Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa, Miłość Boga Ojca, I społeczność Ducha Świętego, Niech będą z nami teraz i na wieki. Amen
20.A byli niektórzy Grecy wśród tych, którzy pielgrzymowali do Jerozolimy, aby się modlić w święto. 21.Ci tedy podeszli do Filipa, który był z Betsaidy w Galilei, z prośbą, mówiąc: Panie, chcemy Jezusa widzieć. 22.Poszedł Filip i powiedział Andrzejowi, Andrzej zaś i Filip powiedzieli Jezusowi. 23.A Jezus odpowiedział im, mówiąc: Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy. 24.Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, jeśli ziarnko pszeniczne, które wpadło do ziemi, nie obumrze, pojedynczym ziarnem zostaje; lecz jeśli obumrze, obfity owoc wydaje.
2 Kor 1, 3-7.
„Niech ksiądz znowu kiedyś zadzwoni” – usłyszałem przez słuchawkę głos naszej parafianki, której przez telefon składałem życzenia urodzinowe. „Bo wie ksiądz ja nie wychodzę z domu, nie mam z kim się spotkać, porozmawiać”.
Słysząc te słowa zdałem sobie na nowo sprawę z tego, że nawet krótka rozmowa telefoniczna, może komuś sprawić przyjemność, podnieść na duchu, dawać przestrzeń do podzielenia się swoimi smutkami i radościami. Po takiej, nawet krótkiej rozmowie może być komuś lżej.
Inna sytuacja. Siedzę przy łóżku chorego będącego po operacji. Wiem, że wizyta w tym domu nie może być zbyt długa, by nie zmęczyła dochodzącego do zdrowia parafianina. Podczas wizyty, w pewnym momencie dołącza do nas jego opiekunka. Rozmawiamy już nie we dwoje, a we troje. Mam wrażenie, że tak samo jak dla chorego, również dla jego opiekunki ta rozmowa jest ważna, przynosi ulgę, pociesza.
Ostatnia sytuacja. Stoję z dwoma innymi duchownymi za ołtarzem stworzonym naprędce w hali sportowej MOSiRu. Czytam Słowo Boże z Księgi proroka Izajasza: „Nie bój się, bo cię wykupiłem, nazwałem cię twoim imieniem – moim jesteś. Gdy będziesz przechodził przez wody, będę z tobą, a gdy przez rzeki, nie zaleją cię; gdy pójdziesz przez ogień nie spłoniesz, a płomień nie spali cię”. Słowa te na bieżąco tłumaczone są na ukraiński, tak żeby wszyscy mogli je zrozumieć. Kobiety i dzieci by lepiej słyszeć, opuściły na chwilę polowe łóżka i swój dobytek na nich położony. Podeszły bliżej ołtarza. Przytulały się do siebie, płakały. Po hali sportowej niosła się melodia młodzieżowej pieśni religijnej wykonywanej przez studentki z Ukrainy: „Pan jest mocą swojego ludu” – śpiewanej przy akompaniamencie gitary. Po nabożeństwie my duchowni skierowaliśmy swoje kroki pomiędzy łóżka, błogosławiliśmy tych, którzy o to prosili. Było to poruszające dla nas wszystkich doświadczenie. Mam wrażenie, że w tym momencie bardzo potrzebne uchodźcom, pocieszające.
Te trzy sceny, sytuacje, które przeżyłem w ubiegłym tygodniu przypomniały mi się, kiedy czytałem dzisiejszy tekst kazalny z listu apostoła Pawła do Koryntian. W nim apostoł aż dziesięciokrotnie wspomina o słowie „pociecha”. Odmienia je przez wszystkie przypadki i pisze o tym, jak bardzo pociecha potrzebna jest każdemu z nas do życia.
Apostoł Paweł nie teoretyzował. Poznał na własnej skórze jaką wartość ma w życiu pociecha. Poznał jej znaczenie. Sam wiele razy jej doświadczył. Gdyby nie pociecha nie wiadomo jak potoczyłoby się losy apostoła, jak wyglądałoby jego życie? Przeżywał on bowiem podczas swej misji zwiastowania Jezusa Chrystusa w świecie wiele bólu, cierpienia, prześladowania. Nie ukrywał tego. Pisał o tym w przejmujących słowach: „… byłem w więzieniach, nad miarę byłem chłostany, często znajdowałem się w niebezpieczeństwie śmierci, raz byłem ukamienowany, trzy razy rozbił się ze mną okręt, dzień i noc spędziłem w głębinie morskiej, byłem często w niebezpieczeństwach na rzekach, w niebezpieczeństwach od zbójców, w niebezpieczeństwach od rodaków, w niebezpieczeństwach od pogan, w niebezpieczeństwach w mieście, w niebezpieczeństwach na pustyni, w niebezpieczeństwach na morzu, w niebezpieczeństwach między fałszywymi braćmi. W trudzie i znoju, często w niedosypianiu, w głodzie i pragnieniu, często w postach, w zimie i nagości. Pomijając te sprawy zewnętrzne, pozostaje codzienne nachodzenie mnie, troska o wszystkie zbory”. (2 Kor 11, 23-28).
To nie wszystkie doświadczenia apostoła Pawła. Lista jego cierpień jest dłuższa. Pomimo to jednak rozpoczyna on swój list, a zarazem nasz dzisiejszy fragment kazalny, od uwielbienia Boga: „Błogosławiony niech będzie Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy, który pociesza nas we wszelkim utrapieniu naszym.”
Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego apostoł mimo doświadczeń uwielbia Pana Boga? Po pierwsze apostoł był świadom tego, że cierpienia, które go dotykały, nie są przez niego zawinione, nie są konsekwencją jego grzechu, ale raczej służby na rzecz Jezusa Chrystusa. A skoro tak, to mógł być pewien, że Pan Jezus przez te cierpienia go przeprowadzi, będzie dodawał sił i pociechy właśnie. Bóg bowiem nie jest Bogiem milczącym, zdystansowanym, nie interesującym się człowiekiem, ale jest Ojcem miłosiernym, Bogiem wszelkiej pociechy, by pocieszyć tych wszystkich, którzy w nim pokładają nadzieję i wiarę. Paweł pisał: „jak liczne są cierpienia Chrystusowe wśród nas, tak też i przez Chrystusa obficie spływa na nas pociecha.”
Drogie Siostry i Drodzy Bracia w Jezusie Chrystusie, zastanówmy się teraz, czy słowa apostoła Pawła mogłyby być naszymi słowami, przez nas wypowiedzianymi? Czy również ty i ja drogi bracie i droga siostro uważamy, że Bóg jest Bogiem miłosierdzia i Ojcem pociechy dla Ciebie i dla mnie? Żeby odpowiedzieć uczciwie na to pytanie, musimy się zastanowić ile razy w życiu zdarzyło się nam stanąć przed trudnym, wręcz nierozwiązywalnym problemem, a jednak po czasie okazało się, że rozwiązanie jest na wyciągnięcie ręki, a problem okazał się nie być wcale tak trudny do przejścia, tylko strach miał wielkie oczy. I odwrotnie, ile razy każdy z nas suchą stopą przeszedł przez bardzo trudny sprawdzian, choć na pierwszy rzut oka wydawało się, że wcale tak trudno nie będzie. Ostatecznie jednak sprostaliśmy, daliśmy radę. A to wszystko dlatego, że był z nami miłosierny Bóg i Ojciec wszelkiej pociechy. I to On pocieszał i wskazywał najlepsze rozwiązania, najbezpieczniejsze drogi, którymi każdy z nas mógł pójść.
Dziś apostoł każe nam się więc zastanowić nad swoim własnym życiem i przypomnieć sobie: Ile w nim było pocieszającego na każdym kroku Boga, ile było jego miłosierdzia i łaski? Ale nie tylko to. Apostoł każe nam samym stać się pocieszycielami dla innych, tych, którzy są smutni, zrozpaczeni, nie widzący wyjścia z sytuacji. Szczególnie dla chorych, uchodźców, samotnych, umierających. Czy jesteśmy takimi pocieszycielami dla innych? Czy nie szczędzimy swojego czasu, swojego zainteresowania drugiemu człowiekowi, szczególnie temu, który jest w potrzebie? Bóg, „który pociesza nas w naszych utrapieniach chce abyśmy tych, którzy są w jakimkolwiek utrapieniu, pocieszać mogli taką pociechą jaką nas samych Bóg pociesza”.
Pewnego dnia rozmawiałem ze swoim znajomym, o tym jak sobie radzi z trudnościami związanymi z wychowaniem niepełnosprawnego dziecka. Zapytałem czy ludzie, którzy wiedzą o jego sparaliżowanym i niepotrafiącym mówić synku okazują mu pomoc, w jakimś stopniu niosą pocieszenie? Mój znajomy uśmiechnął się w słuchawce i odpowiedział. „Wiesz, jest zupełnie na odwrót. Odkąd wychowujemy niepełnosprawnego Jonasza, dzwonią do nas rodzice innych niepełnosprawnych dzieci i proszą o rady, wskazówki co robić w różnych sytuacjach. Jest tak, że zacząłem dla nich organizować spotkania, podczas których wymieniamy się doświadczeniami, podczas których często to ja staram się ich pocieszyć”. Zamiast więc otrzymywać wsparcie w trudnej sytuacji, mój znajomy sam je daje i dzieli się z innymi tym co ma najlepszego, wiedzą, umiejętnościami, pocieszeniem. Kiedy zaś zasugerowałem, że musi to być dla niego trudne. Zaprzeczył. Powiedział, że cieszy się, że może pomóc, że inni obdarzają go zaufaniem i do niego zwracają się o pomoc.
Apostoł Paweł kończy swój fragment znamiennymi słowami: „A nadzieja nasza co do was jest mocna, gdyż wiemy, iż jako w cierpieniach udział macie, tak i w pociesze”.
Udziałem naszego życie nie jest tylko cierpienie, ale także pociecha, trzeba nam o tym pamiętać, szczególnie wtedy, kiedy jesteśmy smutni i nie widzimy nadziei i szansy na przyszłość. Przypomina nam to nie tylko nasz dzisiejszy tekst kazalny, ale i czas pasyjny, który właśnie przeżywamy. Wspominamy bowiem mękę i śmierć naszego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa, uświadamiając sobie, że On taką wybrał drogę, byśmy my od niego mogli otrzymać pocieszenie, zmartwychwstanie i zbawienie. Niech będzie za to błogosławiony i uwielbiony, nasz Pan i Zbawiciel Jezus Chrystus, teraz i zawsze, amen.
Modlitwa powszechna Kościoła:
Przedwieczny, Święty Boże, Ojcze pełen dobroci i łaski! Wielbimy i chwalimy Cię za miłość Twoją objawioną w Jezusie Chrystusie, Synu Twoim. W poniżeniu, cierpieniu i hańbie krzyża Chrystusa ukryłeś oblicze swoje pełne chwały i świętości. Patrząc na Jezusa możemy oglądać Ciebie i doznawać szczęścia życia w Twojej bliskości. Dziękujemy Ci, że w Jezusie dałeś nam prawdziwy chleb życia. Posileni nim możemy wytrwać w pielgrzymce do niebieskiej ojczyzny, gdzie Ty oczekujesz nas i pragniesz obdarować wiecznym pokojem i radością. Złącz przy stole Chrystusa wszystkich w braterskiej miłości i wzajemnym poszanowaniu. Posilaj nas ciałem Syna swojego. Oczyść nas krwią Syna swojego, abyśmy usprawiedliwieni z łaski mogli oglądać w wieczności święte Twoje oblicze. Oczyść Twój Kościół z błędnej nauki i fałszywych nauczycieli. Niechaj słudzy Twoi z mocą zwiastują Ewangelię o krzyżu i budzą przez nią wiarę i umiłowanie Twojego Syna, którego śladem chcemy podążać przez krzyż i poniżenie do chwały zbawienia wiecznego. Uwielbij się w naśladujących Twojego Syna. Boże, pobłogosław wszystkich ludzi dobrej woli i spraw, aby błogosławieństwo krzyża i moc śmierci Chrystusa przeobraziły ludzkie serca. Wysłuchaj przez Jezusa Chrystusa, Pana i Zbawiciela naszego. Amen.