5. niedziela po Trójcy Świętej

Tekst kazalny: Łk 14, 25-33.

A szły z nim liczne tłumy, i obróciwszy się, rzekł do nich: Jeśli kto przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści ojca swego i matki, i żony, i dzieci, i braci, i sióstr, a nawet i życia swego, nie może być uczniem moim. Kto nie dźwiga krzyża swojego, a idzie za mną, nie może być uczniem moim. Któż bowiem z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie najpierw i nie obliczy kosztów, czy ma na wykończenie? Aby gdy już położy fundament, a nie może dokończyć, wszyscy, którzy by to widzieli, nie zaczęli naśmiewać się z niego, mówiąc: Ten człowiek zaczął budować, a nie mógł dokończyć. Albo, który król, wyruszając na wojnę z drugim królem, nie siądzie najpierw i nie naradzi się, czy będzie w stanie w dziesięć tysięcy zmierzyć się z tym, który z dwudziestoma tysiącami wyrusza przeciwko niemu? Jeśli zaś nie, to gdy tamten jeszcze jest daleko, wysyła poselstwo i zapytuje o warunki pokoju. Tak więc każdy z was, który się nie wyrzeknie wszystkiego, co ma, nie może być uczniem moim.

Na początku lat 90. XX w. można było zaobserwować, iż bardzo modne stały się wywiady. Przeprowadzano je wtedy przede wszystkim z ważnymi osobami w państwie, kulturze czy mediach. I w zasadzie ta moda na przeprowadzanie wywiadów bynajmniej nie minęła. Wręcz odwrotnie: wydaje się, że taka forma komunikacji międzyludzkiej, jaką jest wywiad stała się jeszcze bardziej popularna w ostatnich latach. Zatem obecnie wywiady przeprowadza się niemal na każdym kroku i to w najpróżniejszych celach – najczęściej po to, by nieco bliżej poznać jakąś ważną osobę lub po to, by zbadać poglądy tzw. opinii publicznej na dany temat. Jednym słowem, trudno sobie dzisiaj wyobrazić jakikolwiek program informacyjny, w którym brakowałoby takiej bądź innej formy wywiadu.

Dawno temu natknąłem się na pewien przykład, który utkwił mi w pamięci. Otóż przeprowadzono niegdyś rodzaj wywiadu, w którym jedno z pytań brzmiało dość osobliwie: „czego spodziewasz się po Jezusie Chrystusie?”. Jedna z odpowiedzi przykuła wtedy moją uwagę: „Szczerze mówiąc – niczego. Bo czego można się spodziewać po kimś, kto żył przed dwoma tysiącami lat?”.

To może być opinia osoby, która Jezusa kojarzy tylko z człowiekiem, który – podobnie jak najwięksi spośród ludzi – w swoim czasie żył, działał i umarł. Ale sięgając do czasów biblijnych, przyznać trzeba, że wtedy również słowa Jezusa z Nazaretu przyjmowane były ambiwalentnie. Byli ludzie, którzy początkowo podążali za Nim z entuzjazmem, lecz szybko dochodzili do wniosku, że Jego mowa jest „twarda” i „mało kto jej może słuchać”, po czym szybko wracali do swoich wcześniejszych zajęć. Również ap. Paweł powiadał, że kazanie o Krzyżu Jezusa Chrystusa jest dla jednych mocą Bożą ku zbawieniu, dla innych zaś jest głupstwem.
Dzisiaj również mamy do czynienia z wymagającym tekstem biblijnym, w którym usłyszeliśmy następujące słowa: „A szły za nim liczne tłumy i obróciwszy się, rzekł do nich: Jeśli kto przychodzi o mnie, a nie ma w nienawiści ojca swego i matki, i żony, i dzieci, i braci, i sióstr, a nawet i życia swego, nie może być uczniem moim”. I znów może ktoś powiedzieć: twarde to słowa, a na dodatek – jakże kategoryczne! Jak one się mają do nas? Przecież my kochamy swoich rodziców, żony, mężów, swoje dzieci, braci i siostry. My kochamy całe nasze rodziny, a ponadto kochamy swoje życie i chcemy żyć! Jezusowi Chrystusowi chcemy służyć naszą pracą, właściwym postępowaniem na płaszczyźnie życia rodzinnego oraz całą naszą postawą życiową, ale żeby On wymagał od nas aż tak kontrowersyjnej decyzji? Trudno to ogarnąć naszym rozumem! Inaczej mówiąc, któż zechce uczniować za cenę nienawiści? Podobne pytania można by mnożyć jeszcze długo. Jednak im więcej takich pytań, tym więcej także wątpliwości…

Jednak zwróćmy uwagę, że istotą naszego tekstu kazalnego nie jest wywołanie konsternacji ani przerażenia. Chodzi przede wszystkim o próbę zweryfikowania priorytetów, w oparciu o które rozgrywa się nasze życie. Zatem chodzi o to, co jest dla nas w życiu najważniejsze oraz co stanowi dla nas najwyższą wartość bądź co jest najbliższe naszemu sercu?

Zarazem zauważmy, że nasz tekst kazalny nie tylko zadaje nam pytania, lecz także niesie z sobą niezwykle ważne odpowiedzi: przekazuje nam prawdę o tym, co powinno być najważniejsze w naszym życiu, co powinno zajmować pierwsze miejsce w naszych sercach! Powiem wprost: nasz dzisiejszy tekst biblijny porusza kwestię fundamentalną, którą można ująć w postaci prostych pytań: jaką rolę spełnia w twoim życiu Jezus Chrystus? Czy On kształtuje twoje życie? Jaką wartość na dla Ciebie Jezus, Pan? Na jakim miejscu ustawiasz Go w swojej skali wartości?

Tak, On nam błogosławi, On obdarowuje nas życiem, rodzinami i zdrowiem oraz ciągle się o nas troszczy. Dlatego przykładowo codzienna modlitwa poranna, a więc zwrócenie się do Jezusa Chrystusa z ufnością, zastanowienie się nad Jego Słowem, może nasze życie porządkować. Modlitwa wieczorna zaś pozwala na to, by wszystko, co wydarzyło się w ciągu dnia, złożyć w „ręce Boże”. Bóg zawsze i wszędzie chce być naszą siłą – bez względu na to, jakie wydarzenia przychodzi nam w życiu przeżywać!

Drodzy, słyszeliśmy również zastanawiające słowa, iż „kto nie dźwiga Krzyża swego, a idzie za mną, nie może być uczniem moim”. Zaś uczestnicząc z społeczności nabożeństwa niedzielnego słyszymy, że „błogosławieni są ci, którzy słuchają Słowa Bożego i strzegą go”. Prorok Micheasz powiada zaś: „Oznajmiono ci człowiecze, co jest dobre i czego Pan żąda od Ciebie: abyś wypełniał prawo, okazywał miłość bratnią i w pokorze chodził za swoim Bogiem” (Mi 6,8). Można powiedzieć, że praktyczne realizowanie tych zasad jest znakiem rozpoznawczym ucznia Chrystusowego, który dźwiga swój Krzyż. Natomiast człowiek, który tylko o tym wie i próbuje uczynić teoretyczny bilans strat, jakie mógłby przy tym ponieść oraz korzyści, które mogłyby zostać zapisane na jego konto, nazywany jest idącym wprawdzie za Chrystusem, lecz nie dźwigającym swojego Krzyża. Chcąc wziąć na siebie Krzyż, trzeba się w to dzieło zaangażować, a więc uczynić praktyczny krok „wiary czynnej w miłości”.

W dzisiejszym fragmencie z ewangelii Łukasza Jezus wydaje się do nas mówić, że nie można być Jego uczniem, jeśli zachowywalibyśmy się jak bierni obserwatorzy zewnętrznych zachowań ludzi wierzących – praktykujących! Jednak choćby sam fakt, iż znajdujemy się tutaj, w kościele, może wskazywać na to, że zależy nam, by słuchać żywego Słowa Bożego oraz może świadczyć o tym, że znajdujemy to, czego potrzebujemy i jesteśmy gotowi żyć Ewangelią o zbawieniu w Jezusie Chrystusie, a także dzielić się Nią z innymi ludźmi.

Tak, owszem, Pan Bóg chce nas obdarowywać szczodrze wszelkim błogosławieństwem, ale jak długo nasze dłonie i serca będą wypełnione inną treścią, tak długo będziemy mieć zamknięte oczy na Jego działanie w naszym życiu. Bóg w Jezusie Chrystusie wymaga dla siebie pierwszego, a więc wyłącznego miejsca w sercu każdej i każdego z nas. Nawet przed moim własnym „ja” pragnie być Chrystus. A ma do tego pełne prawo, ponieważ już kiedyś oddał za nas, również za ciebie i za mnie, wszystko. A więc najpierw zarezerwujmy w swoim życiu miejsce dla Pana Boga, a następnie będzie w nim miejsce i czas na wszystko inne. Amen.

ks. dr Dariusz Chwastek
Lublin, dnia 8.07.2007