16. Niedziela po Trójcy Świętej

2 Tm 1,7-10

(przekład: Biblia Ekumeniczna)

Nie dał nam bowiem Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, i rozsądku.
Nie wstydź się więc świadectwa naszego Pana ani mnie, Jego więźnia,
lecz znoś trudy dla Ewangelii, wspierany mocą Boga.
On nas wybawił i powołał świętym powołaniem,
nie na podstawie naszych uczynków, ale zgodnie ze swoim postępowaniem i łaską,
daną nam odwiecznie w Chrystusie Jezusie,
ukazaną zaś teraz, przez objawienie się naszego Zbawiciela, Chrystusa Jezusa, który zniszczył śmierć, a życie i nieśmiertelność rozświetlił przez Ewangelię.

 

Siostry i Bracia w Jezusie Chrystusie!

Kiedy przed miesiącem dane mi było stać na tej ambonie by głosić Boże Słowo podczas nabożeństwa inaugurującego nowy rok szkolny, swoje kazanie – jak być może pamiętacie – oparłem na fragmencie pochodzącym z Pierszego Listu do Koryntian: fundamentu innego nikt nie może założyć oprócz tego, który jest założony, a którym jest Jezus Chrystus. Rozmyślając nad tym fragmentem próbowaliśmy sobie uprzytomnić pewną – wydawałoby się oczywistość – ale często zapomnianą – że w świecie pełnym niepewności, chwiejności, obaw, niespodzianek często niemiłych, jedynie Chrystus jest trwałym i pewnym fundamentem. Jest on fundamentem, na którym możemy i powinniśmy dla własnego dobra, dla własnego zbawienia budować swoje życie, budować go na tej swoistej opoce.

Dlaczego wspominam o tym dziś? Czyżbym nie miał pomysłów na nowe kazanie z nowym wątkiem? Od razu zaznaczę, że to nie jest powodem. Otóż tematyka naszego dzisiejszego kazania, którą wyznaczył fragment Drugiego Listu do Tymoteusza, ściśle łączy się z tym, nad czym zastanawialiśmy się przed miesiącem. Wtedy koncentrowaliśmy się na przesłaniu, że Jezus jest fundamentem i oparciem, opoką naszego życia. Dziś chcemy pochylić się nad tematyką lęku. Chcemy powiedzieć sobie dziś czym jest strach, bojaźń i wiele związanych z nim emocji, bliskoznacznych uczuć. Chcemy też zastanowić się nad tym, jak chrześcijanin powinien sobie radzić z lękiem i jak go rozumieć.

Skoro więc w Chrystusie mamy swój fundament, to czy w ogóle możemy się czegoś bać? Czy chrześcijanin może odczuwać jakikolwiek lęk? A może to zabronione? Co wynika z faktu, że Jezus pomaga nam zmagać się z lękiem? W jaki sposób Jego wsparcie może owocować w naszym życiu? Na te i inne pytania, dylematy, będziemy próbowali znaleźć dziś odpowiedzi lub chociaż inspiracje do samodzielnych poszukiwań tychże odpowiedzi.

Nie dał nam Bóg ducha bojaźni – tak rozpoczyna się fragment dziś omawianego tekstu

Adam Bujok 16 Niedziela po Święcie Trójcy Świętej Lublin, 27.09.2020 r.

kazalnego. Czym więc jest owa bojaźń, strach, lęk czy jakkolwiek by to nazwać…?
Bojaźń możemy podzielić na pozytywną i negatywną. Pozytywna bojaźń to ta wobec Boga. Często mówimy: Bój się Boga! Oznacza to szacunek wobec wobec Niego, strzeżenie Jego

przykazań oraz posłuszeństwo. Marcin Luter w Małym Katechizmnie pochodzącym z 1529 roku w objaśnieniu do każdego z dziesięciu przykazań pisze: powinniśmy Boga bać się. Jest więc to ta pozytywna bojaźń, którą jest – pozwólcie że powtórzę – szacunek i posłuszeństwo wobec Boga.

Wydaje się jednak, że znajdujące się w Drugim Liście do Tymoteusza słowa: nie dał nam Bóg ducha bojaźni, wcale nie artykułują tej pozytywnej bojaźni. Chodzi tu raczej jego o negatywny wymiar, czyli: ludzki strach, niepokój, lęk i niepewność, niedowierzanie i obawę.

Na podstawie zawartych w encyklopedii twierdzeń wybitnego polskiego psychologa, filozofa i filologa, Stanisława Gerstmanna można dojść do prostej, ale jakże trafniej tezy: strach jest „jedną z podstawowych cech pierwotnych (nie tylko ludzką). Ma ona swe źródło w instynkcie przetrwania.” Jest to „stan silnego emocjonalnego napięcia pojawiający się w sytuacjach realnego zagrożenia. Naturalną reakcją organizmu jest np. odruch silnego napięcia mięśni, a w konsekwencji ucieczka lub walka. Strach może mieć skutek pozytywny, gdy efektem jest ochrona nas, albo negatywny, gdy powstrzymuje nas przed dążeniem do jakiegoś celu”, kiedy przeszkadza nam”.

Strach jest więc elementem naszej natury. Boimy się pędzącego w naszym kierunku niedźwiedzia, po to, aby rozpocząć ucieczkę lub walkę i dzięki temu przetrwać. Widzimy więc, że strach jest czymś naturalnym, wpisanym w naturę człowieka i zwierząt. Strach jest elementem Bożego stworzenia. Dlaczego więc autor Drugiego Listu do Tymoteusza pisze: nie dał nam Bóg ducha bojaźni? Czyżby był do tego stopnia idealistą, sceptykiem i cynikiem czy nieodpowiedzialnym głosicielem Bożego Słowa, by zachęcać, aby wierzący człowiek niczego się nie bał? Czy wierząc w Boga, można się niczego nie bać? Czy ufając Chrystusowi, można wchodzić do gawry wspomnianego niedźwiedzia? Czy można rzucać się pod samochód sprawdzając czy wyratuje nas Bóg? Czy można nieodpowiedzialnie przekraczać prędkość wierząc, że Bóg ma nas i innych w swojej opiece? Czy można ignorować zdrowotne bezpieczeństwo – swoje i innych ludzi – wmawiając sobie, że chrześcijanie nie zarażają się wirusem i nie trzeba się go bać? Czy można takimi czy innymi sposobami testować Boga? Czy można zatracać zdrowy rozsądek i porzucać odpowiedzialność, twierdząc, że jeśli jest z nami Bóg, nic złego, smutnego, bolesnego czy dotkliwego nam nie grozi?

Drodzy, nie dał nam bowiem Bóg ducha bojaźni, ale co czytamy dalej? Nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości i rozsądku! Rozsądku drodzy! Autor listu genialnie łączy w tym miejscu dwa wydawałoby się sprzeczne ze sobą twierdzenia – nie bójcie się, ale bądźcie rozsądni. W zaufaniu Bogu nie chodzi o lekkomyślność. W zaufaniu, w wierze w Boga, chodzi o coś zupełnie innego. Mianowicie: jako chrześcijanin mam świadomość tego, że mogę cierpieć! Mam świadomość, że wcale nie muszą omijać mnie choroby, zaskakujące przypadki czy nawet tragedie, skomplikowane psychologiczne, duchowe procesy, problemy w międzyludzkich relacjach. Mam świadomość tego, że nawet jako chrześcijanin nie jestem idealny, że tak jak każdy mam słabości, którym należy stawić czoła.

Jako chrześcijanin mam prawo bać się zagrożenia – ale nie mam prawa się bać, że w najtrudniejszym momencie zostanę sam. Mam prawo bać się bólu i trudu umierania, ale nie mam prawa bać się, że śmierć na wieki odbierze mi życie, tchnienie, jakie w moje nozdrza włożył Stwórca. Mam prawo tęsknić i opłakiwać, przeżywać żałobę, wspominać, ale nie muszę się bać,

ale raczej cieszyć się, że mój bliski ma się dobrze i jest w Bożej opiece.
Drodzy, można usłyszeć twierdzenia, że nasz strach, nasze ciągłe myślenie o tym, co złego

może nas spotkać, rzeczywiście przyciąga problemy, powoduje je. Na ile to jest prawda? Nie wiem. Jedno natomiast jest pewne; niejednokrotnie tak bardzo potrafimy się rozemocjonować, potocznie mówiąc: „nakręcić”, przejąć, spanikować jakąś sytuacją, wyolbrzymić ją do tego stopnia, że nie potrafimy przy tym racjonalnie myśleć. Zamiast robić wszystko, co do nas należy, starać się by solidnie, rzetelnie wypełnić nasze zadanie i resztę oddać w ręce Boga, czasem boimy się i drżymy o wszystko tak, jakby Boga już nie było … A On jest!

On jest i mówi dziś: nie bój się! Nie dałem Ci ducha bojaźni, ale mocy i rozsądku! Nie dałem Ci ducha bojaźni, bo nie chcę, żebyś się bał i o wszystko drżał. Nie chcę, aby Twoje życie upłynęło w ciągłym niepokoju. Jestem, aby Cię ratować, jestem z Tobą, jestem, bo zwyciężyłem świat, jestem – to słowo powinno wlewać w Twoje serce pokój – jestem! Tak jak byłem z Tobą od Twoich narodzin, byłem z Tobą od początku, ratowałem Cię w sytuacjach, o których nawet nie miałeś pojęcia. Nie pozwoliłem Ci zdążyć na ten autobus, bo być może wtedy czyhałoby nieszczęście. Byłem w słowach ludzi, z którymi rozmawiałeś. Byłem w słowach tych, którzy Cię wychowywali, z którymi byłeś na co dzień lub których spotkałeś raz w życiu w pociągu. Byłem i zawsze będę. Jestem!

Izajasz 54, 10: „Góry bowiem mogą się rozstąpić, a pagórki zachwiać, ale Moja łaska wobec ciebie nie ustanie i nie zachwieje się Moje przymierze pokoju”. Wszelkie góry w naszym życiu mogą się rozstąpić, i pewnie coś o tym wiemy. Wiele fundamentów może się zachwiać. Przeżywamy teraz w lublińskiej parafi radosny moment – udało się pozyskać środki na remont kościoła i jak najbardziej należy się z tego cieszyć i dziękować Bogu, a przybyłemu studentowi teologii pozostaje złożyć najszczersze gratulacje. To dzieje się dziś, ale jeszcze pół roku temu nie mogliśmy gromadzić się tu na nabożeństwie! Tak wiele rzeczy, sytuacji, tak wielu ludzi w których pokładaliśmy nadzieję zapewne już nas zawiodło. Zapewne na wielu rzeczach, fundamentach w swoim życiu już się sparzyłeś i niewykluczone, że na wielu jeszcze się sparzysz, nieraz dotkliwie i boleśnie. Niejeden pagórek Twojego życia może zostać jeszcze zachwiany, ale Bóg mówi: nie bój się! Nie bój się, bo „Moja łaska wobec ciebie nie ustanie i nie zachwieje się Moje przymierze pokoju” – mówi Pan.

Zatem my też nie wstydźmy się przed innymi tego, że Bóg dał nam ducha mocy, miłości i rozsądku. Głośmy Boga swoją odpowiedzialnością, miłością do bliźniego! Dzielmy się mocą z innymy ludźmi. Dzielmy się mocą zaufania w Boży plan, jaki ułożony jest dla każdego z nas. Luter twierdził, że wiara jest zaufaniem. Dzielmy się więc tą wiarą, tym zaufaniem z innymi ludźmi, a Bożym Słowem, którym chciałym zakończyć to kazanie i z którym chcę Was pozostawić, niech będzie fragment wyjęty z Iz 43: „Teraz tak mówi Pan, Ten, który stworzył ciebie, Jakubie, i uksztaltował cię, Izraelu: Nie bój się, bo cię odkupiłem, wezwałem po imieniu, należysz do mnie”.

Amen.

lic. teol. Adam Bujok