Rozważanie na październik

Dobre przyjmujemy od Boga, czy nie mielibyśmy przyjmować i złego? (Hi 2, 10).

Powyższe słowa wypowiedział biblijny Hiob do swojej żony w chwili doświadczenia. Po stracie praktycznie wszystkiego: dzieci, majątku, zdrowia – żona przekonywała Hioba, że nie zostało już nic, tylko złorzeczyć Bogu lub umrzeć.
Hiob nie uległ namowom żony. Nie przeklął Boga, nie znieważył Jego imienia. Wprost przeciwnie zachował Bogu wierność. Więcej, chwalił imię Pańskie mówiąc: „Pan dał, Pan wziął. Niech imię Pańskie będzie błogosławione!” Hi 1, 21.
Jestem przekonany, że każdy z nas uwielbia Boże imię i jest Bogu wdzięczny za zdrowie, rodzinę, miejsce pracy, dom. Pomyślmy jednak, jak zareagowalibyśmy na Boga w sytuacjach skrajnych wręcz granicznych, na przykład po stracie bliskiej, kochanej osoby? Lub choroby, która przykuwa do łóżka na wiele tygodni, a nawet miesięcy? Co w sytuacji gdybyśmy stracili pracę? Lub dorobek naszego życia rozpadłby się w mgnieniu oka na przykład z powodu jakiegoś kataklizmu czy wojny? Co wtedy? Czy nasza wiara i stosunek do Boga, który przecież dopuścił do takiej sytuacji nie zmieniłby się?
Odpowiedź na tak postawione pytania jest trudna. Można tu sparafrazować słowa poetki i powiedzieć, że człowiek tyle wie o swojej wierze, ile ją sprawdzono.
Wiara wielu pobożnych ludzi, nie licząc Hioba była i jest na przestrzeni wieków wielokrotnie „sprawdzana” przez tragiczne doświadczenia. Przypomnijmy chociażby jedno z najtragiczniejszych doświadczeń jakimi były dla człowieka obozy zagłady w Oświęcimiu, na Majdanku czy inne. Wielu pobożnych Żydów i chrześcijan, którzy przeżyli holocaust deklarowało wtedy, że Boga nie ma. „Gdyby był – mówili – nie dopuściłby do takiej gehenny”. Z drugiej strony wiemy i o takich ludziach, których doświadczenie obozu śmierci i w ogóle – drugiej wojny światowej nie tylko nie pozbawiło wiary, ale ją wręcz zahartowało. Przykładem takiego człowieka jest ks. bp Andrzej Wantuła. Z książki „Losy wojenne ks. Andrzeja Wantuły” dowiadujemy się o pastorze z Wisły, który podczas pobytu w obozie w Gusen nie tylko nie utracił wiary, ale dodawał otuchy swoim rodakom – współwięźniom mówiąc: „Człowiek spiera się z Bogiem o życie i walczy o nie, jak Jakub nad Jabbokiem o błogosławieństwo. Ulegając w tej walce szarpie się bezsilnie, grozi, nienawidzi nawet, neguje, lecz Bóg triumfuje. Każda porażka, jaką zdają się zadawać Mu ludzie, obraca się w Jego triumf, bo On jest Panem, On dawcą, człowiek zaś bez Niego bezradnym, znikomym pyłem… Życie jest w Bogu i w Nim dopiero wszystko nabiera wartości, a więc i my, i wszelkie nasze sprawy; więc też i nasze bóle, doświadczenia, próby i nasz kres – śmierć. Taka nasza droga, dola, przeznaczenie. Nie jesteśmy w niej osamotnieni, gdyż szedł nią przed nami Ten, co nam wskazał jej cel i koniec – Jezus Chrystus, co nam i dziś niewidzialnie towarzyszy, złożywszy ze swego życia ofiarę za nas, ofiarę odkupienia, aby nas zawieść do Ojca!”
Biblijny Hiob nie uległ granicznemu doświadczeniu, a także podszeptom swojej żony by złorzeczyć Bogu. Pozostał Mu wierny. Potrafił przyjąć z ręki Boga zarówno dobre jak i złe rzeczy. Ta jego wierność została sowicie nagrodzona przez samego Boga. Hiob odzyskał zdrowie, bogactwo, mógł na nowo cieszyć się rodziną. Słowa Hioba i jego przykład, warto zachować głęboko w swoim sercu i przywoływać szczególnie w chwilach cierpienia i doświadczenia, kiedy ktoś próbuje narzucić nam inną postawę niż pełna ufności i wiary we Wszechmogącego. Amen.

Ks. Grzegorz Brudny