3. niedziela przed Końcem Roku Kościelnego (8.11.2020)

Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa, Miłość Boga Ojca, I społeczność Ducha Świętego, Niech będą z nami teraz i na wieki. Amen

A o czasach i porach, bracia, nie ma potrzeby do was pisać. Sami bowiem dokładnie wiecie, iż dzień Pański przyjdzie jak złodziej w nocy. Gdy mówić będą: Pokój i bezpieczeństwo, wtedy przyjdzie na nich nagła zagłada, jak bóle na kobietę brzemienną, i nie umkną. Wy zaś, bracia, nie jesteście w ciemności, aby was dzień ten jak złodziej zaskoczył. Wy wszyscy bowiem synami światłości jesteście i synami dnia. Nie należymy do nocy ani do ciemności. Przeto nie śpijmy jak inni, lecz czuwajmy i bądźmy trzeźwi.

1 Tes 5, 1-6.

Drogie Siostry i Drodzy Bracia w Jezusie Chrystusie,

Tydzień temu rozważaliśmy tekst z księgi proroka Jeremiasza. Jeremiasz, jak pamiętamy, zwiastował mieszkańcom Jerozolimy „głód, zarazę i wojnę”. Mówił jednak: Możecie ich uniknąć jeśli posłuchacie mojego słowa i nawrócicie się do Pana. Niestety nic z tego nie wyszło. Mieszkańcy Jerozolimy, więcej całej Judei, nie słuchali tego, co prorok miał im do powiedzenia. A nawet jeśli słuchali, to nie dawali tym słowom wiary. Dlaczego? Po pierwsze: prorok wymagał od nich – w ich mniemaniu – zbyt wiele. Chodziło o zmianę życia o 180 stopni. Zarówno w sferze religijności – Judejczycy mieli oddawać cześć jedynemu Bogu Jahwe, a porzucić wiarę w inne bóstwa, jak i mieli dokonać zmiany w sferze życia społecznego i moralnego – mieli nawrócić się od swoich złych, bezbożnych uczynków i czynić dobro w oczach Pana.

List do Tesaloniczan

Po drugie: oprócz proroka Jeremiasza w tamtym czasie występowali w świątyni inni tzw. samozwańczy prorocy, którzy zapowiadali coś zupełni innego niż to co zwiastował Jeremiasz. Mianowicie: pokój, szczęście i bezpieczeństwo. Nie zakładali przy tym, że Judejczycy muszą chociażby w minimalny sposób poprawić swoje życie.

Dla Judejczyków, w tym mieszkańców Jerozolimy, to jednak wyrocznia Jeremiasza – co było do przewidzenia – sprawdziła się. Na Judeę Pan Bóg zesłał głód, zarazę i wojnę. Pojawiły się one wraz z wrogimi wojskami babilońskimi. Sytuacja wyglądała naprawdę źle. Jednak i wtedy król judzki Sedekiasz nie dał się przekonać Jeremiaszowi, że jest jeszcze szansa na ratunek, że Bóg może ocalić naród i stolicę państwa. Wystarczy, ze król zaprzestanie beznadziejnych walk z wrogiem, podda się i odda w jego ręce. Kraj wtedy, wraz ze stolicą i świątynią, ostaną się, a sam król i jego rodzina ujdą z życiem.

Niestety i tej przepowiedni Sedekiasz nie posłuchał. Trudno powiedzieć dlaczego. Czy uniósł się honorem, a może bał się reakcji swojego dworu i ludu, na decyzję o poddaniu się królowi babilońskiemu?

Sedekiasz nie posłuchał proroka Jeremiasza i wbrew woli Bożej walczył z królem babilońskim do końca. Walkę tę przegrał. Kraj został splądrowany. On zaś i jego dwór  pozbawieni życia, a stolica wraz ze świątynią stanęła w płomieniach. Prorok Jeremiasz mimo klęski swojego narodu przepowiedział jednak raz jeszcze ratunek. Miał on nadejść sześćset lat później i to w osobie Bożego Syna – Jezusa Chrystusa.

Tak też się stało. Minęło 600 lat od tamtych wydarzeń i na arenie dziejów pojawił się Jezus Chrystus, zapowiadany Boży Syn. Poniósł On śmierć na krzyżu, lecz po trzech dniach zmartwychwstał, pokonując grzech, śmierć i szatana. Jednak całkowite jego zwycięstwo miało się ziścić dopiero wraz z Jego powtórnym przyjściem na ten świat w dniu ostatecznym. I miało dotyczyć już nie tyle samego Izraela, ale całego świata, który w Niego uwierzy.

Słowa o paruzji, czyli Dniu Pańskim, w którym na ten świat powtórnie miał przyjść Mesjasz, wypowiedział wielokrotnie sam Jezus Chrystus, kiedy jeszcze chodził po tej ziemi. Mówił, że powróci, ale już nie jako cierpiący za grzechy innych sługa, lecz Wszechmogący Król, sędzia żywych i umarłych. Tego dnia wszyscy staną przed Nim na sądzie, choć ci, którzy w Niego wierzą i swoje życie jemu poświęcili otrzymają obietnicę zbawienia i życia wiecznego u jego boku.

Warto dziś zastanowić się i do tego zachęca nas tekst kazalny: Czy wszyscy chrześcijanie w to proroctwo, w tę zapowiedź Pana Jezusa po dziś dzień wierzą i o niej pamiętają? Czy wszyscy przywiązują do niej odpowiednią wagę i mają w swej pamięci?

Ostatnie niedziele przed końcem roku kościelnego mają nas utwierdzić w tym przekonaniu i przypomnieć tę najważniejszą zapowiedź Pana Jezusa, że On przyjdzie. I choć nie znamy dnia ani godziny Jego powtórnego przyjścia, mamy być na nie gotowi. Tylko, jak to jest z tą naszą gotowością? Czy nie zapominamy o tym, że w każdej chwili możemy spotkać się z Panem twarzą w twarz?

Są sytuacje, kiedy nam ta świadomość umyka. Na przykład wtedy, kiedy codzienne sprawy zbytnio nas pochłaniają, a myśl o Bogu i jego woli, zastępujemy myślami o swoim własnym dobru, komforcie, interesie. Tak było chociażby u wspomnianych już wcześniej Judejczyków w czasach proroka Jeremiasza. Ale tak było wielokrotnie na przestrzeni dziejów o czym przypomniał sam Pan Jezus w mowie do swoich uczniów: „Jak było za dni Noego, tak będzie i za dni Syna Człowieczego. Jedli, pili, żenili się i za mąż wychodzili aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki i nastał potop i wytracił wszystkich. Podobnie też było za dni Lota: Jedli, pili, kupowali, sprzedawali, szczepili, budowali; a w dniu kiedy Lot wyszedł z Sodomy, spadł z nieba ogień z siarką i wytracił wszystkich. Tak też będzie w dniu, kiedy Syn Człowieczy się objawi” (Łk 17,26-30).

Apostoł Paweł ostrzega w dzisiejszym tekście kazalnym, że Pan Jezus przyjdzie jak złodziej w nocy. Wtedy powstaną z martwych Ci, którzy umarli, ale ci, którzy żyją, zostaną przemienieni i postawieni z tymi pierwszymi przed sądem Chrystusowym. To ważna prawda, która musi być dla nas chrześcijan jasna i której powinniśmy się uchwycić. Tak jak uczyniła to jedna ze starszych ewangeliczek, która podczas rozmowy duszpasterskiej powiedziała: „Wierzę, że nie umrę”. I nie chodziło jej o życie wieczne, które odziedziczy po śmierci, ale ta kobieta wierzyła, że w tej rzeczywiści, w której żyje śmierć ją ominie, gdyż doczeka przyjścia Pana Jezusa na ziemię, a ona sama dostąpi zbawienia i życia wiecznego od przychodzącego powtórnie na ten świat Jezusa.

Inaczej było z mieszkańcami Tesalonik do których swój list skierował apostoł Paweł, a którego fragment jest dziś naszym tekstem kazalnym. Tesaloniczanie, a dokładnie tamtejsi chrześcijanie, co prawda przyjęli do swoich serc bardzo szybko Ewangelię o Jezusie Chrystusie (Dzieje Apostolskie podają, że apostoł Paweł potrzebował zaledwie trzech sabatów na przekonanie Tesaloniczan do wiary w Jezusa Chrystusa, Dz 17,2). Jednak w czasie, kiedy wśród nich zabrakło apostoła Pawła, wkradły się w ich serca wątpliwości czy na pewno Pan Jezusa powróci na ziemię? Doświadczali oni bowiem sytuacji, kiedy wiele z braci i sióstr umierało nie doczekawszy paruzji (powtórnego przyjścia Pana), co sprawiło, że zaczęli się zastanawiać nad losem swoim i swoich zmarłych bliskich. Co z nimi będzie? Jako los spotka ich, a jaki nas? – zastanawiali się?

Na przykładzie zboru w Tesalonikach, widzimy, że Ewangelia nawet w żywym, wzorcowym, pełnym miłości i wiary zborze, potrzebuje być ciągle zwiastowana, by mogła chrześcijan utwierdzać w wierze i nadziei. Dlatego, kiedy apostoł Paweł opuścił Tesaloniki, prędko  wysłał do tego miasta swojego pomocnika Tymoteusza, by ten uspokoił nieco smutne i zawiedzione nastoje tamtejszych chrześcijan i dodał im otuchy.

Podobnie przywołany dziś list Apostoła Pawła do Tesaloniczan miał ich pocieszyć i zachęcić do wytrwałości i cierpliwości w oczekiwaniu na dzień pański, który na pewno nadejdzie. A póki co – pisał apostoł Narodów – póki czekamy, mamy być światłością dla świata i synami dnia, którzy nie śpią jak inni, lecz czuwają i są trzeźwi.

Zatem, nie bądźmy jak Judejczycy podczas oblężenia Jerozolimy, nie bądźmy jak ludzie za dni Noego czy Lota, w ogóle nie zainteresowani tym co przed nami, lecz wyczekujmy z nadzieją i wiarą naszego Pana. Znaki jego przyjścia już się pojawiają. Nie bądźmy na nie obojętni, ale – póki ten dzień jeszcze nie nastał i mamy czas –  rozsiewajmy w tym  świecie światło miłości i promienie nadziei, bo tego od nas oczekuje sam Bóg, amen.

 

Modlitwa powszechna Kościoła

Panie nasz, Boże wszechmogący, który suwerennie władasz wszechświatem, przyjmij dziękczynienie i uwielbienie majestatu Twojej chwały. Uwielbiamy Cię, Boże niepojętej miłości, wszak Ty, jako Pan stworzenia, jesteś jedynie godny czci i chwały. Twoje Królestwo sprawiedliwości i pokoju trwa na wieki. W Jezusie Chrystusie przybliżyło się Twoje Królestwo i objawiła się przez Jego zmartwychwstanie Twoja władza, moc i światłość, która rozprasza mroki naszego życia. W światłości tej prowadź nas, Boże, i zachowaj w radości i szczęściu. Dla chwały Twojego Syna pragniemy żyć i działać, dla Niego też jesteśmy gotowi umierać, gdyż czy żyjemy, czy umieramy, Jego jesteśmy na wieki. Przeznaczyłeś nas bowiem do życia w społeczności z ukrzyżowanym i zmartwychwstałym Chrystusem przed Twoim obliczem. Boże, zanim powołasz nas przed swój majestat, przypominaj nam nieustannie, że biodra nasze winny być przepasane i świece zapalone. Nie dopuść, abyśmy jak ludzie czasów Noego i Lota zajmowali się wyłącznie sprawami doczesnymi, a zapominali o życiu wiecznym, wszak nie mamy tu miasta trwałego, lecz jako pielgrzymi nieustannie podążamy do niebieskiej Jerozolimy, gdzie wraz z aniołami i zastępami niebiańskimi będziemy Cię wielbić z radością na wieki. Dopomóż w dźwiganiu krzyża chorym i cierpiącym. Niechaj zmartwychwstały Pan będzie światłem dla umierających. Niechaj w Nim nadzieję pokładają wszystkie narody, gdyż dałeś Go nam, aby nas wykupionych z niewoli grzechu, śmierci i władzy szatana przyprowadzić przed Twoje oblicze jaśniejące chwałą i dostojeństwem. Wysłuchaj nas przez Jezusa Chrystusa, Pana i Zbawiciela naszego. Amen.