05.02.2024 – Dzień wyjazdu
Był to poniedziałek, drugi tydzień ferii zimowych. Z samego rana piętnastu żądnych przygód podróżnych zebrało się na dworcu kolejowym w Lublinie. Humory dopisywały, a ekscytacja się wręcz z nas wylewała.
Podróż była długa, ale nie wpłynęła na nasz zapał. Na dodatek gorący posiłek na miejscu szybko pozwolił nam się zregenerować przed wieczornym spotkaniem.
Dla osób, które nie orientują się w planie dnia, jaki już tradycyjnie panuje na naszych zimowiskach, dodam, że w ciągu dnia mamy dwa spotkania: poranne i wieczorne. Na porannych spotkaniach rozważamy fragmenty przeznaczone na dany dzień i wyrażamy się śpiewem przy akompaniamencie gry na gitarze ks. Grzegorza. Wieczorne spotkania przebiegają analogiczne, choć przytaczany fragment biblijny jest zazwyczaj dłuższy, a spotkanie kończymy licznymi zabawami i grami. Tak też było i tym razem.
Ksiądz poinformował nas, że na tym zimowisku wszystkie wieczorne rozważania będą dotyczyły przypowieści. Tego dnia celem naszych rozważań stała się przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Czy w przeciwieństwie do Kapłana i Lewity, bylibyśmy w stanie zboczyć ze swoich utartych życiowych szlaków, aby pomóc bliźniemu?
06.02.2024
Rano po zjedzonym śniadaniu wyruszyliśmy na stok i zajęliśmy się wypożyczaniem sprzętu. Zajęło to nam chwilę, ale gdy już wszyscy zostaliśmy odpowiednio zaopatrzeni, zabawa się rozpoczęła. Sama wybrałam snowboard. Moje ostatnie doświadczenia z tym środkiem transportu były dość wyboiste, ale byłam ciekawa jak po tak długim czasie sobie poradzę. Nie powiem, byłam całkiem zadowolona.
Po powrocie na parafię i zjedzeniu obiadokolacji, zebraliśmy się na wieczornym spotkaniu. Tym razem tematem była przypowieść o dwóch domach, zbudowanych na piasku i skale. Czy starczy nam sił, by wykuć swoje fundamenty w kamieniu?
07.02.2024
Dla mnie osobiście był to dość szczególny dzień, gdyż tym razem to moim zadaniem było zająć się częścią merytoryczną naszych spotkań. Poranne zadanie: dobre owoce, czyli rozpoznawanie swojej sytuacji duchowej po tym, co dajemy światu. Podczas śniadania p. Ania Brudny zadała naszym podopiecznym małą pracę domową. Mianowicie każdy miał w ciągu tego zimowiska stworzyć filmik, w którym podzieliłby się z nami którymś ze swoich talentów.
Na stoku, ku mojej nie ukrywanej radości, grono snowboardzistów się powiększyło. Do mnie, Jadzi, Tosi i Piotra dołączyła Ada i Alina. Pierwszy raz w historii tych wyjazdów liczebnie zdominowaliśmy grono narciarzy, a wspólne zjazdy przyniosły nam wiele radości. Narciarzom także dopisywały humory. Na stoku można było zaobserwować wszystko, od prób robienia różnych trików, bicia rekordów prędkości, do spokojnej i nieśpiesznej jazdy.
Po obiedzie odbyło się zorganizowane przez uczestników karaoke. Powiem tak: byłam, zobaczyłam, zaśpiewałam i…niczego nie żałuję;)
Tematem spotkania wieczornego była przypowieść o siewcy. Czy wiesz, że każdego dnia możesz stać się żyzną glebą, na której będzie wzrastać Słowo Boże?
Warto wspomnieć, że tego wieczoru ze szczególnym upodobaniem cieszyła się gra w „Pokazywany głuchy telefon”. Patrzenie jak hasła przedstawiane gestami w przeciwnej drużynie są z osoby na osobę coraz bardziej zniekształcane, wywoływało salwy śmiechu. W+6prawdzie choć wygrała drużyna Ziemniaków (długa historia) to i drużyna CN ( akronim od Ci Najlepsi) dała sobie świetnie radę (prawda, byłam w tej drużynie, ale stronnicza jestem tylko w stopniu lekkim:)). Podczas wieczornych śpiewów odważyłam się dołączyć do gry na gitarze księdza ze swoim ukulele i było to bardzo miłe doświadczenie.
Jedynym naszym zmartwieniem była pogoda. Od początku naszego wyjazdu było bardzo ciepło, jak na luty, co nie sprzyjało naszym śnieżnym planom. Zaczęliśmy się poważnie obawiać, że śniegu nie wystarczy dla nas do końca wyjazdu.
Zgadnijcie co w nocy spadło?
08.02.2024
Ten dzień dostał miano Dnia Hardcore. Wszyscy uskrzydleni nową polarną rzeczywistością, w której przyszło nam się obudzić, ochoczo wstaliśmy wcześniej, by jak najszybciej trafić na stok. Godnym uwagi jest fakt, że tym razem podczas spotkania zmienił się skład orkiestry. Do mojego ukulele dołączyło ukulele Jadzi, a gitarę przejął od księdza Henryk. W tym składzie muzykowaliśmy już do końca naszego wyjazdu.
Po szaleństwie na stoku przyszła pora na basen. Zanim to jednak nastąpiło musieliśmy pożegnać Marysię, która musiała wcześniej wrócić do domu. Było nam smutno, bo zdążyliśmy się już wszyscy zżyć, ale byliśmy pewni, że wkrótce się ponownie spotkamy.
W aquaparku przyznam, że większość czasu spędziłam w części z saunami i wszelkiego rodzaju komorami spa. Było to jak najbardziej planowane, bo miałam żelazne postanowienie, że odkuję sobie trudny semestr urządzając długą drzemkę na jakimś leżaczku. Mój wybór padł na praktycznie pustą jaskinię z jodowanym powietrzem i nie za bardzo się stamtąd ruszałam. Jednak co jakiś czas dochodziły do mnie krzyki, piski i śmiechy, które nieomylnie świadczyły o wciągnięciu przez naszą młodzież księdza do Ice Bucket Challenge. Popieram, my też tak kiedyś robiliśmy.
Była jeszcze jedna sprawa, którą chcieliśmy tego dnia załatwić. Był tłusty czwartek. A my nie mieliśmy pączków. Przed podaniem obiadu intensywnie naradzaliśmy się jak te tłuste przysmaki zdobyć. Sytuacja rozwiązała się sama. No, może nie do końca „sama”. Okazało się, że nasze kochane panie kucharki pomyślały o nas i po obiedzie podały nam własnoręcznie robione, domowe pączki.
Pełni wdzięczności za tą słodką niespodziankę wróciliśmy na stok, na wyczekiwane wieczorne zjeżdżanie. Było super. Po wszystkim pożegnaliśmy się z naszym wiernym, wypróbowanym już sprzętem, który trzeba było zwrócić do wypożyczalni.
To był długi, ale cudowny dzień.
09.02.2024
Tym razem poranne spotkanie było dłuższe niż zwykle, ze względu na brak wieczornego poprzedniego dnia.
Rano czekała nas wizyta w Chacie Kawuloka, gdzie w sposób humorystyczny przedstawiono nam tradycje i zwyczaje tutejszych górali.
Przed obiadem mieliśmy czas wolny, który przez większość był wykorzystany intensywnie. Zaczęło się bowiem zgłaszanie uczestnictwa i zbieranie drużyn do trzech, mających odbyć się tego dnia turniejów. Pierwszym był turniej ping-ponga jeden na jeden (przed obiadem), drugim w trambambule (piłkarzyki), trzecim ping-pong w parach.
W turnieju ping-ponga jeden na jeden wzięło udział dziewięciu zawodników. Zostali w drodze losowania podzieleni na 3 grupy. Po tym jak każdy zawodnik skonfrontował się z wszystkimi ze swojej grupy, wyłonionych zostało trzech finalistów: Alina, Robert i Piotr. Dodatkowo wyłoniono czwartego finalistę, który poza zwycięzcami zdobył największą ilość punktów. Zawodnikiem tym okazał się Julek. Finał był pełen emocji i ostatecznie zakończył się następująco: pierwsze miejsce zdobył Robert, drugie Julek, trzecie Alina, czwarte Piotrek.
Obiad przyniósł ukochane i wyczekiwane przez cały wyjazd kluski na parze. Ekscytacja dała swoje ujście w oklaskach dla pań kucharek.
W turnieju z trambambuli wystartowały trzy drużyny złożone z dwóch zawodników. Zwycięzcami turnieju zostali Henryk i Julek. Duet ten okazał się również zwycięski w turnieju ping-ponga drużynowego dwa na dwa.
Wieczorem czekał na nas kulig. Na tę wyprawę zabrały nas dwa pociągowe koniki: Kuba i Maciek. Po drodze urządziliśmy sobie karaoke. Mało jest rzeczy tak magicznych, jak jazda powozem nocą po lesie, śpiewając w miłym towarzystwie. Na końcu naszej podróży czekały na nas kiełbaski i gorąca herbata. Posiłek spożyliśmy przy akompaniamencie zespołu ludowego.
Wieczorne spotkanie prowadziła p. Ania Brudny. Tematem przewodnim była przypowieść o talentach. Mieliśmy za zadanie napisać anonimowo na kartkach coś miłego o każdym z uczestników zimowiska, po czym rozdano nam karteczki napisane o nas. Serce rosło, nie tylko przy czytaniu miłych rzeczy na swój temat, ale przede wszystkim gdy widziało się innych, wkładających te karteczki pod etui telefonów, tak, aby mieć je zawsze przy sobie.
Następnie odbyło się oglądanie filmików z talentami. Było to naprawdę niesamowite, mogliśmy poznać naszych towarzyszy z innej, nieznanej nam strony, i gwarantuję, że w grupie tej talentów nie brakowało!
Pod koniec spotkania naszych uszu dobiegł huk. Wybiegliśmy na korytarz i zobaczyliśmy…fajerwerki. Wtedy zdaliśmy sobie sprawę: minęła północ, a w hotelu Złoty Groń obchodzono właśnie Chiński Nowy Rok. Zakończył się rok Królika, a rozpoczął rok Smoka.
10.02.2024
Nadszedł dzień wyjazdu. Po śniadaniu podziękowaliśmy serdecznie paniom kucharkom za opiekę nad nami, żegnając je gromkimi brawami. I…wyjechaliśmy. Chcecie wiedzieć jaka przypowieść prowadziła nas w drodze do domu? Przypowieść o ziarnie gorczycy, bo każdy z nas powinien pamiętać, że nawet gdybyśmy teraz poczuli się znowu małymi, samotnymi ziarnami gorczycy, to właśnie z takich ziaren, wyrasta coś wielkiego.
Od autora
Nasza tradycja zimowych wyjazdów do Istebnej sięga już 10 lat wstecz. Pierwszy wyjazd odbył się, gdy chodziłam do gimnazjum i przygotowywałam się do swojej konfirmacji. Teraz kończę studia, a tradycja wciąż trwa, ma się dobrze i łączy kolejne pokolenia. Po latach przerwy w wyjazdach spowodowanych studiami pojawiłam się tu znowu, tym razem w nowej roli. Roli opiekuna. Nie powiem, stresowałam się tym na początku, ale cieszę się, że się na to zdecydowałam. To było dla mnie jak podróż w czasie. Niby niewiele się zmieniło…a jednak było jakoś inaczej. Zdałam sobie sprawę w czym rzecz dopiero gdy zobaczyłam na stoku drzewko. Choinkę, którą pamiętam jako mały kolczasty kijek, w który mój kolega Kuba zawsze jakimś cudem wjeżdżał (mimo, że było to jedyne drzewko na stoku i nie miało nawet pół metra). Teraz to było już wielkie, piękne drzewo, o równych, pokrytych igłami gałęziach. Wtedy zrozumiałam. Nic się nie zmieniło. Ja dorosłam. Jak dobrze, że mogłam wrócić do miejsca, które uczestniczyło w moim dorastaniu i jak dobrze jest patrzeć jak uczestniczy w dorastaniu kolejnych młodych ludzi.
Lek.wet. Katarzyna Kasprzak