Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa, Miłość Boga Ojca, I społeczność Ducha Świętego, Niech będą z nami teraz i na wieki. Amen
34.Nie mniemajcie, że przyszedłem, przynieść pokój na ziemię; nie przyszedłem przynieść pokój, ale miecz. 35.Bo przyszedłem poróżnić człowieka z jego ojcem i córkę z jej matką, i synową z jej teściową. 36.Tak to staną się wrogami człowieka domownicy jego. 37.Kto miłuje ojca albo matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien; i kto miłuje syna albo córkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien. 38.I kto nie bierze krzyża swego, a idzie za mną, nie jest mnie godzien. 39.Kto stara się zachować życie swoje, straci je, a kto straci życie swoje dla mnie, znajdzie je. Mt 10, 34-39
Drogie Siostry i Drodzy Bracia w Jezusie Chrystusie,
Jesteśmy dziś słuchaczami szorstkich słów Pana Jezusa: „Nie mniemajcie, że przyszedłem przynieść pokój na ziemię; nie przyszedłem przynieść pokój, ale miecz.”
Dalej Pan Jezus mówi o wystąpieniu konfliktów w rodzinie i o konieczności wzięcia na siebie krzyża, a nawet perspektywie utraty przewidywalnego i bezpiecznego życia.
Przyznajmy, z takim programem Pan Jezus daleko by nie zaszedł, gdyby na przykład chciał zostać politykiem. Słów o krzyżu, sporach, a tym bardziej o utracie wygodnego życia, ludzie niechętnie by słuchali. Z moich obserwacji wynika, że popularność w społeczeństwie zdobywa się w myśl zasady: nawet jeżeli wszystko się sypie, kryzys goni kryzys i potrzeba natychmiastowych reform – należy mówić, że wszystko jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. Dopiero wtedy kiedy już dłużej nie da się ukrywać, że jest źle, a nawet bardzo źle, wytrawni gracze szukają winnych poza sobą, w ludziach należących do innych krajów, grup społecznych, mniejszości. To oni wskazywani są za wszystkiemu winnych i tych, których należy rozliczyć z naszego nieszczęścia.
Jezus przeciwnie, choć miał wielu krytyków i wielu od niego odchodziło, zawsze mówił prawdę, stawiał jedynie słuszne i trafne diagnozy nawet kosztem popularności, o którą nie zabiegał. Skupiał się raczej na uwrażliwianiu swoich wyznawców na trudy i wyzwania jakie czekają zdeklarowanego chrześcijanina w życiu.
Jezus mówił wtedy do swoich uczniów, których powołał, a dziś mówi do nas – „Nie będzie wam łatwo. Wasze zachowanie i postawy nie będą w świecie akceptowane, tolerowane, co więcej będą zwalczane i wyśmiewane. Będąc moimi uczniami, czeka was nie pokój, a miecz! Musicie być tego świadomi. Nie uchronicie się od smutków, rozczarowań i krzywd doznanych ze strony nie tylko postronnych, ale również członków najbliższej rodziny, którzy waszego postępowania, waszej wiary, waszej postawy, nie będą rozumieli, nie będą akceptowali, co więcej będą ją zwalczali. I jeszcze coś więcej: sami ze sobą będziecie musieli walczyć. Bo jakaś część waszego jestestwa będzie chciała schlebiać temu światu, iść razem z nim pod rękę, zgadzać się na to, co ten świat proponuje. Ale waszym zadaniem jako moich uczniów jest wyzbyć się tego, wziąć krzyż swój i pójść za mną.”
Tymi słowami Pan Jezus wpisywał się w grono nieugiętych starotestamentowych proroków jakim był chociażby prorok Jeremiasz, którzy bezkompromisowo zwiastowali Bożą wolę ludowi Izraelskiemu. Jeremiasz zwiastował ją w przeddzień kary – jaką Pan Bóg na niego zesłał w postaci najazdu obcych wojsk babilońskich. Gdyby Judejczycy posłuchali wtedy proroka, nawrócili się do Boga i pokutowali za swoje grzechy, nie zostaliby podbici przez obce wojska, ich miasta nie spłonęłyby, a oni sami nie zginęliby, lub w dużej części nie byliby deportowani do Babilonii.
Stało się jednak inaczej. I nie była to jednorazowa akcja, o której mieliśmy okazję posłuchać w tekście czytanym sprzed ołtarza, ale niebezpieczeństwo cierpienia, doświadczenia, niepokoju jak słyszeliśmy ciągle będzie się powtarzało. Jezus – tak jak Jeremiasz – mówiąc o tym, nawołuje więc do nawrócenia i pójścia za Nim, nawet jeżeli to niebezpieczeństwo groziłoby zarówno ze strony obcych jak i swoich: rodziny, przyjaciół.
Zastanówmy się Drodzy: Co te słowa dla nas znaczą? Czy one nas w jakiś sposób nie zniechęcają do pójścia drogą, którą nakreśla swoim uczniom Pan Jezus? Drogą niepokoju, miecza, krzyża? Jednym słowem pójścia wąską drogą? Nam może bardziej pasowałaby szeroka, wygodna droga. Którą wybrać? Są ludzie, którzy w tym momencie mogliby zacząć kalkulować, co się bardziej opłaca: „Pójść z tłumem, ulec innym, nie wychylać się, nie wyróżniać, czy pójść za Chrystusem, za jego słowem, jego obietnicą zbawienia ryzykując jednak nieprzyjaźń tego świata, a nawet najbliższych”.
Czy i my tak nie kalkulujemy? Kiedy o tym myślę, przypominają mi się prawdziwe historie, które sami opowiadaliście – jak to niełatwo było zostać człowiekiem wierzącym we własnym środowisku, co więcej nie łatwo było zostać ewangelikiem w rodzinie. Przypominają mi się też historie opowiedziane przez młodszych z was na lekcjach religii, o tym jak niełatwo jest być w klasie osobą wierzącą, szukającą Bożego Królestwa i jego sprawiedliwości. Bo wśród kolegów i koleżanek jakby liczyło się coś innego. W końcu przypominają mi się opowiadania niejednego o tym jak trudno dla samego siebie jest pójść drogą naśladowania Pana Jezusa i porzucenia własnych pożądliwości i grzechów, wzięcia na siebie krzyża, czyli ciężaru bycia własnością Jezusa.
Jezus nie był politykiem, którego łagodna mowa byłaby niczym tabletki usypiające. On autentycznie chce, żebyśmy byli jego naśladowcami, do niego należeli z wszystkimi tego konsekwencjami. Jego słowa są więc raczej jak gorzka pigułka, ale skuteczna, uzdrawiająca.
Jezus, jeśli tak można powiedzieć, łączył teorię z praktyką, bowiem swoim życiem pokazał, jak swe słowa wprowadza w czyn. Pewnego dnia podczas nauczania tłumów, przyszli do niego jego matka i bracia, chcąc odwieść go od działalności publicznej, Jezus powiedział wtedy do zebranych: „Kim jest moja matka, kim są moi bracia? Ci, którzy słuchają moich słów i wykonują je są moją matką, braćmi i siostrami”. Jezus mówiąc o krzyżu, sam wziął go na siebie by ponieść na go na Golgotę i na nim zginąć dla naszego zbawienia.
Ktoś z obserwatorów tłumaczył, że ludzie są wygodni i bojaźliwi, układają się ze światem, bo nie chcą go stracić. Jezus mówi dziś jednak wyraźnie: „Kto stara się zachować życie swoje, straci je, a kto straci życie swoje dla mnie, znajdzie je. Daje nam też przykład swoim życiem”.
Wobec powyższego możemy więc śmiało powiedzieć, że czas niepokoju, a nawet miecza może być czasem błogosławionym, oczyszczającym. Idąc wąską niewygodną, męczącą drogą, dojdziemy do szczęśliwej mety, którą jest Bożego Królestwo.
Ks. Marcin Luter w kontekście dziś przytoczonych słów Pana Jezusa napisał znamienne słowa: „W sytuacji waśni, wojen, podziałów, sporów i kłótni powstawało chrześcijaństwo w czasach apostołów i męczenników, i wtedy było z nim najlepiej. Boże Słowo budzi niepokój, ale jest on błogosławiony. Idzie tu bowiem o prawdziwą wiarę i jeszcze raz o prawdę jestestwa ludu chrześcijańskiego”.
Wasz poprzedni duszpasterz ks. dr Dariusz Chwastek takimi przemyśleniami na temat tego tekstu dzielił się w swej postylli i nimi chciałbym zakończyć: „Tak owszem, Pan Bóg chce nas obdarować szczodrze wszelkim błogosławieństwem (…) ale Bóg w Jezusie Chrystusie wymaga dla siebie pierwszego, a więc wyłącznego miejsca w sercu każdej i każdego z nas. Nawet przed moim własnym „ja” pragnie być Chrystus. A ma do tego roszczenia pełne prawo, ponieważ już kiedyś oddał za nas, również za ciebie i za mnie, wszystko. A więc najpierw zarezerwujmy w swoim życiu miejsca dla Pana Boga, na następnie będzie w nim miejsce i czas na wszystko inne”. Amen.
Ks. Grzegorz Brudny
Modlitwa powszechna Kościoła: Panie Boże miłości i łaski! Z wdzięcznością i uwielbieniem wspominamy Twojego Syna, Jezusa Chrystusa, przez którego dałeś nam poznanie zbawiennej woli swojej wobec nas, grzesznych i słabych ludzi. Pragniesz, abyśmy nie odpłacali złem za złe, lecz okazywali miłość i serdeczność naszym bliźnim, nawet wrogom i nieprzyjaciołom, gdyż nasza sprawiedliwość powinna przewyższać sprawiedliwość władców tego świata. Przebacz nam, jeśli nie zawsze potrafimy podać przebaczającą dłoń naszym bliźnim niezależnie od ich stosunku do nas i przyjść z pomocą potrzebującym. Uzbrój nas do walki ze złem, przepasz nasze biodra prawdą, przyodziej w pancerz sprawiedliwości, w ręce nasze włóż tarczę wiary i miecz Słowa, abyśmy ostać się mogli w zwaśnionym i pełnym niepokoju świecie. Dopomóż nam zwyciężać samych siebie oraz grzech, śmierć i szatana, który pragnie naszej zguby. Wierzymy, że jedynie w Chrystusie Jezusie dane jest nam zwycięstwo, gdyż sami „złego nie zdołamy zmóc”. Panie Boże miłosierny, zachowaj świat od wojny i krwi przelewu. Dopomóż przezwyciężyć nienawiść między narodami, stronnictwami i pojedynczymi ludźmi. Niechaj zapanuje zgoda i miłość, abyśmy mogli żyć w szczęśliwości, budować królestwo prawdy i sprawiedliwości, oczekując z nadzieją na ostateczne zwycięstwo dobra nad złem. Prosimy Cię o błogosławieństwo dla naszego Kościoła. Daj mu wiernych pasterzy i wierzący lud, aby stał się solą ziemi i światłością świata, przede wszystkim niósł wysoko sztandar Ewangelii o pojednaniu i pokoju. Wysłuchaj nas przez Jezusa Chrystusa, naszego Pana i Zbawiciela. Amen.