Kiedy myślimy o Wielkim Piątku dniu, w którym na krzyżu umiera Chrystus, to u nas w Polsce, też w Lublinie, warto abyśmy wiedzieli, że dla Ewangelików jest to największe święto chrześcijańskie – pisze o. Tomasz Dostatni OP.
Dietrich Bonhoeffer, ewangelicki męczennik II wojny światowej w celi więziennej przed wykonaniem wyroku śmierci na nim, pisze proste słowa, które oddają tę ewangelicką, to znaczy chrześcijańską wiarę w nadzieję, która płynie z krzyża Chrystusa: “Człowieka nie czyni chrześcijaninem religijny akt, ale uczestnictwo w cierpieniu Boga w świecie”
Te słowa jakże stoją w dysonansie dla popularnej katolickiej odmiany przeżywania swojej wiary tylko poprzez zewnętrzne przejawy religijności. W ostatnim czasie dużo się mówi o obecności krzyża w życiu publicznym, w publicznej przestrzeni. A tu wezwanie abyśmy uczestniczyli w cierpieniu Boga w świecie, a nie koniecznie poprzestawali tylko na zewnętrznym akcie oporu, czy buntu. Bonhoeffer głoszoną przez siebie teologię dopełnił własnym życiem. Umierając stracony dosłownie w ostatnich dniach wojny.
1500 lat wcześniej święty Jan Chryzostom powie, że: “Ponieważ jako Pascha nasza za nas ofiarowany został Chrystus (1 Kor 5, 8). Czy widzisz, jak rozkazuje świętować przez krzyż ? Na krzyżu przecież został ofiarowany Chrystus. Gdzie bowiem jest ofiara, tam odpuszczenie grzechów, tam pojednanie się z Panem, tam święto i radość”. Pojednanie, odpuszczenie grzechów, powrót do pierwotnej jedności, dziś byśmy powiedzieli integralności. Ktoś kiedyś o tym dniu powiedział, że to był najbardziej tragiczny dzień w dziejach świata. Bo na krzyżu w osobie Jezusa Chrystusa umiera Bóg, który stworzył świat, stworzył człowieka, zabity przez tych których stworzył. I musimy zaraz dopowiedzieć, że za słaby jest nasz umysł, za słaba nasza wiara, abyśmy tak do końca zrozumieli co się wtedy w Jerozolimie wydarzyło. To było misterium iniquitatis, tajemnica nieprawości. Możemy tylko, albo aż, podejść i stanąć pod krzyżem, obok krzyża i go kontemplować.
Od czasów niepamiętnych, od wielu wieków, w ten dzień lublinianie, ale i okolica dalsza i bliższa, przychodzi do bazyliki dominikańskiej na Starym Mieście. Bo tu są przechowywane relikwie krzyża świętego. Ale jest też w tak zwanej trzeciej zakrystii, gotyckiej, umieszczony krucyfiks, nazywany “ukrzyżowany na palmie”. Drzewo życia, palma, będąca krzyżem. Krzyż który rozkwita. Bo z tej śmierci, rodzi się nowe życie. To nie jest tylko narzędzie okrutnej zbrodni, ale “drzewo życia”. To nie jest gilotyna, ale znak nadziei.
Dlatego tak ważne, jak przypominał Bonhoeffer, aby nie poprzestawać na zewnętrznym akcie religijnym, bo on jest pusty i często fałszywy, ale w obraz krzyża musi być przekształcone życie ucznia, chrześcijanina. Jest także jedna wielka przestroga. Że obnoszenie się z cierpieniem nazywane cierpiętnictwem, to zapominanie, iż po trzech dniach ma miejsce Zmartwychwstanie. Taką postawę trafnie nazwał ksiądz Józef Tischner, a przypomniał jego słowa niedawno w Polsce ks. Tomáš Hal~k, nazywany czeskim Tischnerem, mówiąc, że są tacy ludzie, którzy tak przeżywają swoje chrześcijaństwo, że nigdy by z krzyża nie chcieli zejść.
Aleksander Bruckner w swej “Encyklopiedii Staropolskiej” powie, że gdy dnia tego słuchano w kościołach najdłuższego kazania pasyjnego, “kaznodzieja drastycznych używał nieraz środków, aby śpiących i ich ciekawość rozbudzić”. Może też i stąd pochodzą słynne drewniane klekotki, raz w roku, tylko w Wielki Piatek w kościołach polskich używane.
Ale krzyż to również indywidualne zmaganie się z cierpieniem, z umieraniem, często także ze śmiercią najbliższych i w końcu z własnym odchodzeniem. Każdy z nas doświadczył tego procesu. Bo to jest proces. Do niego po ludzku, po chrześcijańsku dorastamy. Śmierć i w ten sposób jest wpisana w nasze życie. Wielki Piątek i o tym nam przypomina. Gdy On umiera na krzyżu, my choćby na chwilę zatrzymujemy się, bo wiemy, że kiedyś też będziemy odchodzić. Może nie tak dramatycznie, ale to też będzie dla nas dramat w najgłębszym tego słowa znaczeniu. Będziemy opuszczali to co znamy i przechodzili do tego czego nie znamy. To przejście, ta chwila jest zawsze przed nami.
Rosyjski poeta dysydent już w czasach nowej Rosji, filolog i wielki humanista Sergiusz Awierincew napisał strofy, które myślę, że najtrafniej ukazują tę intuicję.
“Modlitwa o ostatnią godzinę”
kiedy w końcu Śmierć mnie wyśmieje
ta co się śmieje ostatnia
bezsilnymi uczyni członki
Twoja niech będzie ze mną Siła
kiedy myśli dobiegną kresu
kiedy wola wyczerpie siebie
kiedy imię zapomnę własne
kiedy słowa już nie wypowiem
i gaduła język zastygnie
w swym grobowym niewysłowieniu
Twoje niech będzie ze mną Słowo
kiedy minie ci domniemane
co się śniło na jawie śniącym
i obnaży srom nieistnienia
pustkę moją wypełnij Sobą
Moskwa, 2.VIII.1993
Tłumczył; Wiktor Woroszylski
Wielkanoc w tym roku obchodzimy razem, w tym samym czasie – my chrześcijanie zachodu i ze wschodu. Tak zbiegły się nasze różne kalendarze. Dlatego Bonhoeffer i Awierincew dopełniają naszą refleksję. Świat dziś żyje bardzo szybko, wielu nawet nie zauważy tego dnia, bo normalna praca, zajęcia i nieodłączne przedświąteczne sprzątanie. Ale warto wyhamować, warto się zatrzymać, warto spojrzeć na krzyż. Choćby przez chwilę i zadać sobie osobiste pytanie: Gdzie jestem? Po co żyję? I próbować poszukać odpowiedzi patrząc na krzyż.
A stara bizantyjska liturgia będzie zanosiła modlitwę:
“Dzisiaj zawisł na krzyżu ten, który zawiesił ziemię ponad wodami
Króla aniołów ukoronowano cierpieniem,
purpurą okryto na pośmiewisko Tego,
który niebo okrywa obłokami,
Spoliczkowany został Ten, który w Jordanie obdarzył wolnością Adama,
Gwoździami został przebity Oblubieniec Kościoła,
włócznią ugodzony syn Dziewicy.
Wielbimy cierpienia Twoje Chryste,
okaż nam także twoje chwalebne zmartwychwstanie “.
I gdyby nie było zmartwychwstania, jak mówi święty Paweł, to droga krzyżowa, całe chrześcijaństwo nie miało by sensu. Poranek wielkanocny przed nami.
o. Tomasz Dostatni
fot. Rafał Michałowski
(Artykuł opublikowany w „Gazecie Wyborczej” 22.04.2011)