Opowieść Beskidzka czyli przygoda z Kickiem, Anno Domini 2010

Czwartek, 12 sierpnia 2010 r.

Tego upalnego dnia ekumeniczna wycieczka z Parafii Ewangelicko-Augsburskiej Świętej Trójcy w Lublinie, składająca się z chórzystów oraz sympatyków tego zespołu, zwanych dalej baletem, wyruszyła w kierunku południowo-zachodnim ku Ziemi Cieszyńskiej.

Przybliżając się do celu podróży coraz bardziej przekonywaliśmy się, iż przy gwałtownym hamowaniu działa na nas tajemnicza siła przemieszczająca nas do przodu wbrew naszej woli. I w ten sposób dość często doświadczaliśmy doznań wprost z kolejki górskiej w kolejności zajmowanych miejsc, tj. Edyta i Jola z Romanem z przodu, potem Ewa i Marta z Adamem, Elżbieta z Alą, Maryla z Elą, Emilka z Iwoną oraz Maria i Iza, Mirka z Januszem, Bartek, a także Ania z Mirkiem, których dzieliła największa odległość od przedniej szyby ze wszystkich.

Labirynt polskich dróg na trasie Lublin – Jawornik pokonaliśmy w „rekordowym” czasie ośmiu godzin i piętnastu minut. Szczęśliwi, pół do pierwszej w nocy w piątek, trzynastego sierpnia osiągnęliśmy cel i zostaliśmy powitani przez już oczekujących na nas ks. Chwastka oraz ks. Sztwiertnię, proboszcza goszczącej nas na noclegi parafii. Potem cała grupa położyła się grzecznie (najprawdopodobniej) spać.

Piątek, 13 sierpnia 2010 r.

Wyspani, wypoczęci i wciąż radośni, po śniadaniu, wyruszyliśmy do Goleszowa, gdzie powitał nas proboszcz tamtejszej Parafii Ewangelicko-Augsburskiej, ks. Roman Dorda oraz ks. diakon Karina Chwastek, siostra lubelskiego prezbitera.

W kościele odbyła się próba generalna chóru pod dyrekcją dra Adama Załęskiego, kantora naszej parafii. Zamiar wdarcia się w szeregi chóru przedstawicielki baletu śpiewającej z playbacku został udaremniony i zakończył się odesłaniem samozwańczej artystki na ławkę. Dalszych prób zakłócania ćwiczeń nie odnotowano.

wycieczka2

Po degustacji Kołaczy Wiślańskich w domu parafialnym ruszyliśmy w dalszą drogę – odwiedziliśmy filiały w Kozakowicach, Godziszowie i Kisielowie. Urokliwe, małe kościółki zrobiły na nas duże wrażenie i wzbudziły szacunek dla mieszkańców tego regionu.

Następnie udaliśmy się do Cieszyna. Pierwsze kroki skierowaliśmy w stronę Kościoła Jezusowego, który wzbudził nasz szczery zachwyt. Zwiedziliśmy także Muzeum Reformacji znajdujące się na drugiej kondygnacji tej ogromnej świątyni oraz wysłuchaliśmy koncertu organowego w wykonaniu naszego niezawodnego pana Adama.

Po obiedzie wyruszyliśmy w miasto. Spacer rozpoczęliśmy od Rynku na środku którego stoi studnia z figurą świętego Floriana z 1777 roku. Obejrzeliśmy Ratusz, „Dom Narodowy” i Hotel „Pod brunatnym jeleniem”. Minęliśmy siedzibę Muzeum Śląska Cieszyńskiego, Park Pokoju, plac teatralny i doszliśmy do góry zamkowej. Ciekawostką jest znajdująca się tam rotunda romańska z XI wieku, której wizerunek widnieje na banknocie dwudziestozłotowym. Obok wznosi się wieża piastowska z XIV wieku mierząca 29 metrów. Na szczyt wieży wdrapało się tylko czworo przedstawicieli wycieczki (trzy panie oraz Janusz).

Wracając na nocleg do Jawornika wstąpiliśmy jeszcze do filiału w Lesznej Górnej, gdzie zbudowany został w latach 2000-2005 przez tamtejszych parafian przepiękny mały kościół.

Zaznaczyć trzeba jeszcze, że tego dnia sprawność w dziedzinie rozkładania i składania dwóch przednich siedzeń w busie (tak aby reszta grupy mogła sprawnie wysiąść) zdobyła Ewa. I tak już została Dyżurną Siedzeniową do końca wycieczki

Sobota, 14 sierpnia 2010 r.

Kolejny dzień atrakcji rozpoczęliśmy od zdobycia góry Czantorii. Większą część szlaku pokonaliśmy kolejką linową, by potem resztę drogi na szczyt, tj. na wysokość 994 m.n.p.m. pokonać pieszo. Część grupy, w tym ks. Darek wraz z siostrą Kariną, Ania z Mirkiem, Mirka z Januszem, Iwona i Bartek, wdrapała się także na wieżę widokową znajdującą się już za granicą z Republiką Czeską.

Po uzupełnieniu płynów w organizmach wyruszyliśmy w dół do podnóża góry, gdzie czekał na nas, dostarczający nam niezapomnianych wrażeń, busik.

Później wyjechaliśmy na wycieczkę przez okolice Wisły oglądając między innymi Zameczek Mościckiego (Pałacyk Prezydencki), skocznię imienia Adama Małysza i podziwiając górskie krajobrazy między innymi jedząc obiad na stoku w Koniakowie. Wycieczka stała się tym bardziej niezapomniana dzięki zasłudze niezwykłego przewodnika, który z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru opowiadał nam historię tych terenów z pierwszej ręki sięgając wręcz fotograficzną pamięcią aż do czasów II Wojny Światowej.

Popołudnie spędziliśmy w Centrum Wisły zwiedzając, by wymienić tylko kilka przykładów, kościół luterański (w którym pobyt pan Adam ponownie umilił nam koncertem), Rynek, deptak, czy park. Część osób oglądała w wiślańskim amfiteatrze koncert kwartetu fortepianowego, a Ewa, Iwona i Bartek postanowili po obejrzeniu Centrum wybrać się spacerem pomiędzy tymi atrakcjami i innymi, jak Zameczek Myśliwski Habsburgów, bardzo malowniczym i zatopionym w „zielonościach” szlakiem prowadzącym nad urwiskiem przy korycie rzeki Wisły, by po około godzinie dotrzeć do Jawornika tylko parę minut za resztą wycieczki, która wracała o siłach koni mechanicznych. Warto także wspomnieć, iż Wisła i otaczające ją wioski są swoistym ewenementem: te tereny mają prawie osiemdziesięcioprocentowy odsetek luteran w porównaniu do większości rzymskokatolickiej w Polsce i ateistycznej w Czechach.

Był to kolejny dzień naszej wyprawy tak niesamowicie upiększony przez piękną i słoneczną pogodę. Wieczór upłynął śpiewakom na szlifowaniu formy a fanclubowi na „zajęciach indywidualnych w grupach”.

Niedziela, 15 sierpnia 2010 r.

Święto, które miało miejsce tego dnia było szczególne dla goleszowskich parafian: otóż miała wtedy miejsce 225. Pamiątka Poświęcenia Kościoła, święto bardzo znaczące dla lokalnych społeczności luterańskich zwłaszcza na tak nasyconych ideami Reformacji terenach jak Śląsk Cieszyński.

Pierwszym punktem obchodów tej szczególnej uroczystości był Poranek Muzyczny, gdzie miał miejsce krótki recital organowy naszego kantora, dra Adama Załęskiego i koncert chórów goleszowskich: dziecięcego – „Promyki” (który stał się także powtarzającym się motywem przywołującym na usta wszystkich uczestników nabożeństwa uśmiechy), męskiego, seniorów a także mieszany z towarzystwem kameralnej orkiestry parafialnej oraz, jako gościa, naszego lubelskiego chóru Parafii Ewangelicko-Augsburkiej Świętej Trójcy w Lublinie. Całość programu kończył koncert orkiestry, kiedy to na zewnątrz rozpętała się burza, która stała się w końcu także jednym z instrumentalistów, którego ta nieznaczna orkiestra nie posiada – to burza i siły natury gdzieś za grubymi murami i niezwykle zdobnymi, wielokolorowymi witrażami grały akompaniując smyczkom i fletom na kotłach i innych instrumentach perkusyjnych, podkreślając pasję muzyki, która rozbrzmiewała wewnątrz.

Ze względu na wolę natury, dwa planowane nabożeństwa: jedno w świątyni a drugie na placu parafialnym zostały połączone a prowadzili je ks. Roman Dorda, proboszcz parafii goleszowskiej, ks. diakon Karina Chwastek, z tego samego zboru zaś kazania wygłosili kolejno – ks. bp Rudolf Bażanowski, zwierzchnik diecezji mazurskiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, który pochodzi z tych okolic, a dokładniej z Kiczyc k/Skoczowa, a ordynowany został właśnie pod tym samym ołtarzem obok którego, na zawieszonej po lewej stronie, misternie wykonanej ambonie wygłaszał emocjonujące i pełne pasji kazanie, które przez zupełny zbieg okoliczności po wejściu na to samo miejsca naszego, lubelskiego proboszcza, ks. dra Dariusza Chwastka zaczęło się przeplatać i tworzyć jedną, nieskończoną całość.

Nabożeństwo to także posiadało dodatkową oprawę muzyczną, a zapewniły ją występując ponownie dwa chóry: lubelski i mieszany z Goleszowa. Także jedna, inna niespodzianka zastała nas na miejscu: otóż oczekiwał już na nas ks. senior Jan Szklorz, który był proboszczem administratorem lubelskiej parafii Świętej Trójcy w latach 1976-1996 wraz z małżonką, bez których wkładu i pracy nasza własna, lokalna wspólnota, która liczy sobie przeszło 222 lata prawdopodobnie dziś już zapadłaby się w odmęty przeszłości i historii miasta.

Po nabożeństwie uczestniczyliśmy w spotkaniu z przedstawicielami zboru w Goleszowie, księdzem biskupem i księdzem Szklorzem przy kawie i ciastku, poznając się nawzajem.

Po obiedzie zjedzonym w domu gościnnym parafii luterańskiej w Wiśle-Jaworniku, popołudniu, w ramach podsumowania naszej wizyty na Śląsku Cieszyńskim miał miejsce grill przy zbiorniku „Ton” w Goleszowie, który jest wyeksploatowanym wyrobiskiem margli wypełnionym wodą, stanowiącym obecnie raj dla wędkarzy (choć tego świątecznego dnia ryby nie były chętne, aby łapać przynęty).

Przy suto zastawionych stołach, dyskusjom i śpiewom nie było końca. Wystąpił również powołany naprędce goleszowsko-lubelski zespół baletowy. Naszą grupę reprezentowała Emilka, Iwona i Bartek, a tę składającą się z gospodarzy między innymi pani pastorowa Szklorz i diakon Karina. W improwizowanej choreografii stanowiącej odzwierciedlenie panującego nastroju i śpiewanych słów, wzbudzając ogólny entuzjazm dała popis grupa taneczna.

Nastąpiła pełna integracja biesiadników i dopiero głos ks. Szklorza wyciszył wszystkich. Były proboszcz naszej parafii wygłosił wzruszającą mowę, z której wystarczą chyba tylko dwa cytaty, aby unaocznić to, jak blisko był i do tej pory z nami jest wraz z żoną. We wstępie powiedział „gdy ktoś wspomina Lublin, pojawia się w naszych sercach swędzenie, którego nie można nijak podrapać”. W zakończeniu wypowiedział także to metaforyczne stwierdzenie: „my w Jaworzu tylko mieszkamy; żyjemy tylko i wyłącznie w Lublinie” i po zapewnieniu nas, iż jego drzwi zawsze stoją otworem, wygonił nas żartem do domu. Jednak każdy z nas chciał pożegnać się z nim i innymi osobiście, więc nie czmychnęliśmy tak prędko, jakby dowcip sugerował, że powinniśmy.

I tak, ze śpiewem na ustach, powróciliśmy do Jawornika na nasz ostatni nocleg. A co się działo w Zieloną Noc? O tym cicho, sza…

Poniedziałek, 16 sierpnia 2010 r.

Niestety, nadszedł dla nas dzień powrotu, ale – być może dlatego, iż tak trudno było nam się rozstać z tymi cudownymi, beskidzkimi krajobrazami, postanowiliśmy udać się jeszcze na Równicę, gdzie część wycieczki po niedługiej drodze czerwonym szlakiem dotarła do Leśnego Kościoła przy Kamieniu – jest to najwcześniej odkryty i najbardziej znany świadek historii ewangelików na tych ziemiach, którzy w latach 1654-1709 jedynie tutaj mogli się spotykać aby przeżywać wspólnotę Sakramentów, możliwie najdalej od prześladowań i gwałtownych ruchów Kontrreformacji. To malutkie sanktuarium wiary otoczone jest przez źródełka i strumyki, które tylko dodają czaru do zapierającego dech w piersiach piękna otaczającego to miejsce i zielonej okolicy.

wycieczka1

Wróciliśmy raz jeszcze, na króciutkie pożegnanie do Goleszowa i po kolejnym serdecznym pożegnaniu przy domu parafialnym, ruszyliśmy w drogę.

…jest godzina dwunasta, słońce świeci, jedziemy, chociaż chcielibyśmy jeszcze zostać…

Splot kolejnych, następujących po sobie wydarzeń zapewnił nam przez całą drogę, aż do samego Lublina, moc atrakcji i adrenalinę, jakiej nigdy byśmy się nie spodziewali. Najpierw błąkaliśmy się przez pół godziny po Katowicach szukając drogi wyjazdowej na Zawiercie, następnie przed Szczekocinami złapaliśmy gumę w tylnym, lewym kole i zmuszeni byliśmy szukać wulkanizatora w obliczu nadciągającej nawałnicy. Gdy o siedemnastej piętnaście wyruszyliśmy z naprawionym już przez prawdziwego fachowca kołem, czarne chmury depczą nam po piętach i zdeterminowani zaczęliśmy ucieczkę przed burzą – sądziliśmy, że się uda.

Gdy minęliśmy Kielce i przy całkiem dobrej pogodzie, po krótkim oczekiwaniu, przeprawiliśmy się przez Wisłę w Annopolu widząc ją po raz ostatni podczas wycieczki, która zaprowadziła nas także do miejsca, gdzie Czarna i Biała Wisełka spotykają się razem po spłynięciu strumieniami z dwóch przeciwległych stoków tej samej góry w niezbyt dużym zbiorniku, aby wyruszyć w podróż po całej Polsce. I wtedy właśnie nasze nadzieje na ucieczkę żywiołowi musiały stawić czoło faktom: nagle spadła na nas ściana wody przy akompaniamencie grzmotów i iluminacji rozlicznych błyskawic na niebie.

W rejonie Gościeradowa, jakby naszym nadprogramowym doznaniom podczas powrotu było mało, stanęliśmy w kilkudziesięciokilometrowym korku.

… jest godzina dwudziesta pierwsza; z rozmów prowadzonych przez CB-radio dowiadujemy się, iż połamane przez wichurę drzewa zatarasowały drogę, a przejazdu nie ma…

Staliśmy i zastanawialiśmy się, kiedy burza wreszcie minie. Po godzinie, zaczęła słabnąć, a około dwudziestej drugiej dwadzieścia ruszyliśmy w długim szpalerze samochodów w ostatnim zrywie podróży dzięki pracy dzielnych strażaków, którzy pocięli i usunęli powalone przez wichurę konary.

O dwudziestej trzeciej trzydzieści osiągnęliśmy wreszcie nasz cel i finał całej wyprawy. Trochę zmęczeni, lecz bardzo szczęśliwi, a przede wszystkim bogatsi o niezapomniane chwile śmiechu i wzruszenia, śpiewu i tańca, skupienia i żartów, modlitwy i zabawy, o nowe znajomości i wiadomości – także o nas samych, gdyż dziedzictwo tych z nas, którzy są luteranami, przekazywane z pokolenia na pokolenia lub też przybrane, w Polsce jest dziś najlepiej zachowane właśnie na Śląsku Cieszyńskim.

Oto powoli, żegnając się, rozchodzimy się do domów… I teraz, lubimy nawet Kicka.

Dobranoc.


Izabela Raba, Bartosz Makuch,
fot. Bartosz Makuch, Mirosława Solińska, Roman Szafrański, Iwona Wojda