Zwieńczeniem 6-tygodniowego czasu pasyjnego, a więc okresu duchowego wyciszenia, refleksji na Pismem Świętym, porządkowania własnego życia przed Bogiem i ludźmi, jest Wielki Piątek. W tradycji ewangelickiej stanowi największe święto w roku kościelnym. Tego dnia nie usłyszymy dzwonów kościelnych, zaś ambona i ołtarz ozdobione są na czarno. Tak samo jest z Krzyżem na ołtarzu, który okryty jest kirem – na znak żałoby. Wielki Piątek jest przeżywany przez ewangelików w skupieniu, ciszy i powadze. Wiele osób przystępuje tego dnia do Wieczerzy Pańskiej (Eucharystii), przyjmując ją pod dwiema postaciami.
Całe chrześcijaństwo w jego różnorodności i polifoniczności przyjmuje Wielki Piątek jako pamiątkę zbawczej, krzyżowej śmierci Jezusa Chrystusa – Pana Kościoła.
Wyjątkowość Wielkiego Piątku bierze się stąd, że Bóg, który w Jezusie Chrystusie stał się człowiekiem, poznaje cierpienie, a także samą śmierć. Co więcej, w Krzyżu Jezusa z Nazaretu, przez który Bóg okazuje miłość każdemu człowiekowi, ujawnia się prawda, że to Krzyż jest miejscem nowego stworzenia (Obj 21, 5).
W tym miejscu rodzą się uzasadnione pytania: kim jest ów Bóg, skoro stał się człowiekiem, skoro utożsamił się z rodzajem ludzkim? I kim jest człowiek, do którego Pan Bóg zechciał przemówić? Jacy jesteśmy, sami najlepiej wiemy. A jednak Bóg zechciał stać się człowiekiem dokładnie takim jak my. Oznacza to, iż stając się człowiekiem, Bóg przychodzi do nas drogami i według miar, jakie my sami znamy, jakimi my sami się posługujemy. Bóg, który przychodzi na świat w Jezusie Chrystusie nie uchyla się przed żadnym doświadczeniem ludzkim, w tym również nie ucieka przed cierpieniem, które nie omija żadnego człowieka (od najmłodszego do najstarszego). O cierpieniu długo można by mówić, a jeszcze dłużej słuchać tych, którzy go bardzo mocno doświadczają. Żadne słowa chyba nie są w stanie wyrazić przeżywanego cierpienia. Cierpienie niejako zrównuje ze sobą wszystkich ludzi. Można także powiedzieć, że cała Biblia niemal „krzyczy”, że historia pojednania Boga z ludźmi nie dokonuje się bez wyrzeczenia, bólu i ofiary, a więc bez cierpienia. Jednak warto podkreślić, że pierwszym, kto w sposób wolny przyjął to cierpienie, jest sam Bóg w Jezusie Chrystusie. Bóg-człowiek poznaje ludzkie dole i niedole – jak mówi apostoł Paweł – łącznie ze śmiercią na Krzyżu. Dlatego też w ujęciu ewangelickim Krzyż Chrystusa jest źródłem naszej duchowej wolności oraz mocnym fundamentem naszych chrześcijańskich powinności.
Krzyżowa ofiara Jezusa nie jest już sprawą woli surowego Boga sprawiedliwości. Pan Bóg solidaryzuje się z Jezusem, a przez Niego z nami wszystkimi. Potwierdza to ewangelista św. Jan przedstawiając scenę, w której Jezus mówi: „Kto mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca” (J 14, 9). To Jezusowe zapewnienie objawia nam Boga Ojca, który także cierpi. To cierpienie doprowadza Jezusa na Krzyż Golgoty. Jeśli więc ów Krzyż jest kumulacją objawienia i obietnicy zbawienia, to jednocześnie jest najdoskonalszym obrazem miłości Ojca. Z tym jednak, że owa miłość jest miłością współczującą i cierpiącą. Jest miłością i mądrą, i na wskroś czułą. Jest miłością, która nie zostawia nas w niepewności. Jak wierzymy, Bóg Ojciec cierpiał razem z Jezusem na Golgocie, a więc może być i jest także z nami w naszym cierpieniu!
Możemy zadawać Bogu egzystencjalne pytania, dlaczego dzieje się tak czy inaczej w naszym życiu, dlaczego nie jest lepiej, radośniej czy łatwiej? W tych pytaniach nie ma niczego złego. Ostatecznie, jak słyszeliśmy, również wiszący na Krzyżu Jezus stawia Bogu Ojcu pytanie: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” (Mt 27, 46). Pozornie jest to swoisty wyraz rozczarowania Jezusa wobec Ojca! Jezus porzucony przez ludzi, wydaje się być również porzuconym przez Ojca. Znosi jakiś ból ograniczenia i niemocy. Jakby spodziewał się po Nim czegoś zgoła odmiennego!? Jezus stawia pytanie, gdyż jakby nie wie, co się z nim stanie. Pytając oczekuje odpowiedzi. Oczekuje odpowiedzi na miarę człowieka W tym momencie chyba najlepiej widać, że Bóg Ojciec przychodzi do nas zawsze inaczej niż człowiek to przewiduje. On jest większy od naszych ludzkich spraw, przewidywań i planów! Te Jezusowe słowa pytania-wyrzutu stanowią znakomity zapis świadomości Boga-człowieka, który pozornie „przegrywa”, ponosi klęskę i kapituluje.
Bóg, jak widać, bardziej odsłania się nam poprzez klęskę Krzyża niż przez zwycięstwo. Mimo swego tragiczego położenia Jezus wierzył, dlatego pozornie przyjmował z rąk Boga „klęskę”. Jednak owa klęska w kontekście Zmartwychwstania okaże się zwycięstwem.
Zatem Jezusowe słowa „Boże mój, Boże mój, czemuś …”, to wyraz pragnienia, by dać się odnaleźć Bogu Ojcu! Jezus nie zamyka się w sobie, chce raczej powierzyć się swemu Ojcu, liczy na Niego. Co ciekawe, jest zdolny do zaufania. Mamy tu do czynienia ze świadectwem przezwyciężania klęski Krzyża, ze świadectwem przekuwania porażki Krzyża w znak zwycięstwa: czyli ze świadectwem pokonywania śmierci już przed jej faktycznym nadejściem; miłości nad nienawiścią czy nadziei nad rozpaczą! Pieczęcią tego zwycięstwa jest ostatnia modlitwa Jezusa na Krzyżu: „Ojcze, w Twe ręce oddaję ducha mego”. Następuje tu zupełne zdanie się na wolę Bożą.
Zatem śmierć dla Jezusa okazuje się ostatecznie spotkaniem z Bogiem Ojcem. Dzięki temu właśnie nasze ludzkie słabości, nasze cierpienia i naszą śmierć możemy rozpatrywać poprzez Jego niemoc, mękę, cierpienie i w końcu Jego śmierć. W tym sensie Krzyż Jezusa mieści w sobie wiele krzyży – w tym i naszych krzyży. Bóg nie opuścił swego Ukrzyżowanego Syna w Jego męce i śmierci – chociaż z zewnątrz tego nie widać. W Krzyżu Jezusa głęboko ukryte jest poselstwo, że nasze cierpienie, słabości, zawodność i śmierć nie są ostateczne. W Krzyżu kryje się prawdziwie chrześcijańska nadzieja, która podpowiada nam, że zawsze jest możliwy nowy początek; że grzech może zostać przebaczony i że człowiek nie musi być skazany na zatrzaśnięcie w świecie doczesnym. Będziemy mogli się o tym przekonać w poranek wielkanocny.
I jeszcze jedno: patrząc na Krzyż, próbując zbliżyć się do dramatu Jezusa Chrystusa, kontemplując to niepowtarzalne misterium męki i śmierci Zbawiciela świata i zarazem każdego pojedynczego człowieka, niezbędna jest wiara, która pozwala nam ciągle na nowo przyswajać sobie dar zbawienia pochodzący od dobrego i miłosiernego Boga. „Szczęśliwi, którzy nie widzieli, ale uwierzyli” (J 20, 29). Amen.
ks. dr Dariusz Chwastek, Gazeta Wyborcza, Lublin 21.03.2008, s.8.