budują
studnie, inni stodołę, każdy pomaga sąsiadom, jak może i czem może."

Pedagog-ewangelik

Źródło radości tkwiło także w
pracy pedagogicznej. Kwestie edukacji zawsze stanowiły bardzo istotny
element działalności ks. Schoeneicha. Dowodami na to mogą być jego
wystąpienia na XX Synodzie ks. ks. pastorów w Królestwie Polskim w
Warszawie w dniach 19-21 września 1899 r.. Wygłosił wówczas "Odczyt o
szkołach, wychowaniu i kantoratach",
w którym zarysował ich program
(język ojczysty, śpiew kościelny, religia, język rosyjski, arytmetyka,
historia i geografia) oraz zalecał częste konferencje z kantorami
wiejskimi. On sam przeprowadzał je corocznie. Relacje z nich obszernie
zamieszczano w "Zwiastunie". Były one nowością i ewenementem. Konferencja
obejmowała nabożeństwo w kościele św. Trójcy w Lublinie, referaty
kantorów, sprawozdania, dyskusje oraz modlitwę końcową. Jak pisał ks. dr
Schoeneich w 1901 r.:

"Szkoła to cały świat, a
pedagogika i wychowanie nie dadzą się, ująć w paragrafy prawa (…).
Winniśmy dążyć do tego, żeby związek pomiędzy Kościołem i szkołą mógł być
węzłem miłości, węzłem opartym na stałem zaufaniu. Środkiem skutecznym ku
temu są konferencje kantorów."

W kazaniu przed konferencją w
1901 r. pastor poruszył m.in. problemy pedagogów, wskazywał na potrzebę
indywidualizacji nauczania i zaangażowania nauczycieli:

"Masz kilkoro dzieci w
szkole. Jakeś nauczał każde z osobna? Możeś jedno wywyższał, a drugie
niesłusznie poniżał? Jeżeli tak, niedobra to sprawa, boś nie był
sprawiedliwy, a dzieci czują to i powoli tracą miłość i zaufanie do
swojego nauczyciela. Masz kilkoro dzieci w szkole… Cożeś rzekł temu a co
owemu? Czy modliłeś się za dziecię nieposłuszne? Czy wzywałeś pomocy Boga,
aby przemienił serce dziecięcia, które z ulicy nauczyło się wiele złego,
które psuje i zaraża inne dzieci w szkole? W jaki sposób starałeś się
wykorzenić z serca dziecięcia pychę, krnąbrność, kłamstwo, tak często się
zdarzające? Czyś wogóle starał się poznawać charaktery dzieci powierzonych
twej pieczy? A gdy dzień się skończył, gdy dzieci wyszły ze szkoły i
pozostałeś sam jeden, czyżeś się zastanowił nad samym sobą, nad błędami,
jakie popełniałeś przy nauczaniu i wychowaniu? Może byłeś w danym wypadku
zbyt surowy, a w innym zbyt pobłażliwy? Może nie skarciłeś grzechu, nie
próbowałeś nawet wyrwać chwastów?… Dzieci potrzebują podpory,
przeczuciem poszukują jej u każdej starszej osoby, a przede wszystkim u
rodziców i nauczycieli. Jak powój, nie znalazłszy tyki ku niebu
sterczącej, wije się i pełza poziomo i marnieje śród chwastów, podobnie i
dziecię, żądne miłości i pomocy, przylgnie nawet do ludzi słabych i złych,
byleby mieć podporę, chociażby ta śród burzy życia niebezpiecznego nie
dawała mu oparcia. Błogosławiona szkoła, w której nauczyciel jest jak dąb
silny, po którym powój uczuć dziecięcych może bezpiecznie piąć się w górę,
skąd jedynie spływa pomoc, pokój i błogosławieństwo. Ale jak powój nie
owinie się wokół słupa lodowego, podobnież żadna dusza dziecięca nie
przylgnie do lodowatego, miłością nie pałającego serca; a gdzie u
nauczyciela brak miłości, tam wszystko jest złudą i obłudą."

Pastor wskazywał także na
wagę wychowania w domu (1902):

"Gdy na początku XIX wieku
zaczęło się znów budzić życie kościelne, kościół przypomniał sobie na nowo
obowiązki względem maluczkich. A czas był po temu najwyższy, gdyż grzech
zakradł się był nawet do serc dzieci i w nich korzenie zapuścił głębokie.
Rodzice o wszystkiem pamiętali, tylko nie o wychowaniu religijnem. Biadano
nad dziećmi, ale nie czerpano nastroju i sił niezbędnych do wychowania,
poprawiania i napominania z góry, lecz ze sądu ludzkiego i kłopotów tego
świata, jakich nabawiało złe postępowanie dziecka. A tymczasem
macierzyńska w tym względzie praca byłaby daleko skuteczniejsza, gdyby
matki w sprawie dzieci więcej rozmawiały z Bogiem i w cichej serdecznej
modlitwie prosiły go o wsparcie i pomoc niezbędną do wszelkiego
wychowania. I lepiej byłoby, gdyby ból niemy ale wymowny okazał dziecku,
jak wykroczenie jego srodze dotknęło i zasmuciło serce matczyne, a to
dlatego, że obraza jej serca jest zarazem obrazą Boga. (…) Zapominają
matki, że myśl religijną należy wkładać już do kolebki jako zaród życia,
jako kamień węgielny budowy szczęścia dziecka, zapominają, że należy
rozpinać ją nad kolebką, aby służyła za żagiel nad łodzią życia śród burz
i nawałnic jego. I dzisiejsze matki wylewają gorzkie łzy z powodu grzechów
dzieci, ale łzy te płyną za późno, krople ich spadają więcej na owoc,
aniżeli na kwiat i nie tryskają z onego źródła, z którego płynie woda
żywota, oczyszczająca to i przyszłe życie…"

Ks. Schoeneich dostrzegał
problem zobojętnienia religijnego i upadku moralnego wśród młodych:

"Zło się szerzy… Skoro
tylko dziecię próg domu przekroczy, już na drodze pokus rozlicznych
stanęło. Nie można dzieci zawsze trzymać w domu, boby wyrosły jako kwiaty
w cieplarni. W szkole wpływ religijny jest albo za mały, albo żaden,
zwłaszcza, jeżeli religja bywa wykładana w języku nie ojczystym; jeżeli
nauczyciel, wykładający ten najważniejszy przedmiot, nie wzbudzi zaufania
(…). Jakże prędko zmienia się młodzież niedawno konfirmowana, jakże
szybko ulega wpływom światowym! Rozejrzyjmy się cokolwiek w niedzielę po
kościele. Gdzież są nasi młodzi niedawno konfirmowani uczniowie,
terminatorowie, czeladnicy, subjekci, pisarze, studenci, technicy i inni?
Nie widać ich, chyba gdzieniegdzie tego lub owego. Zajrzyjmy tegoż dnia
wieczorem na sale tańców, do teatrów i teatrzyków, cyrków, restauracyj,
piwiarni itp. tam znajdziemy ich całe gromady! Błogosławieństwo
konfirmacji ginie, niestety, nadzwyczaj szybko śród młodzieży naszej."

Przedstawia jednak propozycje
zmian tego stanu: m.in. wskazuje na chwalebną rolę tzw. szkółek
niedzielnych, czyli nabożeństw dla dzieci, podczas których " przedstawiano
historje święte,rozgrzewano modlitwą i pieśnią pobożną serduszka
dzieci, słowem, prowadziły do Jezusa". Za słowami szły czyny. Ksiądz
Doktor, który w Warszawie poznał owoce nabożeństw dla dzieci (istniejących
tam od 1884 r.), w Lublinie szczególnie dbał o ich rozwój w swojej parafii
(istniały od 1885 r.). Odbywały się one np. w 1888 r. o godzinie 15.00
każdej niedzieli. Z uwagi na dwujęzyczność parafii (niemiecki i polski
oraz urzędowy rosyjski) jednej niedzieli nabożeństwo prowadzono w języku
niemieckim, a drugiej w języku polskim.

Październik 1902 r. był
bardzo owocny dla lubelskiej oświaty ewangelickiej, bowiem 5.X o godz.
13.00, po nabożeństwie żniwnym, poświęcona została nowa "sala szkolna
oraz dwie sale przeznaczone dla starców fundacji Juljusza Vettera". Z
zachowanych relacji wynika, że uczęszczało do niej 70 uczniów, a
wyposażona była w "dwa piece, ogrzewany korytarz, kancelarię i

bibliotekę." Wypada nadmienić, że w owym czasie kantorem i organistą w
Lublinie był Tomasz Sauter – wychowanek warszawskiego seminarium
nauczycielskiego, a opiekunem biblioteki był Neuman.

Pastor Schoeneich zajmował
się nie tylko edukacją elementarną. W Lublinie był nauczycielem religii
ewangelickiej we wszystkich szkołach średnich, a w Szkołach Vetterów uczył
także w latach 1903-1933 języka niemieckiego i filozofii, ciesząc się
ogromnym szacunkiem uczniów (niezależnie od ich wyznania) oraz dyrektora
Szkół – Ludwika Kowalczewskiego. Uczestniczył we wszystkich Zjazdach
absolwentów i wychowanków VII i VIII klasowej Szkoły Handlowej
Zgromadzenia Kupców Lubelskich oraz Gimnazjum Męskiego im. Vetterów w
Lublinie.

Polak-ewangelik

W 1902 r., po śmierci ks.
superintendenta Ottona Wustehub’ego, ks. Schoeineichowi powierzono
zwierzchnictwo Diecezji Warszawskiej. Jego zaangażowanie i pokorę przy
przejmowaniu tej funkcji widzimy w dokonanym przez niego zapisie w księdze
parafialnej: "Boże nie jestem godzien Twej łaski i miłosierdzia Twego. Daj
mi Boże ducha pokory i miłości, abym godnie przewodniczył kolegom i
zborom. Błogosław Boże Święty pracę w tym nowym powołaniu."

W grudniu 1904 r. bliski
przyjaciel i współpracownik Schoeneicha, redaktor naczelny "Zwiastuna
Ewangelicznego", radca konsystorza, I pastor warszawski – dr Juliusz
Bursche zostaje superintendentem generalnym Kościoła
Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce. Pastor Schoeneich obejmuje więc
funkcję redaktora naczelnego "Zwiastuna" (1905-1913) oraz angażuje się
przy opracowywaniu zmian do Ustawy kościelnej, a szczególnie rozdziału IV
"Instytucje kościoła", poświęconego m.in. szkołom:

"wykład religji, winien
odbywać się w języku ojczystym uczących się, stosownie do życzenia
rodziców (…). W rosyjskim języku religja może być wykładana tylko
dzieciom rosyjskiej narodowości, a nie innej, podług brzmienia Najwyższego
Ukazu z dnia 17 kwietnia 1905 r."

W marcu 1905 r. nowy redaktor
naczelny publikuje artykuł dotyczący tegoż ukazu o wolności, a właściwie o
braku jej przestrzegania:

"Nadane ulgi wywołały
radość wielką. Zdawało się, że dla każdego kochającego swe wyznanie, kraj
i ojczyznę rozkwita cudowny kwiat wolności, wypieszczony tęsknotą wiekową,
że nastała nowa złota era pracy wspólnej nad podniesieniem kultury, (…)
dobrobytu, nad spotęgowaniem zdolności naszych do życia. Zdawało się, że
powstaną instytucje, które będą pielęgnować język polski i naukę polską;
że odtąd niepowołana ręka nie będzie kaleczyła dzieł mistrzów naszych, nie
będzie zamykała ust, nie będzie wykoślawiała myśli, gdy zaczniemy radzić o
sprawach dotyczących wiary i narodu."

To między innymi dzięki
takiej postawie oraz współtworzeniu pierwszej polskojęzycznej szkoły w
byłym Królestwie Polskim – VII klasowej Szkoły Handlowej (późniejszych
Szkół Vetterów) zawdzięcza odznakę honorową "za walkę o szkołę polską",
nadaną mu 17 czerwca 1932 r.

Kim jest więc ks. Aleksander
Schoeneich? Jest Polakiem pochodzenia niemieckiego konfesji augsburskiej i
do I wojny światowej – obywatelem rosyjskim, ale przede wszystkim
chrześcijaninem i gorącym patriotą. Nie ma w tym nic dziwnego. W kwietniu
1900 r. napisał m.in.:

"My wszyscy, chociaż w
części nosimy nazwiska niemieckie, nie jesteśmy jednak Niemcami, jako
zrośli z miejscowem polskiem społeczeństwem."

"Niechże więc każdy zdrowo
myślący człowiek rozsądzi, czy godzi się wpajać w ludzi tę fałszywą
zasadę, że protestant to Niemiec, a co Polak to tylko rzymski katolik."

"Że nazywają nas Niemcami,
to przeciwko temu trzeba walczyć; lecz nie słowami tylko, tem mniej
oburzaniem się, lecz prawdą i życiem – prawda w końcu zwycięży."

"Szowinizm dziś wprawdzie
modny, niemniej niezdrowy i zgubny, przebija z żądania pani, byśmy
przestali mówić z ambony po niemiecku, pastor obowiązany jest głosić
kazania w języku w jakim się zborownicy modlą. I w Niemczech odbywają się
kazania polskie dla ewangelików polskich." (No. 3 1898)

"Pięknem wzniosłem i
uszlachetniającem jest uczucie patrjotyzmu, gdy się wyraża w prawdziwej
miłości do ojczyzny, w pracy dla dobra kraju i społeczności. Lecz niechaj
do uczucia patriotyzmu dołączy się niechęć lub nienawiść względem innych –
a wnet pryśnie cały czar i zjawi się szowinizm narodowy – przeciwieństwo
prawdziwej miłości do ojczyzny." (No 6 1898)

"Kościół nie jest
kościołem jednego narodu, ale wszystkich i każdego, a Ewangelia musi być
opowiadaną i sakramenta udzielane wszystkim w ich ojczystej mowie."

Oto kilka fragmentów
"Zwiastuna", wyrażających poglądy i uczucia całego zespołu redakcyjnego, w
tym także ks. Schoeneicha:

"Czyśmy się niczego nie
nauczyli od przeszłości? Czy i dziś jeszcze nie potrafimy odróżnić
narodowości od religji? Czy Polak katolik miałby być wrogiem Polaka
ewangelika? Czy nas ma dzielić nienawiść wyznaniowa? Fałszywymi prorokami
są ci, którzy ją głoszą? Tacy wiatr sieją, burzą zbierać będą !" (No.4
1900)

"Na fanatyzm jest tylko
jedna odpowiedź: spokojna obrona swej wiary." (No.11 1900)

"Nie należy nigdy o
rzeczach, których się dokładnie nie zna, swych zapatrywań uważać za
jedynie miarodajne i z emfazą mówić: "tak być powinno" (…) Każdemu wolno
wypowiadać swe zdanie, nie wolno jednak o swoich osobistych poglądach
mniemać, że takiem jest zdanie ogółu" (No. 5 1900)

"Solidarności nam
szczególnie potrzeba, nam, którzy przez zbieg okoliczności zanadto
przywykliśmy do chodzenia samopas, do oglądania się li tylko na siebie i
na najbliższych, do szukania celu życia we własnych rodzinach, w otoczeniu
najściślejszym. (…) Brak u nas ludzi, wyrównujących różnice,
pojmujących, że poglądy mogą i muszą być różnorodne, że w jednym narodzie
mieścić się może wiele bardzo różnych pojęć, interesów społecznych i
relgijnych. Tysiące śród nas wciąż jeszcze sądzą, że wyznanie stanowi
podstawę narodowości, i podejrzliwie odnoszą się do tych którzy różnią się
religią, choć wspólnej używają mowy ojczystej." (No 1 1899)

Chrześcijańska miłość
i siła

W redagowanym przez ks. ks.
Schoeneicha, Bursche i Shultza miesięczniku, znajdujemy także tekst o
wymowie niemal filosemickiej, zgodnej z nakazem miłości i pokory
chrześcijańskiej oraz głos w sprawie traktowania "czarnych współbraci":

"Żyd jest starszym naszym
bratem, synem, który ojcu był wiernym, kiedy młodszy brat wszedł na
manowce, który jednak, gdy młodszy a marnotrawny syn dostąpił łaski ojca,
sam również zgrzeszył, odwracając się od ojca, i bez łaski jego
usprawiedliwionym być nie może. Obecnie brat młodszy w ręku ojca ma być
narzędziem do zbawienia starszego. (…) Wiedźmy więc Izraela do Chrystusa
życiem i słowem, życiem takiem, jakie wiódł Chrystus śród swoich braci,
będącem naśladowaniem Jego, słowem takiem, któreby Żyd zrozumiał." (No 7
1902)

"Dałby Bóg, żeby Burowie
wzmocnieni zostali w miłości ku czarnym swym współbraciom. Nie tylko serca
(…), ale i wzrok nabrałby większej mocy, a to byłoby błogosławieństwem
dla całego ich rozwoju w przeszłości." (No 7 1900)

Mimo prześladowań, wrogości
redaktorzy podnoszą temat ekumenii (styczeń 1899):

"Pragnęlibyśmy zgody
pomiędzy Kościołami chrześcijańskimi, zgody naturalnie, opartej nie na tem,
byśmy mieli wyrzec się swych przekonań religijnych i na wzór większości
dzienników naszych polskich, głosić pienia pochwalne na cześć Kościoła
rzymskiego; ale zgody, która szanuje cudze miłując przede wszystkim swoje,
która nie waha się wystąpić ze słowami krytyki, choć uznaje zasadniczą
jedność całego kościoła chrześcijańskiego."

"Miejmy zawsze ewangelję
Chrystusową w sercu, i czynem i słowem dowiedźmy, żeśmy prawdziwi
chrześcijanie i wyznawcy Ukrzyżowanego. Miejmy dobro społeczeństwa zawsze
na oku, żyjmy jego życiem, opromieniując je światłem Słowa Bożego, a serce
nasze niechaj bije jednym tętnem z sercami innych, choć przekonania
religijne mamy inne. Nie zwracając uwagi na pogardliwe nieraz postępowanie
z nami, nie pogardzajmy cudzemi przekonaniami, postępujmy zawsze
wyrozumiale z tymi, którzy błądzą wprost przez nieświadomość." (No 2 1899)

"Wiem, że przeciwników
naszych nie przekonam. Oni zawsze mają rację. Napadać nas i szkalować nas
zawsze będą. Wiem też, o co chodzi. Grzechem naszym jest, że wogóle
istniejemy, winą naszą, że wydajemy "Zwiastuna", bo mamy teraz możliwość
bronienia się od napaści wrogów i zachowywania naszych współwyznawców od
sprzeniewierzenia się wierze ewangelickiej. Tego grzechu, tej winy nie
przebaczą nam przeciwnicy nasi nigdy. My jednak ani grzechu tego, ani winy
tej nie żałujemy i wyrzec się ich nie chcemy, i przy pomocy Bożej tego też
nie uczynimy." (No 3 1902)

Duszpasterz i
społecznik

Pastor zagrzewał swych
parafian do pomocy bliźnim. Jak pisał w styczniu 1899 r. w "Zwiastunie"
ks. E. Holtz: "Misja wewnętrzna jest zorganizowaną walką ożywionych
wiarą członków kościoła ewangelickiego z grzechem i z ponuremi jego
następstwami (nędzą duchową – zobojętnieniem dla wiary, moralną – ratując
upadłych i zapobiegając upadkowi tych, co nimi są zagrożeni i zewnętrzną)
– śród ochrzczonych. Ta ostatnia to choroby, ubóstwo i klęski przez wojnę
sprowadzone. (…) Chorym i upośledzonym pomoc niosą zakłady dla
nieuleczalnych, schroniska dla paralityków, szpitale, lecznice dla dzieci,
kolonje letnie i stacje klimatyczne, zakłady dla głuchoniemych,
ociemniałych, idjotów, epileptyków, a w nowszych czasach i dla obłąkanych.
Ubogiej klasie ludności służą tzw. żłobki, zakłady, w których
matki-robotnice podczas swej pracy dziennej zostawiają małe swe dzieci, by
je tam pielęgnowano i dozorowano, ochronki, domy sierot, towarzystwa
opieki nad ubogimi i rozwijająca się zagranicą coraz więcej, wykonywana
przez diakonisy "opieka parafialna" (Gemeindepflege), która, obok
rozlicznej innej pomocy, obejmuje i pomoc materialną."

Parafianie ks. Schoeneicha
nie zawiedli. Stanowili trzon Lubelskiego Towarzystwa Dobroczynności,
ufundowali szpital ogólny i dziecięcy przy ul. Staszica (Vetterowie),
budynek Szkół Handlowych przy ul. Bernardyńskiej (Vetterowie, Hess, Moritz,
Krausse), dom starców i sierot na Czwartku (Vetterowie), "zakłady dla
gruźliczych dzieci w Kazimierzówce" (Vetterowie), żeńską szkołę zawodową
przy ul. Spokojnej (Vetterowie). Byli głównym założycielami – członkami
Towarzystwa Biblioteki Publicznej im H.Łopacińskiego i Muzeum Lubelskiego
(współzałożycielem obu instytucji był także sam ks. dr A. Schoeneich) oraz
fundatorami wielu stypendiów dla ubogiej młodzieży (Vetterowie, Krausse,
Hess, Plage). To są widzialne owoce pracy Pastora. "Szczęśliwy Kościół!
Nie dlatego, że jest bogaty, ale raczej dlatego, że członkowie jego umieją
dawać obficie i dawać chętnie."

Jednocześnie Ks. A.
Schoeneich występował przeciwko rozrzutności na stroje konfirmowanych i
związanymi z tym niskimi pobudkami rodziców:

"Wszystkie wystawianie na
pokaz swej zamożności, czy to w ubraniu, czy w podarunkach, powinno ustać
zupełnie. Doświadczenie bowiem poucza, że przez to odwraca się umysł
kofirmandów od ważności świętej chwili i wyradza się u jednych pycha, a u
drugich zazdrość i niechęć." (No. 4 1906)

Na XXII Synodzie duchownych
ewangelickich przedstawił projekt rezolucji w sprawie tablic pamiątkowych,
którą synod jednogłośnie zatwierdził. Ograniczała ona znacznie liczbę
osób, których epitafia mogły zostać umieszczone na ścianach zboru oraz
bezwzględnie zakazywała umieszczania na nich wizerunków tych osób. Jak
widzimy ks. Schoeneich dbał o zachowanie pokory chrześcijańskiej i
zwalczał wszelkie przejawy pychy.

Świadectwem dobrej pracy
duszpasterskiej mogą być obchody 25-lecia instalacji Księdza Doktora w
parafii lubelskiej, zorganizowane przez kolegium kościelne oraz grono
parafian z panią Edwardową Krausse na czele 23 grudnia 1913. Otrzymał
wówczas adres na pergaminie w ozdobnej oprawie oraz 1600 rb. w listach
zastawnych 5-procentowych Miejskiego Towarzystwa Kredytowego w Lublinie.
Ks. Pastor całą sumę przeznaczył na "schronisko dla nauczycielek i
wiejskich nauczycieli oraz kantorów, niezdolnych do dalszej pracy." (No
1 1914)

Z działalnością duszpasterską
związane są publikacje religijne Księdza Doktora m.in. "Modlitwy
dla młodzieży ewangelickiej",
przekład z komentarzem "Małego
Katechizmu Ks. dr Marcina Lutra"
(kilka wydań od 1900), "Krótka
historia Kościoła chrześcijańskiego w życiorysach"
, "Kościół
ewangelicki słowacki"
(przekład z czeskiego), "Konfessy augsburska,
czyli Wyznanie
wiary" (1888) oraz wznawiany po dziś dzień
modlitewnik "Do Boga".

Na uwagę zasługuje także
praca Ks. Pastora jako historyka. Na łamach "Zwiastuna Ewangelicznego"
opublikował m.in. "Przyczynek do dziejów Piask Wielkich, Luterskimi
zwanych",
dzieje parafii w Węgrowie, wieży w Wojciechowie,
Szkotów-ewangelików w Lublinie (1626-1732). Wartość tych publikacji jest
tym większa, że większość materiałów źródłowych, z których korzystał Ks.
Schoeneich, zaginęła podczas II wojny światowej. O umiłowaniu historii
świadczyć może ten fragment: "Strzeżcie więc jak źrenicy oka dwóch
waszych świątyń! Są to cenne relikwje, drogie, ukochane pamiątki minionej
przeszłości, drogie skarby i spuścizny po ojcach i praojcach waszych.
Ludzie nie umiejący szanować takiej spuścizny, są ludźmi bez przyszłości."
(No. 5 1900 – na 250 rocznicę powstania parafii w Węgrowie)

Rok 1914 należał do
najbardziej tragicznych w dziejach parafii. Władze carskie uznały
ewangelików za V kolumnę wojsk niemieckich i w latach 1914-1915
przesiedlono większość parafian na Syberię, rozdzielając przy tym kobiety
i dzieci od mężczyzn. Ich dobytek został rozkradziony. Ks. Schoeneich
uniknął ich losu m.in. dlatego, że 9 kwietnia 1900 r. otrzymał rosyjski "krzyż
św. Stanisława do noszenia na piersiach"
, przyznawany w tym okresie
niemal hurtowo. W czasie wojny odprawiał nabożeństwa dla żołnierzy
wszystkich armii, przechodzących przez Lublin. Jako jeden z nielicznych
duchownych w Lublinie (włączając w to katolickich) zachował niezłomną
postawę Polaka-ewangelika wobec nowych okupantów. W wyniku wyborów
samorządowych w 1916 r. zasiadał do końca wojny w Radzie Miasta. Na
działalność społeczną składa się także praca jako wiceprezesa Lubelskiego
Towarzystwa Szkół Średnich oraz w Towarzystwie Krajoznawczym, Towarzystwie
dla poznawania polskiej Reformacji, Kasie Mianowskiego, Polskim Czerwonym
Krzyżu, Lidze Morskiej i w wielu innych organizacjach kościelnych i
państwowych.

Po wojnie Ks. Doktor aktywnie
działał w Komisji Plebiscytowej na rzecz Polski na Mazurach. Już przed
wojną w "Zwiastunie" publikowano artykuły, których celem było wzmacnianie
tamtejszej ludności ewangelickiej w polskości, np.

"Nie tak łatwo w naszych
czasach wynarodowić lud, liczący kilkaset tysięcy, poza którym stoją
miljony mówiących tymże językiem. W chwili największego ucisku zazwyczaj
budzi się uczucie narodowe, nawet w obojętnych i opieszałych, a nawet w
już wynarodowionych. I dla Mazurów – wierzymy w to – zabłyśnie jutrzenka
odrodzenia" (No. 1 1901).

Czas zbiorów…

Czas wolności ojczyzny to
okres wdzięczności dla Księdza Doktora za jego patriotyzm. 8 listopada
1930 r. zostaje odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, a
10 listopada 1938 r. Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
Uniwersytet im. Józefa Piłsudskiego (Warszawski) nadaje mu tytuł doktora
honoris causa. W latach 1921-1936 pełni funkcję superintendenta diecezji
północno-wschodniej, do 1937 r. diecezji warszawskiej, a od tegoż roku
diecezji lubelskiej i wołyńskiej, jest od wielu lat radcą Konsystorza
Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego.

Nawet w okresie
międzywojennym nie zapomniał o patriotyzmie i pracy z młodzieżą. 23
czerwca 1933 r., w związku z obchodami Święta Morza, lubelscy parafianie
wystosowali do komitetu obchodów tego święta rezolucję, w której wyrażono
uczucia patriotyzmu, potępiono zakusy Niemiec w sprawach Wybrzeża oraz
ślubowano wierność Polsce "aż do ostateczności". Natomiast w 1934 r. z
inicjatywy ks. dr A. Schoeneicha powołano Towarzystwo Polskiej Młodzieży
Ewangelickiej.

Z przekazów ustnych wiemy, że
Ksiądz Doktor zawsze potrafił znaleźć czas dla drugiego człowieka. Nigdy
nie pozostawiał go samemu sobie. W stosunku do dzieci był bardzo serdeczny
i nigdy nie przeszedł obok parafianina na ulicy, nie zamieniając z nim
kilku słów, nie spytając o zdrowie. Wiemy także, że był bardzo pracowity,
kochający Boga. Miał także jeden zwyczaj, który niestety dla nas dziś jest
przeszkodą, wygłaszał kazania bez notatek, z pamięci. Przez to nie znamy
dziś żadnego z nich w całości.

Ks. dr Aleksander Edward
Schoeneich "zasnął w Bogu dnia 8-ego maja 1939 r. po krótkich, lecz
ciężkich cierpieniach w 78 roku życia."

Uroczystości pogrzebowe
trwały od godz. 19 dn. 9 V , a zakończyły się nabożeństwem żałobnym 10
maja o godz. 18 i wyprowadzeniem zwłok na cmentarz ewangelicki przy ul.
Lipowej przy udziale tysięcy lublinian. Uroczystościom przewodniczył NPW
ks. biskup Juliusz Bursche (Biskup Kościoła – superintendent generalny
aresztowany 4 miesiące później w lubelskim kościele przez Gestapo).
Obecnych było ponad 20 ks. ks. pastorów, wojewoda lubelski, prezydent
Lublina i inni przedstawiciele władz państwowych. Wieniec Prezydenta
Miasta Lublina przepasany był szarfą z napisem "Prawemu Polakowi –
Prezydent Miasta Lublina".

Przewielebny ks.
superintendent spoczął obok swej małżonki. Osierocił córki.
Za podsumowanie wystarczą
chyba słowa z Pisma Św. umieszczone w nekrologu:
"Błogosławieni są odtąd
umarli, którzy w Panu umierają, zaprawdę mówi Duch im, aby odpoczywali od
prac swoich, a uczynki ich idą za nimi."

Michał Hucał